Za nami pierwsze w tym sezonie zawody na flat tracku w Holandii. W tamtejszych mistrzostwach w klasie Sunday Cup najmniejszych szans na zwycięstwo rywalom nie zostawił Jannick de Jong.
Nietypowy turniej połączony z treningiem dla adeptów
Były to naprawdę niezwykłe zawody, bowiem liczyły zaledwie… 4 biegi. 6-osobowa stawka klasy Sunday Cup odjechała najprawdopodobniej jedyne zawody w tym sezonie na wspaniałym owalu w Lelystadt, przypominając niektórym o istnieniu czarnego sportu w swoim kraju. Całe 4 biegi przebiegały pod dyktando byłego Indywidualnego Mistrza Świata na długim torze. Jannick de Jong wykorzystał przede wszystkim swoje doświadczenie oraz znajomość owalu, dzięki czemu już na pierwszym łuku obejmował prowadzenie. W dalszej fazie biegów niezwykle doświadczony jeździec tylko i wyłącznie powiększał swoją przewagę, bawiąc się jazdą. Przypomnijmy, że były to jego pierwsze starty w tym sezonie, które z pewnością były niezwykle potrzebną „rozgrzewką” przed 1. rundą otwartych mistrzostw Holandii na trawie.
W sobotę na dirt tracku w Lelystadt miał miejsce również trening dla każdego, kto chciałby się spróbować na flat tracku. Tym samym uzbierano grupkę ok. 15 osób w różnym wieku, nie zabrakło również przedstawicielek płci pięknej, którzy poznawali czarny sport od podstaw. Zaczęto od teorii, by przejść do praktyki, a potem jazdy w kółeczko na prostych pod okiem trenerów, czy też zawodników, którzy brali udział w sobotnim turnieju. Cały trening zwieńczono płynną jazdą po całym owalu. Ci którzy czuli już się na tyle pewni, próbowali składać się w łukach czy też ścigać się. Takie treningi z pewnością są bardzo potrzebne Niderlandom. Dają one nadzieje, że któryś z tych adeptów spróbuje również jazdy na klasycznym żużlu.
Tor do klasycznego speedway’a bez niego
Dirt Track Lelystadt znajduje się tuż przy lotnisku, dzięki czemu podczas zawodów fotografowie czy też kibice mogą podziwiać podejścia do lodowań awionetek, bądź helikopterów. Ponadto od strony drugiego łuku znajduje się tor motocrossowy, na którym dość często odbywają się zawody i treningi. Przy pierwszym łuku znajduje się tor asfaltowy przeznaczony dla służb specjalnych oraz dla osób, które dla przyjemności chcą sprawdzić swoje auto w warunkach torowych czy też na macie poślizgowej.
Wracając do żużlowego owalu, od razu w oczy rzuca się nawierzchnia o ceglanej barwie. Przypomina ona nieco tę, na której zawodnicy rywalizowali o mistrzostwo świata w Sydney w 2002 roku. Oprócz dość wyrazistej barwy nawierzchni uwagę zwraca wysoka trawa na murawie. Spowodowane jest to tym, że murawa jest bagnem, a jedynie przez jej środek usypana jest ścieżka łącząca obie proste. Nie ma tam band dmuchanych, a są one gumowe, podtrzymywane na metalowej konstrukcji. Co ciekawe, obiekt na którym odbyły się sobotnie zawody, jest drugim owalem. Pierwszy bowiem został zniszczony na potrzeby wybudowania toru asfaltowego, o którym wspomniano wyżej. Już wtedy losy żużla w Lelystadt były niepewne, jednak szybko udało się ustalić nową lokalizacje dla owalu, a ostatecznie ośrodek dla czarnego sportu został odbudowany ok. 300-400 metrów dalej.
Po organizacji kilku zawodów wszyscy myśleli że już nic nie stanie na przeszkodzie rozwoju speedway’a w Lelystadt. Nic bardziej mylnego bowiem na przeszkodzie stanął… kurz. Wyścigi na klasyku sprawiały, że z toru strasznie się kurzyło. To zaczęło przeszkadzać władzom asfaltowego obiektu, skutkiem czego klasyczny speedway został zakazany w Lelystadt. Władze tamtejszego klubu nie poddawały się i próbowały przekonać właścicieli kompleksu, jednak bez oczekiwanego skutku. Po kompletnym zakazie klasyka postanowiono organizować zawody na flat tracku, co początkowo cieszyło się sporym zainteresowaniem. W ostatnim czasie jednak i ono zaczęło spadać, a do tego doszła jeszcze pandemia. Wszystko to sprawiło, że na obiekcie Dirt Track Lelystadt, prócz nielicznych treningów nic się nie dzieje. Sam obiekt coraz bardziej marnieje.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!