Tai Woffinden jest w tym momencie jednym z najlepszych zawodników na świecie. W październiku ubiegłego roku świętował on zdobycie trzeciego tytułu Indywidualnego Mistrza Świata, choć jego początki w gronie najlepszych nie były najłatwiejsze.
Podobnie, jak wielu innych zawodników żużlowych, rozpoczął on swoją przygodę ze sportem, jeżdżąc na motocrossie. Gdy miał cztery lata przeprowadził się z rodziną do Perth w Australii Zachodniej, gdzie nabywał niezbędnych doświadczeń. W pewnym momencie, z powodów finansowych, musiał on zdecydować, którą z dróg wybrać. Ostatecznie zdecydował się poświęcić speedwayowi.
– Początkowo, jako dziecko startowałem na motocrossie, więc jeździliśmy do przyjaciela mojego taty, ponieważ on miał ogród i tam trenowaliśmy w sobotę. Wieczorem, gdy przygotowywaliśmy motocykl na niedzielę, w kącie stał motocykl żużlowy, który strasznie mnie zafascynował. Gdy miałem 12 lat, tata powiedział mi, że muszę sprzedać swoją „crossówkę”. To było konieczne, abym mógł kupić motor do uprawiania żużla, a nie stać nas było na obydwa. Podjąłem decyzję, kupiliśmy go i już jakiś tydzień po tym, umieszczono mnie na liście startowej Indywidualnych Mistrzostw Australii do lat 16, ponieważ ostatecznie zabrakło zawodnika ze wschodniego wybrzeża, a odbywały się one właśnie w Australii Zachodniej. Tak wyglądał mój początek, powiedziano mi, że jeśli uda mi się wyjazd próbny, to wystartuję w zawodach. Spróbowałem zatem jazdy spod taśmy i wpisali mnie na listę. Jeździłem tam dalej, do momentu, w którym miałem 15 lat i wygrałem Indywidualne Mistrzostwa Australii Zachodniej do lat 16. W tym samym roku mogłem zdobyć tytuł również w krajowym czempionacie, jednak musiałem podjąć decyzję, czy zostać i walczyć o to, czy przenieść się do Europy, a nie mieliśmy pieniędzy, aby pogodzić te dwie sprawy. Ostatecznie postanowiłem wrócić do Anglii i zostać profesjonalnym zawodnikiem – mówi Tai Woffinden, w rozmowie z reporterem oficjalnej strony Ipswich Witches.
Przejście w dorosły żużel, często jest zapoczątkowane powiązaniami rodzinnymi. W tym wypadku, pomimo tego, że ojciec zawodnika Rob, wcześniej również brał czynny udział w uprawianiu tego sportu, sam Tai nie był jednak świadomy do końca tych więzi, dopóki nie zaczął startować w Wielkiej Brytanii. Powrót do kraju, w którym się urodził, udowodnił, że podjął on właściwą decyzję, jednak ten ruch nie był zbyt łatwo przyjęty przez jego ojca, który nie miał pewności, czy syn obiera właściwy sposób zarabiania na życie.
– To było coś więcej, niż tylko zajęcie na weekend. W ciągu tygodnia chodziłem do szkoły, a pod jego koniec mogłem jeździć na motocyklu. Tak to się zaczęło i następnie stało się to sprawą rodzinną, świetnie było chodzić na zawody z mamą i tatą w weekend, a ja cieszyłem się całym tym klimatem. Później stawałem się jednak coraz lepszy i nagle wydawało mi się, że może to być mój zawód, jednak musiałem udać się do Europy. Przyjaciele taty, byli zawodnicy mieszkający w Australii Zachodniej, mówili mu, że powinien mnie tam zabrać i dać mi szansę, on sam jednak nie wiedział, czy będę wystarczająco dobry. Moi rodzice nie oczekiwali ode mnie niczego. W pierwszym roku po moim przylocie tata powiedział w wywiadzie, że byłby szczęśliwy, jeśli w każdych zawodach będę przywoził 3 punkty. To był cel, jaki mi postawił, nie wiedząc, jak mi pójdzie. On jeździł jako dziecko, o czym nie wiedziałem, dopóki nie znalazłem się ponownie w Anglii, ponieważ nie rozmawiano o tym nigdy w domu, gdy dorastałem. Nawet, gdy zacząłem się ścigać, nadal nie byłem tego świadomy. Następnie już w Anglii ludzie mówili, że jeżdżę, jak mój tata, gdy startowałem w Scunthorpe. Byłem tym mocno zdziwiony, jak również porównaniami, że wyglądam na motocyklu tak, jak on. Następnie wszystko mi wyjaśniono. Dosłownie „wpadłem” na ten sport. Nie wiem, czy ktoś wierzy w przeznaczenie, jednak skupiałem się na jeździe na motocrossie, a następnie zobaczyłem ten żużlowy motor w kącie i chciałem tego spróbować. Tata wówczas kazał mi zdecydować. Wybrałem tak, a reszta jest już historią – zaznaczył.
Wszystko szło jak najlepiej, ponieważ Tai po powrocie do domu został Indywidualnym Mistrzem Wielkiej Brytanii do lat 18, a następnie do lat 21. Zaimponował on wielu osobom z żużlowego świata i dostał „dziką kartę” na sezon 2010 do cyklu Speedway Grand Prix. Sprawy przebiegały zatem zgodnie z planem, dopóki osobista strata nie wywarła na niego mocnego wpływu. Jego ojciec przegrał walkę z rakiem na początku roku 2010 i spoglądając w przeszłość, Tai przyznał, że niemal zakończył przygodę ze ściganiem po tym niesprzyjającym sezonie. Niemniej jednak zaczął on wówczas pracować z psychologiem i wyjaśnił, jak wrócił z tych mrocznych dni do serii SGP w roku 2013.
– Po tym, jak mój tata odszedł, ścigałem się w mistrzostwach świata w roku 2010 bez niego i w ogóle nie cieszyłem się tym. Nie byłem gotowy mentalnie, fizycznie i sprzętowo. To był dla mnie naprawdę ciężki rok, wróciłem do Australii kompletnie bez wigoru i imprezowałem przez trzy miesiące. W tym samym sezonie zacząłem już jednak pracę z psychologiem i podjąłem decyzję o powrocie do Wielkiej Brytanii w roku 2011, aby zobaczyć, czy będę cieszył się z jazdy i czy potrafię wyczyścić swój umysł i zacząć wszystko od początku. Tata nie mógł być już ze mną, musiałem uwzględnić również inne czynniki i postanowiłem wrócić. W latach 2011 i 2012 budowałem swoją pozycję, aby upewnić się, czy mój sprzęt i silniki były przygotowane na 100%. Uczyłem się na temat swojej kondycji i diety. Notowałem postępy bardzo szybko, aż dostałem kolejna „dziką kartę” na rok 2013. Gdy to się stało – nie chcę mówić nazwisk – ale nie chciałem być kolejnym brytyjskim zawodnikiem, który ciągle dostaje szansę walki w mistrzostwach świata. Pomyślałem, że to moja druga okazja i w mojej opinii na tyle mogłem liczyć – „ostrzeżenie” i „ostatnia szansa”. W 2010 było to pierwsze, trzy lata później to drugie. Chciałem zapewnić sobie utrzymanie w czołowej ósemce, aby zasłużyć na to miejsce, w innym wypadku zostałbym kolejnym zawodnikiem, który za każdym razem musiał liczyć na innych – podkreślił.
Brytyjczyk z całą pewnością skorzystał z okazji, świętując tytuł mistrzowski, choć sezon zaczął, będąc outsiderem u bukmacherów i można było na nim zarobić 500 funtów, za każdego postawionego. Od tamtej pory na koncie zgromadził kolejne dwa mistrzostwa i w wieku 28 lat Tai osiągnął już wszystko i oczywiście stał się jednym z najbardziej utytułowanych zawodników wszech czasów. Jakich rad może on zatem udzielić młodym chłopakom, którzy zaczynają swoją przygodę ze sportem i chcieliby iść jego śladami?
– Gdy zaczynasz ściganie, musisz odwiedzić wszystkie tory w kraju, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii. Musisz zrobić, co tylko możliwe, aby dotrzeć do każdego owalu i podnosić swoje umiejętności. Gdy już nauczysz się tego na tych wszystkich twardych, mokrych oraz charakteryzujących się różnymi warunkami torach, wówczas możesz udać się gdziekolwiek na świecie, ab startować na motocyklu. Trzeba opanować to w młodym wieku i wtedy właśnie włożyć w to cały wysiłek. Ważnym jest również radzenie sobie z tym na swój własny sposób, nauka, zadawanie pytań, rozmowa ze starszymi zawodnikami oraz rozumienie tego wszystkiego. To jest tak naprawdę klucz. Im więcej może się ktoś nauczyć i zrozumieć w młodym wieku, tym lepszym zawodnikiem będzie w przyszłości – zakończył trzykrotny czempion globu, Tai Woffinden.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!