Sezon 2020 będzie dziwny i trudny dla żużlowców. Jak na razie wszyscy czekają na poprawę sytuacji i wyjazd na tor, choć wszystko wskazuje na to, że nie nastąpi to szybko. A brak jazdy oznacza prosty rachunek - zero zarobku.
Kiedy żużlowcy wyjadą na owal i zaczną zarabiać? Tego nie wie nikt. Optymistyczny wariant zakłada połowę kwietnia, ale możliwe scenariusze są także i takie, że dopiero w maju lub tuż przed wakacjami. To bardzo niekomfortowa sytuacja dla zawodników, którzy podpisali kontrakty m.in. ze sponsorami i nie mają ich, gdzie i jak reklamować poza mediami społecznościowymi.
– Ja od dawna mam wszystko pozamawiane, a w zasadzie poza drobnymi rzeczami, cały sprzęt mam już u siebie. Większość rzeczy już opłaciłem, ale u każdego zawodnika jest inaczej i obecna sytuacja z pewnością nie jest komfortowa. Poślizgi z wypłatami to w żużlu dość częsta sytuacja i dostawcy sprzętu to rozumieją. Z drugiej strony nie mogą czekać w nieskończoność – mówi Kacper Gomólski na łamach serwisu sport.trojmiasto.pl.
W korzystnej sytuacji wydają się być gwiazdy światowego speedwaya, które przeważnie mają zapas finansowych, nawet po dokonaniu bieżących zakupów. Gorzej sytuacja wygląda na niższych pułapach. – Zawodnicy z górnej półki mogą sobie pozwolić na to, aby pokryć te zamówienia z własnych kieszeni. To pokazuje, że warto odkładać, ale to z reguły udaje się tylko najlepszym i najlepiej opłacanym żużlowcom. Nie rozmawiałem o tym z innymi zawodnikami, ale wydaje mi się, że do żadnego buntu raczej nie dojdzie. Wolałbym aby tych opóźnień nie było, ale chyba każdy z nas rozumie obecną sytuację. Wygląda na to, że nie da rady nic z tym zrobić, przecież jak mówi porzekadło, buta nie zjemy.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!