Jesteśmy już po dwóch kolejkach PGE Ekstraligi. Z dwoma zwycięstwami na czele znajduje się Fogo Unia Leszno, a ostatnie miejsce okupuje z dwoma porażkami Get Well Toruń. Tutaj przyjrzę się jednak chwilowej (miejmy nadzieję) niedyspozycji jednego z liderów truly.work Stali Gorzów.
Mowa oczywiście o Krzysztofie Kasprzaku, który w ostatnich latach był jednym z filarów gorzowskiej drużyny i przed tym sezonem wszyscy z pewnością zakładali podobny scenariusz. Tymczasem po dwóch ligowych kolejkach jego zdobycz to 7 punktów z bonusem w dwóch spotkaniach. Jestem przekonany, że rzadko kiedy sam zawodnik jest zadowolony z takiego osiągnięcia w pojedynczym starciu. Tym razem jednak początek sezonu jest o tyle niepokojący w jego wykonaniu, gdyż podobna sytuacja miała miejsce w dwóch następujących po sobie meczach, bardzo dawno.
Uprzednio „Kasper” taki niekorzystny wynik w kolejnych spotkaniach uzyskał w sierpniu 2015 roku. Wówczas w teorii było jednak jeszcze gorzej, ponieważ 7 „oczek” z bonusem zapisał on na swoim koncie po meczach na własnym obiekcie – 9 sierpnia w starciu z rywalami z Zielonej Góry (3+1 – 0,0,1,2*) oraz tydzień później przeciwko oponentom z Wrocławia (4 – D,2,2,0). Tym razem jednak dzieje się to w pierwszych dwóch kolejkach, może zatem pojawić się kilka powodów do niepokoju. Po czterech punktach w czterech startach w Częstochowie przyszła kolej na trzy z bonusem w tej samej liczbie wyjazdów na tor w Gorzowie, w potyczce z lubelskimi „Koziołkami”.
Początek występów w roku 2019 nie wskazywał jednak na taki obrót sprawy. Wprawdzie w trzech pierwszych wyścigach sparingu w Grudziądzu nie zdobył on punktu, później było już tylko lepiej. W kolejnych dwóch wyjazdach na grudziądzki owal zapisał na koncie 5+1, a dzień później, w rewanżu na stadionie im. Edwarda Jancarza, zdobył 7+1 w trzech biegach.
W XVI Memoriale Edwarda Jancarza, który odbył się w ostatni dzień marca, pewnie awansował do półfinału, w którym zanotował defekt. Dwa dni później z kolei w eliminacjach do finału Złotego Kasku na torze w Tarnowie, na którym nie zawsze radził sobie najlepiej, stracił tylko dwa punkty i w sposób pewny uzyskał awans do finału w Pile. Co stało się później? Na to pytanie zapewne zarówno gorzowscy kibice, jak i sam zainteresowany, chcieliby poznać odpowiedź.
Na wyjeździe w Częstochowie gorzowianie – pomimo przegrywania już różnicą 10 punktów – odrobili część strat i wyjeżdżali z tego miasta z bagażem tylko czterech „oczek” na minusie. Siłą rzeczy jedną z przyczyn porażki upatrywano w postawie wieloletniego filaru „Stalowców”. Tydzień później niestety nie było lepiej. Na obiekcie, który jest dla niego „domowym” od roku 2012 zdobył 4 punkty w tylu też biegach. W spotkaniu tym zostało zmienione ustawienie par i pod nr 9 pojechał Bartosz Zmarzlik, „KK” natomiast, w pierwszej fazie zawodów znalazł się w biegach z juniorami. Czy to miało jakiś wpływ na ten występ? Trudno wyrokować, wiemy jednak, że zarówno sztab szkoleniowy gorzowskiego zespołu, jak i sam zainteresowany, mają teraz twardy orzech do zgryzienia.
Kolejny pojedynek czeka podopiecznych Stanisława Chomskiego 28 kwietnia na stadionie im. Alfreda Smoczyka w Lesznie. Czy to nie najlepsze miejsce na przebudzenie Krzysztofa Kasprzaka? Na tym owalu startował on przez pierwsze 10 lat swojej kariery, a w ciągu siedmiu poprzednich ligowych występów w tym miejscu, tylko w 2015 roku nie „zakręcił się” koło „dwucyfrówki”. Zawodnik ma teraz dwa tygodnie przerwy, która może mu pomóc w uporządkowaniu swoich spraw.
Teoretycznie sporo obaw mogą budzić statystyki z poprzednich 5 sezonów. Począwszy od roku 2014 widać w nich wyraźnie, że lata nieparzyste nie służyły wychowankowi leszczyńskiej Unii. Po najlepszym w karierze sezonie 2014, kiedy z drugą średnią w kraju (2,310) zakończył on ligowe zmagania, przyszedł regres formy. 32. miejsce i współczynnik 1,477 były sporym powodem do motywacji. Poprawa przyszła od razu i rok później (podobnie jak w 2014) Stal z „Kasperem” z 7. średnią w Najlepszej Lidze Świata (2,157) świętowała Drużynowe Mistrzostwo Polski. Kolejny spadek dyspozycji w roku 2017 i średnia 1,853 (23. w sezonie), lecz nawet przy takim wyniku gorzowianie otarli się o finał ligi. W poprzednich rozgrywkach już się w nim znaleźli, ustępując tylko leszczyńskim „Bykom”. Tego wyniku nie dałoby się osiągnąć bez siódmego zawodnika PGE Ekstraligi, ze średnią 2,215.
Ostatnie 5 sezonów w wykonaniu Krzysztofa Kasprzaka to przykład „idealnej” sinusoidy. W myśl tego spadek formy byłby wręcz przewidziany. Czy to jednak konieczne? Nie sądzę. Jestem przekonany, że już niebawem zawodnik ten wróci do pełni swojej dyspozycji w lidze i niejednokrotnie osiągnie dobry wynik. Czy nastąpi to już w następnym meczu w Lesznie? Mam taką nadzieję, bowiem bez dobrej formy jednego z liderów gorzowskiej drużyny, same rozgrywki stracą na wartości. Najważniejsze w tej sytuacji wydaje się zachowanie zimnej głowy („banał”, który najłatwiej zapewne wypowiadać zza ekranu monitora lub telewizora). Nie zapominajmy jednak o tym, że zawodnik ten – gdyby nie niefortunny upadek z rundy Speedway Best Pairs w Landshut – przed pięcioma laty mógł być trzecim polskim mistrzem świata. Krzysztof Kasprzak nie zapomniał jak się jeździ i chciałbym aby jak najszybciej cieszył oko nie tylko gorzowskich kibiców, swoją widowiskową i skuteczną jazdą. A nawet jeśli nie nastąpi to od razu, to mam nadzieję, że wstrzemięźliwością wykażą się żużlowi „eksperci”, których najczęstszy kontakt ze speedwayem to wygodne ciepłe wnętrze mieszkania oraz atrybuty takie jak pilot w jednej ręce oraz zimny napój lub przekąska w drugiej.
źródło: inf. własna / średnie: Rafał Gurgurewicz
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!