5 października Bartosz Zmarzlik zapisał się złotymi zgłoskami w historii polskiego speedwaya i został trzecim Indywidualnym Mistrzem Świata, reprezentując barwy naszego kraju. Nowo koronowany czempion globu opowiadał o emocjach związanych z ostatnimi chwilami przed zdobyciem tytułu oraz o ludziach, którzy byli w tych szczególnych chwilach razem z nim.
Wszyscy zdają sobie sprawę, jaka presja ciążyła na tym 24-letnim żużlowcu. Ostatecznie udało mu się ją udźwignąć i na toruńskiej Motoarenie postawić "kropkę nad i". Jak się okazuje, nie tylko ostatnie dni, poprzedzające najważniejszy turniej w jego życiu, były dla niego dosyć nerwowe. – Ten wieczór był naprawdę trudny. Nie tylko on, bo w sumie tak na dobrą sprawę ostatni miesiąc. Tak naprawdę w Vojens poczułem wiatr w żagle i wiedziałem, że mogę to zrobić. Wówczas zyskałem taką pewność. Ten ostatni miesiąc był generalnie trudny do życia. Musiałem sobie znaleźć mnóstwo innych zajęć, żeby odciążyć głowę, bo gdy zasypiałem, to cały czas myślałem o żużlu. Tak powracały do mnie przemyślenia, o tym co się stanie w Toruniu, co to będzie, ile muszę zdobyć, a ile nie. Cieszę się jednak z tego, że sobie z tym poradziłem. Myślę, że doskonale, bo wszystko to było widać w półfinale. Postawiłem wszystko na jedną kartę i pokazałem, że potrafię się skoncentrować na najważniejszy dla mnie wyścig w roku – mówił, szczęśliwy złoty medalista IMŚ 2019, Bartosz Zmarzlik.
Sam zainteresowany mówił o półfinałowym występie w Toruniu, jak o najważniejszym w roku. Śmiało jednak można powiedzieć, że ten bieg był najbardziej istotnym w jego sportowym życiu. – Właściwie to myślę, że póki co był to najtrudniejszy i najważniejszy bieg w mojej karierze. W nim było albo wszystko, albo nic. Szczerze mówiąc to podjeżdżając do finału, miałem jeszcze łzy w oczach. Można było zobaczyć, ile to zmieniło. Jechałem na tym samym motocyklu, z tego samego pola startowego. Ja wiem, że w finale pojechałem słabo. Gdy przekręcałem głowę, jeszcze mi to wszystko parowało, a już myślami byłem generalnie gdzie indziej. Jestem „przeszczęśliwy”, nie wiem, co za bardzo mówić. Brakuje mi słów. Myślę, że na dniach będę coraz więcej się rozkręcał, mówił i opowiadał, jak to było i jak jest – dodał, wyraźnie pokazując swoją radość z osiągniętego sukcesu.
Spore wsparcie, jak przez całe ostatnie sezony, stanowił dla Zmarzlika, jego starszy brat, Paweł. Gdy inni, z zewnątrz wyraźnie mówili, o "konieczności" zdobycia tytułu, on starał się zdejmować z niego ciśnienie. – Brat przez całą sobotę mi powtarzał: „Mały, Ty nic nie musisz, Ty tylko możesz. Masz 24 lata, jak nie teraz, to jeszcze sporo czasu”. Wiem, że połowa ludzi by mnie „zjadła”, gdybym tego nie zrobił. Powiedzieliby pewnie „znowu coś tam zepsuł”. Generalnie teraz jest tak, że można szybko krytykować i negatywnie oceniać. To od środka nie jest takie łatwe. Ogromnie się cieszę, że sprostałem temu zadaniu. Myślę, że poradziłem sobie z podwójną presją, bo jechaliśmy „u siebie”. Pełen stadion, wszyscy mówili to samo. Myślę, że to też było taką wisienką na torcie.
Wychowankowi gorzowskiej Stali pewny mistrzowski tytuł dawało zdobycie 15 punktów. Dosyć nieoczekiwanie „atak” na złoto przypuścił, trzeci przed rundą w Toruniu, Leon Madsen. Czy Zmarzlik przez moment czuł obawę przed utratą wymarzonego, złotego krążka? – Szczerze, to ja ani razu nie poczułem, że to złoto mi ucieka. Wiedziałem, że mnie też było stać na dużo rzeczy i widziałem, że jeśli nie następny bieg, to za chwilę mam kolejny. Faktycznie, ten półfinał był trudny. Gdybym przyjechał trzeci, to wówczas mógłby być bieg dodatkowy, ale po co (śmiech)? Cały turniej starałem się nie liczyć, nie patrzeć na to, robić swoje i zbierać te „oczka”. Tato mi też o tym mówił cały czas: „Zbieraj punkty, a najszybciej zbiera się po 3” (uśmiech). Taką radę dostałem i faktycznie nie wygrałem każdego wyścigu, ale byłem szybki i po prostu pilnowałem, żeby nie było głupich sytuacji. Myślę, że to też tak jakby trochę mnie spowolniło i przystopowało. Po prostu „ciułałem” te punkty, ale myślę, że w efekcie końcowym 14 punktów też brałbym w ciemno – przyznał.
W środkowej fazie zawodów przyszła jednak chwila zawahania. Czwarty wyścig i trzecie miejsce, spowodowały, że wśród kibiców wkradła się chwilowa niepewność. Jak się okazuje, decyzje i zmiany podjęte przed tym biegiem, miały na celu wyeliminowanie błędów, przed decydującymi odsłonami dnia. – Była taka sugestia z mojej strony. Dwudziesty bieg z Emilem też był kluczowy. Miałem wówczas dobre, pierwsze pole. Na ten mój czwarty bieg spróbowaliśmy czegoś znacznie innego, żeby wykluczyć to, w którą stronę iść. Na dwudziesty zrobiliśmy właśnie odwrotnie, w drugą stronę. To zadziałało, tak naprawdę wbrew logice. Czwarty bieg był dla mnie dobrym momentem na to, bo on nic wielkiego nie oznaczał. Na wyścig dwudziesty i półfinał wszystko było już przygotowane na 100% – zaznaczył, najlepszy zawodnik globu w sezonie 2019, Bartosz Zmarzlik.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!