Jednym z nowych nabytków Motoru Lublin na ten rok jest reprezentant Polski – Jakub Jamróg, który do klubu spod znaku „Koziołka” przenosi się po gorzko-słodkim sezonie we Wrocławiu.
W minionym sezonie tarnowianin wystartował w sześćdziesięciu pięciu biegach w barwach Betard Sparty Wrocław. Wywalczył w nich 82 punkty i 15 bonusów, co dało trzydziestą piątą średnią w lidze – 1,492. Sam wynik nie był zły i wydaje się, że zawodnik może być z niego zadowolony, ale niedosyt pozostawia rola Jamroga w zespole Dariusza Śledzia. Po roku przyszedł czas na rozstanie i wychowanek Unii Tarnów trafił do innego klubu.
– Lublin chodził mi po głowie od dłuższego czasu. Szukałem dla siebie więcej tlenu i miejsca w zespole. Jest to sport drużynowy, ale jest w nim wiele indywidualności. Każdy z nas oprócz stawek finansowych szuka tego, aby rozwinąć skrzydła, aby mocniej na niego stawiać. W Lublinie mi to zapewniono, a we Wrocławiu brakowało mi większej wiary we mnie. Miałem to… szczęście w nieszczęściu kolegów, że miałem ten okres, gdy miałem czas dla siebie i myślę, że go wykorzystałem. Gdy przyszło widmo straszenia ósmym zawodnikiem, to wychodziło jak wychodziło. W Ekstralidze na tym poziomie musi być ta swoboda, tego szukałem i to mi zapewniono w Lublinie. Nic nie ma za darmo, więc resztę muszę udowodnić na torze – mówił Jamróg w magazynie „Eleven Call Live”.
W nowym zespole Jamróg wydaje się mieć komfort psychiczny, ponieważ w kadrze Macieja Kuciapy i Jacka Ziółkowskiego widnieje ledwie piątka seniorów plus kontuzjowany Grzegorz Zengota i Oskar Bober przewidywany pod numer ósmy i szesnasty. – Nigdy nie oczekuję, aby mi wszystko dawano na tacy. Cała moja kariera wygląda tak, że ostro wydzieram sobie i walczę, ale w którymś momencie to zaczyna irytować. Sporo pracy się wkłada, a gdy jest ku temu podstawa, że gdy jest luźniej, to jest wynik, a to jest później zabierane, to irytacja buzuje. Nigdy nie wywierałem presji na trenerze, spuszczałem głowę i wykonywałem polecenia. Po sezonie przyszedł czas na rozrachunek i wyszło, że nie tędy droga, aby się rozwijać.
29-latek na brak dobrych wyników narzekać nie mógł. Przyzwoity sezon w PGE Ekstralidze, a także drugie miejsce w finale Złotego Kasku i ambitna postawa w przeróżnych imprezach zaowocowała m.in. powołaniem do kadry narodowej. Czy ten sezon może być jeszcze lepszy? – Bardzo bym sobie tego życzył i w to wierzę. Wszystko się ustabilizowało. W Lublinie dostałem wolną rękę na przygotowania kondycyjne, a dla mnie to bardzo ważne, aby okres przygotowawczy był w domu. Mieliśmy fajny okres od grudnia, że przeprowadziliśmy się do domu. Wiele pozytywnych emocji, czasu spędzonego z rodziną i ten okres był idealny. Jestem podbudowany, choć cały czas siedzimy bez jazd na motocyklu.
Drużynowy Wicemistrz Polski jest jednym z nielicznych zawodników, którym udało się już wyjechać na tor i odbyć chociażby jedną sesję treningową. – Miałem okazję rozpocząć sezon, bo miałem jeden trening w Ostrowie dwa dni przed kwarantanną. Potwierdziłem tam, że z kondycją i formą jest wszystko w porządku i liczę, że to wszystko zaskoczy, choć wszystko będzie zwariowane i nietypowe dla nas.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!