Do faworyzowanej Zielonej Góry, MrGarden GKM Grudziądz przyjechał w ramach trzeciej kolejki PGE Ekstraligi, by powalczyć o jak najlepszy wynik. Celem również było stworzenie sobie realnej szansy na punkt bonusowy w rewanżu. W realizacji tego zadania miał pomóc optymalny skład, pierwszy raz w tym sezonie złożony z najmocniejszych ogniw.
Pod numerem czwartym Robert Kempiński desygnował Krzysztofa Buczkowskiego. Trener gości liczył bez wątpienia na jego strzelistą formę i wymierne wsparcie niekwestionowanego lidera grudziądzan- Artioma Łaguty. Tak też było w rzeczywistości i „Buczek” obok Rosjanina był czołową postacią drużyny Kempesa. Nie ustrzegł się jednak wpadki w trzynastym biegu. Był on jednak – jak zwykle – najbardziej walecznym jeźdźcem grudziądzkiej ekipy. – Popełniłem jeden błąd i troszkę mnie on kosztował, ale dzisiaj każdy z naszej drużyny coś przekombinował. Wywieźliśmy dobry wynik i perspektywa bonusu jest duża, ale do tego spotkania jest jeszcze wiele meczów. Mamy kolejne, ważne pojedynki przed sobą i na tym się teraz skupiamy – zawodnik ocenia swoją postawę.
– Wiadomo że z perspektywy czasu i zdaniem ekspertów jedziemy zawsze na straty. Chociaż dzisiaj widziałem typy ekspertów i większość przewidywała mecz na styku. Udowodniliśmy to. Szkoda, że nie ma wygranej, ale myślę że jest coraz bliżej – odniósł się do typów i opinii ekspertów względem MrGarden GKM-u.
Zawodnik nie ukrywa, że pomimo wysokiej dyspozycji, są rzeczy, nad którymi chciałby jeszcze popracować. – Na pewno start, bo to klucz do zwycięstw. Co prawda, są już bardzo dobre, bo dużo pracowaliśmy nad tym elementem podczas zimowej przerwy. Szukamy jednak usprawnień nawet po tych dwóch dobrych meczach. Względnie dobrych, bo popełniłem kilka błędów zarówno na torze w Lublinie, jak i u siebie. Dzisiaj to był tylko jeden mały błąd. Reszta wyścigów jest w moim wykonaniu bardzo dobra. Jedziemy dalej. Jesteśmy solidną drużyną z bardzo dobrym potencjałem – ocenia brązowy medalista finału Drużynowego Pucharu Świata z 2015 roku.
Błąd, o którym wspomina żużlowiec miał miejsce w trzynastym biegu, kiedy to Stelmet Falubaz wygrał 5:1 i znacznie przybliżył się do zwycięstwa w meczu. Buczek zdecydowanie przegrał start z niekorzystnego drugiego pola. – Wiadomo, że pola 1 i 3 decydowały dzisiaj. To nie jest oczywiście wytłumaczeniem. Po prostu przespałem start z tego drugiego pola i niestety, gonić było bardzo ciężko – skwitował nieudaną pogoń Krzysztof Buczkowski.
W kontekście tak wysokiej dyspozycji żużlowca z Grudziądza od początku bieżącego roku, zawodnik wydawał się jedną z alternatyw do startu w 2019 BOLL FIM Speedway Grand Prix Polski w Warszawie. – Na pewno człowiek myśli o takich rzeczach, ale zawodnik jadący z dziką kartą pracował na to cały poprzedni sezon. Mówimy o Mistrzu Świata Juniorów. Jak najbardziej zasługuje i należał mu się start. Nie mogę mieć do nikogo pretensji, mój poprzedni sezon był slaby. Trzy bardzo dobre mecze w lidze o niczym nie świadczą. Trzeba to potwierdzać cały czas, a ja się staram pracować jak najlepiej, by wrócić do kadry. Jest to wielki splendor i bardzo duży zaszczyt. Zobaczymy czy mi się powiedzie– Krzysztof odpowiedział dyplomatycznie.
W ostatnim czasie, coraz częściej poruszanymi tematami są relacje i strategia współpracy z tunerami. Jak ten element wygląda w teamie Buczka? – Jeżdżę na silnikach od Panów Rysia i Daniela Kowalskich. Mam trzy mocne jednostki. Staramy się jeszcze szukać. Dzisiaj jeździłem na nowym silniku, który sprawdziłem jeszcze na treningu w Szwecji. To był długi wyjazd, ale jakże owocny i bardzo nam się przydał. W Lublinie był inny, a w Grudziądzu był ten sam. Fajnie, że to wszystko się pozytywnie układa. Dwa pierwsze zawody jechałem jednak na silnikach z poprzedniego roku. Potwierdza się zatem to, co mówiłem kilkukrotnie. Ja po prostu nie byłem skuteczny w tamtym roku. Widoczna była zniżka formy. Teraz jest coraz lepiej – zakończył usatysfakcjonowany Grudziądzanin.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!