Informacja o starcie PGE Ekstraligi 12 czerwca zelektryzowała całe środowisko żużlowe. Początkową radość spowodowaną tym, że nareszcie zobaczymy naszych ulubieńców na torze, ostudził dopisek w nawiasie: „bez udziału publiczności”.
Choć jako kibice mogliśmy spodziewać się takiego rozwoju sytuacji, to jednak wciąż istniała iskierka nadziei, że jakaś mała grupa będzie mogła przyjść i głośno dopingować ukochany zespół. Zakaz jest dla wszystkich zrozumiały. Pytanie tylko – czy gorące serce kibica podporządkuje się i pokornie będzie oglądać mecz przed ekranem? Spróbujmy zrobić hipotetyczną symulację.
Nie znamy jeszcze kalendarza rozgrywek, ale załóżmy, że 12 czerwca dochodzi w Grudziądzu do pierwszego spotkania. Rywalem miejscowych będzie Unia Leszno. Grudziądz to małe miasto – stadion leży w dość centralnym punkcie i dojazd nawet z najdalszego punktu w jego granicach administarcyjnych to kwestia maksymalnie 15 minut. Czy mając za rywala drużynowego mistrza Polski, czy w zasadzie jakąkolwiek inną drużynę, możemy być pewni, że ci najwierniejsi i najbardziej spragnieni ryku motorów fani nie pojawią się tego dnia tłumnie pod bramami?
Stadion znajduje się w gęsto zadrzewionym Parku Miejskim. Kiedyś częściej, teraz rzadko, można było spotkać kibiców, którzy bez skrępowania zajmowali miejsca na gałęziach drzew wokół niego.
Najbardziej szalony scenariusz? Kibice w roku 2020 rozsiadający się w miejskim lasku na tychże drzewach, jak za dawnych lat, już na kilka godzin przed rozpoczęciem spotkania. Już dziś na forach kibicowskich można się doszukać żartobliwych rozmów o sektorach tworzonych w koronach lasu.
Najbardziej realny? Być może część kibiców w maseczkach usiądzie z rodzinami w parku lub pod stadionem z telefonami w ręku, oglądając relację live, a jednocześnie słysząc motocykle na żywo, choćby zza „ścian” obiektu przy Hallera 4, skoro nie jest daleko, aby w te okolice się dostać.
Bądźmy szczerzy: oglądanie w domu w dwie, trzy osoby czy w skrajnych przypadkach samemu nawet z szalem na szyi nie odda do końca atmosfery jaka towarzyszy temu sportowi. Przychodzenie odpowiednio wcześniej, żeby omówić z rodziną, przyjaciółmi czy nawet z obcymi sobie ludźmi, jak może wyglądać przebieg spotkania, na co my jako gospodarze mamy szanse, kibicowanie wspólnie z całym tłumem, a na koniec podziękowania bądź pokrzepienie zawodników osobiście. Przez całą sytuację na świecie te specyficzne przyjemności zostają kibicowi odebrane.
Obecne restykcje to oczywiście zdroworozsądkowe podejście. Musimy się również wykazać pokorą i może nie szturmować bram z nadzieją, że uda się zobaczyć urywek spotkania. Prędzej czy później taka możliwość wróci, a my jako kibice będziemy mogli z dumą wspominać, że udało nam się przetrwać i że walczyliśmy o naszą ulubioną dyscyplinę w tym trudnym i niezrozumiale złym czasie.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!