Jacek Frątczak, były menadżer drużyny z Torunia, w wywiadzie udzielonym dla naszego portalu komentuje kondycje zawodników z drużyn najlepszej ligi świata oraz funkcję gości, z której w tym sezonie bardzo chętnie korzystają zarządy klubów.
Aleksandra Rojek, speedwaynews.pl: – Jakie są, Pana zdaniem, pozytywne lub negatywne niespodzianki wśród klubów ekstraligowych?
Jacek Frątczak: – Nie wiem czy to można nazwać niespodzianką, ale w tzw. Powtórnym okresie transferowym w maju mówiło się, że Unia Leszno to nie będzie już ten sam zespół, za dużo głębokich podziałów. Nie wiadomo było czy poszczególni zawodnicy, a szczególnie liderzy, będą jeździć. A tu się okazuje, że mimo zmian w strukturze drużyna dalej funkcjonuje znakomicie i wygląda na to, że kroczy po czwarty tytuł mistrza Polski. Może nie jest to niespodzianka, ale na pewno tak mocnego starcia nikt się nie spodziewał, a jednak było.
Z całą pewnością bardzo dobrze i na plus, mimo tego, że była też taka perspektywa wokół drużyny z Częstochowy, jednak nawet osoba Pawła Przedpełskiego powoduje, że warto zwrócić na tę drużynę uwagę trochę pod innym kątem, nie tylko wynikowym.
– Tak, Włókniarz jest teraz w gazie i prezentuje żużel na bardzo wysokim poziomie.
– Chwała za to również Michałowi Świącikowi za to, że potrafi to tak wszystko poukładać. Znamy się długie, długie lata i mamy ze sobą bardzo dobre relacje, więc tutaj dla mnie nie ma żadnej niespodzianki jeżeli chodzi o ten temat.
Na pewno też zaskoczenie in plus, ale nie dla mnie, mówiąc o tym zupełnie szczerze, że doszacowany mocno był też Falubaz. Ale nie popadam też w huraoptymizm z powodu ich miejsca w tabeli dlatego, że to jest bardzo złudne – kalendarz ma gigantyczne znaczenie i pamiętajmy, że dopiero pięć kolejek za nami. Niestety, na Falubazie ciąży ta spektakularna porażka z Częstochową na własnym torze, która może trochę skutkować na ostatecznych rozrachunkach. Aczkolwiek, jeden punkt został odbity na torze we Wrocławiu, co uważam za najlepszy mecz zielonogórzan w sezonie. Mnie Falubaz nie zaskakuje, znam ten zespół doskonale i wiem na co poszczególnych chłopaków stać. Jest natomiast jeden problem, wynikający z tego, że juniorzy niebawem kończą swoje starty w gronie juniorów. Tu będzie duża luka, ale na dzisiaj to właśnie juniorzy i Piotr Protasiewicz robią robotę w Zielonej Górze. Cała reszta jedzie na tym samym poziomie – Skandynawowie nie zachwycają, Martin Vaculik i Patryk Dudek dopiero się rozkręcają i jadą swoje.
Jeżeli chodzi o drużynę lubelską to z całą pewnością ta drużyna została okrzyknięta dominatorem ligi po przyjściu Jarka Hampela. Pomimo zimnego prysznica w Lesznie jest duży potencjał jeżeli chodzi o juniorów, a szczególnie o Wiktora Lamparta. Myślę, że jego punktów też brakowało w drużynie. Ale w mojej ocenie na dzisiaj sądzę, że wskoczą na drugie miejsce w tabeli.
Zaskoczenie in minus to Stal Gorzów. Składowych jest dużo, włącznie z kalendarzem, który był również nieszczęśliwy, ale i forma zawodników daleka od ideału.
Drużyna z Grudziądza póki co zdobyła jedyne zwycięstwo na własnym torze – tak naprawdę z urzędu. W formacji juniorskiej nie wyróżniają się jakoś specjalnie. Konflikty w czasie zawodów – permanentne – pomiędzy Przemkiem Pawlickim a Nickim Pedersenem nie budują niczego pozytywnego jeżeli chodzi o cele tego zespołu.
– Nicki Pedersen jest znany ze swojego porywczego charakteru i dość często daje się ponieść emocjom, więc grudziądzanie wiedzieli kogo przyjmują do drużyny.
– Tak, dokładnie. Jednak ostatni i przedostatni sezon pokazał, że to jest zawodnik na poziomie średniej biegopunktowej 2.000, więc takiego żużlowca bierze się, aby robił punkty. Tak jak Pani mówi – widziały gały co brały, także zaskoczenia wielkiego nie ma. Ale poważnych aspiracji Grudziądz nie miał przed sezonem. Myślę, że dzisiejszy mecz w Lublinie też zweryfikuje. Nie spodziewam się żadnych fajerwerków ze strony grudziądzkiej w tym spotkaniu.
Poniżej oczekiwań jedzie również Wrocław. Tam jest problem z „rozpędzeniem się” zawodników – oprócz Maćka Janowskiego.
– Tai Woffinden też nie pokazuje tego poziomu co kiedyś…
– Tutaj można mieć szereg różnych pytań z czego to wynika etc. Tai mnie nie przekonuje w tym roku. Widać, że tu będą jeszcze problemy i są obszary do weryfikacji. Na pewno mocno na plus w przypadku Wrocławia to jest rola polskiego juniora – chociaż nie była ona wcześniej planowana – jeżeli chodzi o Gleba Czugunowa i na tym zyskuje Sparta. Natomiast Drabik systematycznie w dół, pytanie czy to kwestia rychłego zawieszenia czy są jakieś inne powody. Max Fricke totalnie poza drużyną. Daniel Bewley, który miał być objawieniem ligi, a teraz go w ogóle nie ma. Wzmocnienie Chrisem Holderem – solidnym zawodnikiem drugiej linii, bo tak to należy rozpatrywać w przypadku wrocławian – rzeczywiście dało jakieś efekty, ale trudno budować jakąś wielką perspektywę przy tym zespole w sytuacji, kiedy zawodnicy jadą trochę poniżej swojego potencjału i z całą pewnością poniżej tego, co prezentowali w tamtym roku. A przypomnę o tym, że się mówiło, że Wrocław to jest ta drużyna, która z całą pewnością postawi się Unii Leszno. Takie wzmocnienie w formacji młodzieżowej, jak Czugunow, nie zdarza się na co dzień.
– Jakie ma Pan zdanie na temat ROW-u Rybnik? Weszli w tym sezonie do Ekstraligi, nie robią skandalicznie dobrych wyników. Czy oni mają szansę nawet na szóste miejsce w tabeli, czy jednak są skazani na spadek z ligi?
– Moim zdaniem mają. Wiele klubów może sobie pluć w brodę w związku z formą Roberta Lamberta, bo to jest objawienie ligi. Myślę, że on by wygrał plebiscyt w tym roku, niezależnie od tego co się dalej będzie działo. Nie skazywałbym od razu Rybnika na spadek. Trzeba też spojrzeć prawdzie w oczy, że biorąc pod uwagę formę Roberta Lamberta ZZ-tka jest „matematycznym” wzmocnieniem tego zespołu. Największym rozczarowaniem pod względem zawodnika jest dla mnie Kacper Woryna, który incydentalnie – oprócz jednego meczu czy dwóch – jedzie poniżej tego, czego oczekują od niego też kibice. Jednak z Kacprem jest taka sytuacja: jeśli on trafi w silnik, to Rybnik jest w stanie powalczyć. A ma z kim, bo są zespoły, które jakoś specjalnie nad Rybnikiem nie górują.
– Jednak mecz, który miał się dzisiaj odbyć pomiędzy Rybnikiem a Częstochową, mógł okazać się pogromem, bo jak wspomnieliśmy wcześniej – częstochowianie jeżdżą naprawdę świetnie w tym sezonie.
– No tak, ale pamiętajmy, że porażkę z Częstochową na własnym torze zanotował też Falubaz Zielona Góra, więc to są tak zwane neutralne mecze. Porażka z Częstochową nie przynosimy ujmy Rybnikowi, ponieważ Włókniarz wygra jeszcze niejeden mecz na wyjeździe. Chociażby w najbliższym czasie w Gorzowie, kiedy to odbędzie się powtórka spotkania. Myślę, że to będzie zupełnie nowe rozdanie i częstochowianie przyjadą mocniejsi i zaatakują już od pierwszego biegu.
– Skoro już jesteśmy przy Stali Gorzów… Pana zdaniem mogą się odbudować i mają szansę na wyższe miejsce w tabeli czy zostaną na tym, na którym się teraz znajdują?
– Tu już będzie ciężko… Kluczem będzie mecz u siebie z Częstochową. Proszę zwrócić uwagę na to, co powiedziałem na początku: korespondencyjne pojedynki poszczególnych drużyn i porażki na własnym torze. Jeżeli Unia Leszno będzie wygrywała regularnie – na miejscu Gorzowa trzymałbym kciuki za Unię Leszno. Ale z drugiej strony po ewentualnym zwycięstwie Włókniarza – trzymałbym kciuki za Włókniarz. Wszystko jest możliwe. Miałem okazję pracować z Nielsem-Kristianem Iversenem i połowę sezonu przejechałem z nim na poziomie dwóch-trzech punktów w meczu. Natomiast po operacji i zneutralizowaniu problemu z nerwem okazało się, że facet przegrał do końca sezonu może cztery-pięć wyścigów we wszystkich meczach, w których startował. Nadrabialiśmy bonusami i drużyna mocno się rozkręciła. Dlatego nie skazywałbym od razu Stali Gorzów na porażkę. Jest jeszcze Bartek Zmarzlik, który gdzieś tam się poniewiera i Szymek Woźniak, który ma nie do końca wszystko poukładane. Tam jest bardzo dużo różnych możliwości. Pamiętajmy, że jest jeszcze Krzysztof Kasprzak, który nie jechał. Ta drużyna może zaskoczyć w każdej chwili – uważam, że to tylko kwestia sprzętowa i jednego wygranego meczu, żeby obrócić dźwignię.
– Sądzi Pan, że forma prezentowana przez Bartosza Zmarzlika w tym sezonie może być spowodowana presją zdobycia tytułu mistrza świata?
– Nie, absolutnie, nie ma to ze sobą nic wspólnego. Sądzę, że jedynym problemem Bartka jest koronawirus, który spowodował to, że nie ma naturalnego wejścia w sezon, a druga sprawa jest związana prawdopodobnie z dziennikarzami i konieczność nauki od początku techniki startu. Widać, ile punktów zdobywa Bartek na trasie. Nie ma wątpliwości co do tego, że będzie znowu dominatorem na polskich torach.
– Wspomniał Pan wcześniej o Chrisie Holderze, który jest aktualnie gościem we wrocławskiej drużynie. Teraz dołączył do nich również Oliver Berntzon, a w Gorzowie startuje Jack Holder. Czy takie wypożyczanie zawodników jest aktualnie potrzebne?
– Nie wiem czy jest potrzebne, ale jest dopuszczalne przez regulamin. To tak samo jak w przypadku play-off: one nie są w sporcie po to, żeby było sprawiedliwie, tylko żeby było ciekawie. I jest ciekawiej, ponieważ pojawiają się nowi zawodnicy, nowi gracze, na tej planszy coś się zaczyna dziać. Żałuję, że ja nie miałem możliwości skorzystania z takiej możliwości, bo nie było takich przepisów. Natomiast nie ma w tym nic złego, szanse są jednakowe. Należy to też traktować w kategoriach pewnego budowania drużyn w kolejnych sezonach i – mówiąc kolokwialnie – sprawdzenia jakiegoś zawodnika w boju. Nie ma lepszego challenge’u w „testowaniu” żużlowców niż nawiązanie z nim współpracy, zobaczenie go na treningu… Do tej pory się to nie zdarzało, dla mnie to jest rewelacyjna sytuacja. Z punktu widzenia klubu: świetny układ.
– Czy daje to większe możliwości na zdobycie tytułu drużynowego mistrza Polski czy to bardziej forma treningu przed startami w niższych ligach?
– Wszystko zależy od celu jaki ma klub wypożyczający zawodnika. Każda sytuacja jest inna. Oczywiście z punktu widzenia sportowca jest to bardzo ważny i cenny wkład startowy w formę. Zdobywać dzięki temu mistrzostwo Polski? Myślę, że nie. Gdyby to było takie proste każdy by to robił. Natomiast nie zmienia to faktu, że Ekstraliga zyskuje na tym – pojawiają się nowi zawodnicy, czyli też tacy, którzy mogą namieszać, a nie są statystami.
– W przypadku Wrocławia można nieśmiało stwierdzić, że będą walczyć o tytuł mistrzowski. Jednak o co może walczyć Stal Gorzów? O utrzymanie?
– Na pewno mają różne cele. Jack Holder zdobył trzynaście punktów w ostatnim meczu, czyli to taki zmiennik zawodnika. Trudno oczekiwać od organizacji, że będzie miała wpływ na to, że dany zawodnik będzie miał regres w formie, jak na przykład w przypadku Krzysztofa Kasprzaka i trudno zareagować inaczej. Z drugiej strony jest to też presja dla zawodnika, bo pojawia się konkurencja, bardzo naturalna. Wszystko jest nad tobą.
– Bardzo dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję również.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!