Udany powrót do Nice 1. Ligi Żużlowej ma za sobą Kacper Gomólski. Nowy-stary senior Zdunek Wybrzeża Gdańsk zdobył na inaugurację 12 punktów i bonusa, walnie przyczyniając się do zwycięstwa swojej drużyny.
Tym samym wychowanek Startu Gniezno odpłacił się kibicom na trybunach tak, jak sportowiec potrafi najlepiej. 26-latek został przez nich niemiłosiernie wygwizdany już podczas prezentacji. Później ta sama reakcja powtarzała się przy każdym jego wyjeździe na tor. Sam zawodnik nie wydawał się jednak zbytnio przejęty tym faktem. – Wiadomo, że miejscowi fani mi nie kibicują, w końcu jeżdżę dla innego klubu. Uważam, że zostałem bardzo miło przywitany, aż trochę mnie to zdziwiło. Dziękuję za to serdecznie – w swoim stylu odpowiedział „GinGer”.
Po rudowłosym żużlowcu było widać, że doskonale zna obiekt przy Wrzesińskiej i wie, jakie ścieżki i przełożenia należy dobierać. W swoich trzech pierwszych startach był niepokonany, choć niektóre punkty musiał wywalczyć sobie na dystansie – na przykład Andrieja Kudriaszowa w gonitwie czwartej mijając dopiero na kresce. – Zazwyczaj, gdy przyjeżdżam do Gniezna na zawody, zarówno indywidualne jak i ligowe, to z marszu kręcę fajne i satysfakcjonujące wyniki. Teraz też założyłem tę samą zębatkę co zawsze. Wystarczyły małe korekty po pierwszym biegu, niezbędne do tego, żebym poczuł odpowiednią prędkość, i ze startu na start było coraz lepiej – stwierdził Gomólski. Czy więc rezultat z meczu pierwszej kolejki także można uznać za „fajny i satysfakcjonujący”, a może sam zawodnik uważa, że stać go na więcej? – Mogę się poprawić szczególnie, jeśli chodzi o wyjście ze startu, bo to mi troszeczkę w tym meczu uciekało. Ale przynajmniej miałem okazję, żeby się nieco pościgać na dystansie. Co też ważne, nie był to ten Gomólski, który wozi wszystkich po płotach. Po prostu mijałem rywali, bo byłem na to wystarczająco szybki – dodał.
Rysą na wspomnieniach z udanej inauguracji może być karambol, w którym „GinGer” brał udział w wyścigu trzynastym. Po kontakcie zawodnika Zdunek Wybrzeża z Mirosławem Jabłońskim upadli oni dwaj, a także Oskar Fajfer. Choć za winowajcę sędzia Krzysztof Meyze uznał popularnego „Jabola”, obolałe kości następnego dnia z pewnością odczuwali wszyscy uczestnicy zajścia. Jak wyglądało ono z perspektywy Kacpra Gomólskiego? – Tak naprawdę nie byłoby tej sytuacji, gdyby Mirek na wyjściu z pierwszego łuku zostawił mi trochę więcej miejsca. Po wszystkim miałem wykrzywiony hak i tak naprawdę nie jechałem już dalej optymalną ścieżką, a bardziej tak, żeby po prostu dotrzeć do mety – zaznaczył senior Zdunek Wybrzeża Gdańsk. – Uderzenie było konkretne. Bardzo muszę z tego miejsca podziękować teamom wszystkich chłopaków z drużyny, bo każdy pomagał przy tym, żeby mój sprzęt doprowadzić do stanu używalności. Ostatecznie nie udało się tego wyprostować w parę chwil i musiałem wziąć drugi motocykl, ale z niego też mogę być zadowolony. Co prawda nie wygrywałem na nim, ale po prostu ciężko jest spasować się od zera w trzynastym biegu. Natomiast jeżeli chodzi o zdrowie – zdarty tyłek, naciągnięta pachwina, ale będę żył – relacjonował Kacper Gomólski.
Po kompletnie nieudanym i straconym sezonie w PGE Ekstralidze „GinGer” powrócił do pierwszoligowego Zdunek Wybrzeża. Trener Mirosław Berliński z marszu ustawił 26-latka w parze z młodzieżowcami – Denisem Zielińskim i Karolem Żupińskim. Czy naszemu rozmówcy odpowiada taka rola w zespole? – Gdy jeździłem wcześniej w Gdańsku, to moje wyniki poszły w górę właśnie wtedy, gdy zostałem zestawiony z juniorem. Może faktycznie ten numer jest dla mnie szczęśliwy? Lubię prowadzić parę i dogaduję się z juniorami, zresztą tak jak z całą resztą, bo mamy w tym roku naprawdę zgrany team – zakończył zdobywca 12 punktów i 1 bonusa.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!