Jednym z najbardziej nierówno jeżdżących zawodników w piątkowy wieczór w Częstochowie był Szymon Woźniak. Reprezentant truly.work Stali Gorzów Wielkopolski przy swoim nazwisku zapisał każdą możliwą cyfrę.
Początek meczu w wykonaniu Szymona Woźniaka mógł napawać optymizmem, bowiem po dwóch seriach startów miał on na swoim koncie cztery punkty z bonusem, a w pokonanym polu Adriana Miedzińskiego oraz Mateja Žagara. W kolejnym biegu dorzucił jeszcze dwójkę, gdy w dziewiątym biegu przedzielił parę Leon Madsen – Paweł Przedpełski. W ostatnim swoim starcie uległ dwójce rywali i ostatecznie do domu wrócił z wynikiem sześciu oczek i bonusa.
– Wszystko ułożyło się w jedną logiczną całość, choć rozbieżność jest faktycznie duża. Ta jedynka z bonusem pokazała, że brakuje nieco prędkości, a później był bardzo dobry wyścig i udało się go wygrać. Za trzeci bieg nie mam do siebie pretensji, bowiem na to, co wyprawia tutaj Leon Madsen, nie można za bardzo patrzeć. Nie popełniłem żadnego błędu, a on mnie… ominął. Pierwsze trzy biegi w porządku, ale największe pretensje mam do swojego czwartego biegu. Pole „D” nie było co prawda idealne, ale udało mi się z niego nieźle wystartować i miałem dobrą pozycję w pierwszym łuku. Niestety, nie udało mi się założyć rywali, zostawiłem nieco miejsca Pawłowi Przedpełskiemu, który złapał przyczepność i „wskoczył” przede mnie. Próbowałem przeciąć jego tor jazdy, ale był tam Thomsen i wytraciłem prędkość. I z bardzo dobrej pozycji spadłem na ostatnie miejsce i mam żal, bo mogłem rozegrać to lepiej – przyznał po meczu Szymon Woźniak w rozmowie z dziennikarzami.
Na papierze drużyna forBET Włókniarza Częstochowa miała łatwo wygrać z truly.work Stalą Gorzów, a początek meczu to faktycznie potwierdzał. Później jednak goście doszli do głosu i niewiele zabrakło, a to oni mogliby zainkasować ligowe punkty. – Szkoda, że każdy z nas miał jakąś wpadkę na przebiegu całego meczu. Jedna czy dwie mniej, a z Częstochowy wywieźlibyśmy punkt lub dwa. Byłoby to dużym zaskoczeniem, ale na pewno wyjeżdżamy z podniesioną głową, bowiem Włókniarz nie dostał nic za darmo. Anders i Bartek postraszyli w biegach nominowanych.
Po meczu bardzo wiele mówiło się na temat przygotowania nawierzchni toru w Częstochowie. Tak nudnego widowiska nie było w tym mieście od wielu lat, a fakt jak dobrze przełożyli się do niego w trakcie meczu goście spowodowało, iż wielu zastanawiało się czy ten owal nie jest bardziej gorzowski, niż miejscowy. – Dzisiejszy tor był naprawdę wymagający i ciężko było podjąć walkę na dystansie. O wyniku decydował start i rozegranie pierwszego łuku, a szpryca była naprawdę ciężka, bo było wiele luźnego materiału. Detale grały bardzo wielką rolę.
Dla Woźniaka był to występ kilka dni po fatalnej kraksie z Jarosławem Hampelem. Wychowanka Polonii Bydgoszcz zapytaliśmy czy odczuwał w piątkowy wieczór skutki tego upadku. – Generalnie o tym nie myślałem w trakcie meczu i czuję się w pełni dyspozycji, aczkolwiek drobne skutki na pewno odczuwam. Na szczęście nie odniosłem żadnej kontuzji, ale nie był to przyjemny upadek i trochę się poobijałem. Pracowałem z fizjoterapeutą codziennie, aby być w najlepszej dyspozycji.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!