Falubaz Zielona Góra zapewnił sobie miejsce w barażu o miejsce w PGE Ekstralidze. W ostatnim ligowym pojedynku sezonu zasadniczego spory wpływ na osiągnięcie tego celu miała postawa Michaela Jepsena Jensena.
„Złe miłego początki” – tak można skomentować postawę Duńczyka w wygranym w stosunku 51:39 starciu z Grupa Azoty Unią Tarnów. Po dwóch biegach, w których na koncie miał on zaledwie dwa punkty z bonusem, trzy kolejne wyścigi już wygrywał. „Kropka nad i” została postawiona w ostatniej odsłonie dnia, którą zwyciężył podwójnie, wraz z Patrykiem Dudkiem. – Przed biegiem piętnastym wiedzieliśmy, że potrzebujemy dwóch punktów, aby zapewnić sobie miejsce w barażu. Oczywiście było to bardzo ważne. Odczułem małą ulgę w pierwszym wirażu, gdy zauważyłem, że Patryk przymykał Nickiego na starcie. Pojechaliśmy już wówczas na 100% – mówił o decydującym rozdaniu, Michael Jepsen Jensen.
Zapytaliśmy Duńczyka o przyczyny jego „metamorfozy”. Sam zainteresowany przyznał, że skorzystał wówczas z części sprzętu, pożyczonej od swojego młodszego kolegi, Alexa Zgardzińskiego, wystawionego pod numerem „16”. To przyniosło rewelacyjny efekt, a późniejsza jazda naszego rozmówcy mogła podobać się zielonogórskim fanom. – Miałem problemy z motocyklem. Działo się to przez ostatnie dwa tygodnie. Czułem się dziwnie. W pierwszym biegu pojechałem na jednym motocyklu, w drugim na kolejnym. Czułem, że jest tak samo beznadziejnie. Potem w parkingu zmieniliśmy część, którą pożyczyłem od Alexa Zgardzińskiego. Nagle miałem inny motocykl, który reagował tak, jak wcześniej. W końcu mogłem coś zdziałać na torze. Poczułem wielką ulgę, gdy w swoim trzecim biegu widziałem, że motocykl wykonuje swoje właściwe zadanie – przyznał.
Trzeba przyznać, że gdyby nie zmiana w postawie Jensena, to tarnowskie „Jaskółki” mogły cieszyć się z osiągnięcia swoich założeń. Na szczęście dla gospodarzy, przebudzenie nadeszło w bardzo odpowiednim momencie. – Na pewno to pomogło całej drużynie. Bez moich punktów nie udałoby się osiągnąć tego wyniku. Byłem bardzo rozczarowany po pierwszych dwóch startach. Musiałem to odwrócić, ale tak szczerze, to nie wiedziałem, co się dzieje. Byłem bardzo sfrustrowany po pierwszym wyścigu, a chyba jeszcze bardziej po drugim. Udało się to jednak zmienić, wszystko szło już pomyślnie, co było bardzo ważne – dodał.
Falubaz był wyraźnym faworytem pojedynku o przedłużenie szans na ekstraligowy byt. Zawodnicy trenowali na obiekcie przy Wrocławskiej 69 już w piątek przed pojedynkiem. Goście jednak do końca dzielnie stawili czoła i polegli wyraźnie dopiero w końcówce spotkania. – Trenowaliśmy na torze w Zielonej Górze w piątek. Wiedziałem, że będzie to ważne spotkanie, które będzie rozstrzygać się na samym końcu. Wszystko w tym sporcie może się wydarzyć – słusznie zaznaczył.
Przed sezonem z pewnością plany w obozie zielonogórskim były inne. Niestety rozgrywki nie poszły zbytnio po myśli włodarzy klubu z tej części województwa lubuskiego i ekipa spod znaku Myszki Miki do końca musiała walczyć o utrzymanie. – Myślę, że „na papierze” nie mamy najsilniejszego zestawienia. Rozmawialiśmy o tym przed sezonem. Tak szczerze, to wiedzieliśmy, że musielibyśmy zrobić coś specjalnego, by dostać się do fazy play-off. Wywalczyliśmy baraż, musimy na niego poczekać. Praca zespołowa pomogła nam w tym meczu. To będzie bardzo ważne, również w barażu.
Duńczyk w rozmowie z naszym portalem nie chciał wypowiadać się jeszcze na temat swojej przyszłości. O wszystkim będzie myślał dopiero po zakończeniu barażowej rywalizacji z drugą drużyną Nice 1. Ligi Żużlowej. – Tak naprawdę nie wiemy, jeszcze, co się będzie działo. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość i będziemy się odnosić do tego punktu – uciął krótko.
Jensen przyznał jednak, że sytuacja w klubie z Zielonej Góry mocno mu odpowiada. Powtórzył również, że na myśl o pozostanie w tym miejscu jest jeszcze za wcześnie, choć z pewnością tego nie wyklucza. – Bez ściemy, jestem bardzo zadowolony z sytuacji w klubie. Tak naprawdę miałem całkiem przyzwoity sezon i oczywiście to pomogło w innych rzeczach. Cieszę się z jazdy w Zielonej Górze. Czuję się w tym klubie komfortowo. Nigdy jednak nie wiadomo, co się wydarzy. Mam nadzieję, że dowiemy się wszystkiego w niedalekiej przyszłości. Do tych rozważań wrócimy najpewniej dopiero po barażu – stwierdził „Liglad”.
Jednym z osobistych niepowodzeń naszego rozmówcy był z pewnością brak jego obecności w SGP Challenge na torze w Landshut, tym samym nie mógł on walczyć o powrót do cyklu Speedway Grand Prix. W tym roku jednak o awans do żużlowej elity było trudniej, albowiem przy rezygnacji z półfinałów eliminacji, rundy kwalifikacyjne przechodziła tylko najlepsza trójka zawodników. Przy mocnej obsadzie w słowackiej Žarnovicy, sztuka ta nie udała się najlepszemu juniorowi świata z roku 2012. – Oczywiście chcę wrócić do Grand Prix. Tak naprawdę miałem pecha w tegorocznych kwalifikacjach do tego cyklu. Miałem jeden bieg ze złego pola, jeśli dobrze pamiętam. Tegoroczny system był jednak tak ułożony, że po jednym słabym biegu, od razu wylatywałeś, ponieważ tylko pierwsza trójka przechodziła dalej. Moja stabilność później była lepsza, ale czułem, że nie miałem takiej szybkości, czy refleksu na starcie, jak bym chciał. Mam nadzieję, że teraz już to wszystko wróciło i zakończę sezon mocno – zarówno w barażu, jak i w finałach Szwecji oraz ewentualnym finale w Danii – zakończył rozmowę z portalem speedwaynews.pl, Michael Jepsen Jensen.
źródło. inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!