Kolejną, wysoką wyjazdową porażkę ponieśli w Grudziądzu zawodnicy Grupa Azoty Unii Tarnów. W meczu z MRGARDEN GKM-em, przegranym w stosunku 38:52, najlepszym z polskich zawodników był Jakub Jamróg, który jednak na swoim koncie zgromadził zaledwie 5 punktów.
Po tak wysokiej porażce stało się jasne, że to grudziądzanie zgarnęli „pełną pulę” i 3 punkty zostały dopisane przy nazwie ich drużyny do tabeli PGE Ekstraligi. Cel minimum, o jaki walczyli goście, czyli bonusowe „oczko”, również powędrowało tym samym na konto rywali. – My nie stawialiśmy sobie jakichś wygórowanych celów. W naszej drużynie panuje spokój. To jest fajne i po prostu tak podeszliśmy do tego spotkania. Też nie jest tak, że jesteśmy po tym meczu jakoś załamani. To, że pojechałem w biegu piętnastym, w zasadzie musiałem to zrobić, to jest coś niesamowitego. Zawodnik z pięcioma punktami startował w ostatnim wyścigu – mówił po przegranym wysoko spotkaniu w Grudziądzu, Jakub Jamróg.
Pomimo występu w biegu dla dwóch najlepszych zawodników w drużynie, trudno jednak o optymizm w przypadku, gdy na koncie ma się tylko 5 „oczek”. Lider, którym po raz kolejny był Nicki Pedersen, zgromadził ich bowiem na koncie 16 z bonusem. – Ze swojego występu oczywiście nie jestem zadowolony. Nie ustrzegłem się paru błędów. Uczę się tych torów od nowa. Mam nadzieję, że będziemy walczyć przede wszystkim u siebie, bo na wyjazdach ewidentnie brakuje nam drugiego do Nickiego – słusznie stwierdził.
Po powrocie do Grupa Azoty Unii Tarnów, nasz rozmówca jeździ na niektórych obiektach po dłuższej przerwie. Wcześniej, w barwach łódzkiego Orła nie miał zbyt częstych okazji do startów na nich. – Ostatnio, gdy byłem w Grudziądzu, nie było tak twardo jak teraz. Myślę, że to jest główną przyczyną. Na tych torach w ekstralidze płacę trochę „frycowe”, bo dawno mnie na nich nie było. W pierwszej lidze podobnie – gdy pierwszy raz pojechałem do Daugavpils, nie było za dobrze. W kolejnym było lepiej, a w trzecim wiedziałem już bardzo dużo o tym torze. Tak też pewnie u mnie będzie to wyglądać. Co prawda w Lesznie też udało mi się pojechać dobrze, aczkolwiek długo na tym torze też nie byłem. W Grudziądzu akurat było odwrotnie. To jest ekstraliga – można wygrać z najlepszymi, a przegrać ze słabszymi – dodał, mówiąc o znajomości obiektów w „najlepszej” lidze świata.
Pomimo niezbyt dobrego wyniku, Jamróg w niektórych biegach rozpoczynał walkę przed rywalami. Na nieszczęście jego i „Jaskółek”, zawodnicy gospodarzy wykazali się znacznie lepszą znajomością obiektu i często objeżdżali go na dystansie. – Ja ze startu w sumie nie wyjeżdżałem zbyt dobrze. Może lepiej rozgrywałem pierwszy łuk i wykorzystywałem zamieszanie, przycinałem z wyjścia z niego. Jechałem na punktowanych pozycjach, aczkolwiek byłem wolny. Próbowałem blokować fair, robiłem, co mogłem, jednak nie dało się upilnować rywali, którzy ten tor znają, jak własną kieszeń. Jak nie po „dużej”, to mijali mnie po „małej”. Brakowało mi przede wszystkim prędkości.
Przy słabej postawie tarnowskiego zespołu, trzeba przyznać, że „Jaskółki” miały w tym meczu również pecha. Upadek na prowadzeniu zanotował Kenneth Bjerre, wcześniej, krótko po 1. łuku został wykluczony Artur Mroczka, a pod koniec to samo spotkało Petera Kildemanda, gdy wychodził na pierwsze miejsce, a z nawierzchnią toru zapoznał się Antonio Lindbaeck. – Dokładnie, mieliśmy w tym meczu pecha. Chodzi przede wszystkim o upadek Kennetha Bjerre. Nie widziałem jakoś bardzo wnikliwie powodu wykluczenia Petera Kildemanda, jednak w mojej ocenia tak na „sucho” i pobieżnie, było ono niesłuszne. Jechał on swoim torem i myślę, że tutaj Anotnio Lindbaeck troszeczkę wykorzystał tę sytuację. Taka jest moja ocena z boku, aczkolwiek nie widziałem tego wnikliwie. Te punkty już mimo wszystko pouciekały. Tutaj wychodził Peter na pierwsze miejsce, a Wiktor był szybki, co pokazał w powtórce, więc kto wie, jakby się skończył ten bieg. Może też byłoby 5:1. Teraz możemy gdybać, jednak mieliśmy trochę pecha – stwierdził.
Kolejne ligowe spotkanie czeka podopiecznych Pawła Barana 1 lipca na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu. Miejscowa Betard Sparta będzie z pewnością wymagającym rywalem, gdyż na własnym obiekcie jest to ekipa niezwykle groźna. – Oczywiście będziemy się starać i walczyć. Myślę, że to, co pokazaliśmy, czyli potrafiliśmy wygrać z Lesznem, czego nikt się nie spodziewał, tak samo może się udać i tam. Ten sport jest tak nieprzewidywalny, tym bardziej w ekstralidze. Nikt również nie spodziewał się, że Zielona Góra wygra choćby z Wrocławiem tak wysoko u siebie. Są niespodzianki, to jest ciekawe dla kibica, a my będziemy się starać, aby sprawiać ich jak najwięcej – zapewnił.
Po zwycięstwie z leszczyńską Fogo Unią nastroje w zespole „Jaskółek” były bardzo dobre. Tym razem, po przegranej za 3 punkty w Grudziądzu, trzeba nieco zejść na ziemię, bo walka o utrzymanie w PGE Ekstralidze będzie toczyć się najprawdopodobniej do samego końca rozgrywek. Najważniejsze dla tarnowian mogą być w tym kontekście dwa domowe pojedynki, z drużynami z Gorzowa Wielkopolskiego i Częstochowy. – To nie jest tak, że jesteśmy załamani po tym meczu. Spotkanie z Lesznem dało nam trochę dystansu i dalej jesteśmy na pierwszym miejscu w tej całej trójce, która walczy o utrzymanie. Poprzednia wygrana dała nam odrobinę oddechu, a w kolejnej kolejce może być całkiem odwrotnie i miejmy nadzieję, że znów odwróci się to na naszą korzyść. My patrzymy na siebie, a może rywale też podjadą pod nas i wszystko się fajnie ułoży – podkreślił na koniec rozmowy, wychowanek klubu z Tarnowa, Jakub Jamróg.
Źródło: informacja własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!