A więc stało się to, o czym mówiło się od dłuższego czasu – zabawa pt. „PGE Ekstraliga 2020” rusza w połowie czerwca, ale bez udziału kibiców. Taki stan rzeczy potrwa przynajmniej kilka miesięcy aż do złagodzenia obostrzeń przez rząd. Nie będzie stadionowych opraw, nie będzie popularnej „Szkocji” ani innych przyśpiewek. Czeka nas zupełnie nowa rzeczywistość.
Jimmy Kimmel, znany amerykański komik i dwukrotny gospodarz gali oscarowej, pozwolił sobie kilka tygodni temu na żart pod adresem jednego z zespołów występujących w NBA. Wówczas – zanim wstrzymano zmagania, podjęta została decyzja przez władze ligi iż rozgrywki będą toczone bez udziału publiczności.
– Dla Los Angeles Clippers taka decyzja nic nie zmienia, ponieważ na ich mecze i tak nikt nie przychodził – przyznał Kimmel.
Ale nie w żużlu, nie w Polsce i nie w PGE Ekstralidze, do której jesteśmy przyzwyczajeni, że to właśnie wypełnione stadiony najbardziej wpływają na prestiż tych rozgrywek i mają duże znaczenie wizerunkowe, marketingowe w perspektywie rozmów biznesowych i pozyskiwaniu możnych sponsorów. To właśnie dzięki kibicom żużlowym PGE Ekstraliga może śmiało rywalizować pod względem zainteresowana z piłkarską PKO Ekstraklasą – przegrywając z nią na wielu płaszczyznach, ale bynajmniej pod kątem frekwencji na stadionach.
Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała nasze życie. Jeżeli nie dojdzie do radykalnych zmian, wówczas cały sezon spędzimy oglądając zmagania przed telewizorem. Oczywiście to i tak lepsze rozwiązanie niż całkowity brak speedwaya w ligowym wydaniu, ale…
… nadchodzą naprawdę dni próby – z jednej strony radość z powrotu ukochanej dyscypliny, ale z drugiej strony wstrzemięźliwość w postaci braku możliwości przyjścia na obiekt, ograniczona sposobność identyfikacji się z zespołem, podróżowania z drużyną po całej Polsce. Odwołanych zostało wiele akcji marketingowych, które w tym momencie sprowadzają się jedynie do social mediów. A co do samego meczu? Cóż, nawet najbardziej widowiskowy i prestiżowy mecz będzie z atmosfery przypominał sparing. Zabraknie efektownych opraw, przyśpiewek, owacji na stojąco, skandowania nazwisk zawodników. A to też zawsze wyzwalało u tych ostatnich dodatkowe pokłady energii. Żużlowcom motywacji tak czy inaczej nie zabraknie, ale oni też ucierpią mentalnie. Ucierpią rzecz jasna kluby, które nie będą miały wpływów z kas biletowych. Już teraz w niektórych ośrodkach pojawiają się pomysły dotyczące tzw. „wirtualnych wejściówek”, aby móc wspomóc swój klub w trudnych czasach. W Częstochowie, gdzie frekwencja zawsze stała na najwyższym poziomie, takie rozwiązanie ma zostać wprowadzone w życie. Atmosfera na SGP Arenie zawsze niosła żużlowców Eltrox Włókniarza, ale to samo można rzec o Zielonej Górze, Gorzowie czy Lesznie. Tymczasem kamery telewizyjne będą nam fundować obrazki pustych trybun…
Nie pozostaje jednak nic innego jak przetrwać ten szalenie trudny okres. Nie będzie to łatwe, jak pomyślmy sobie, że na stadiony żużlowe przyjdzie nam wybrać się najwcześniej w kwietniu… 2021 roku. Ale zawsze trzeba doszukiwać się pozytywów, wierząc, że czas pandemii był, jest i będzie dla nas lekcją pod wieloma względami. Chociaż na chwilę świat się zatrzymał, nieco zwolnił swoje szaleńcze tempo. Być może zabrzmi to bardzo niepolitycznie, ale za jakiś czas docenimy ten okres, w którym zaczęliśmy dostrzegać wiele wartości – tak bardzo lekceważonych jak relacje międzyludzkie czy finanse. Aczkolwiek złudne jest myślenie, że świat ulegnie zmianie po pandemii – także ten sportowy, żużlowy. Nie. Kiedy już wrócimy do normalności, znowu wszystko będzie takie samo – walka o najwyższe kontrakty, wyścig szczurów…
Paradoksalnie żużel w jednym aspekcie może jednak na pandemii… więcej zyskać niż stracić. Przed nami miesiące, w których rozgrywek sportowych, a tym samym transmisji telewizyjnych będzie jak na lekarstwo. Speedway i piłka nożna – to atrakcje dla kibiców. Nie ma zmagań koszykarskich, siatkarskich, przełożone zostały igrzyska olimpijskie oraz Euro 2020. Otwiera się zatem szansa, że „z braku laku” czarny sport pozyska większe grono odbiorców, bo jak powiedział jakiś czas temu mój znajomy-kibic – „Teraz nawet transmisja szachów biłaby rekordy oglądalności…”.
Niestety, nadal nie wiadomo jak potoczą się losy rozgrywek drugoligowych. O ile postapokaliptyczny speedway na najwyższym poziomie przetrwa, o tyle ten na „peryferiach” już niekoniecznie. Brak transmisji meczowych oraz puste stadiony sprawią, że żaden sponsor nie będzie kwapił się do inwestycji w ośrodek drugoligowy – bo i po co? Do tego należy dodać casus Lokomotivu Daugavpils i dochodzimy do wniosku, że wciąż przed nami wiele problemów do rozwikłania.
Jedynie o względy bezpieczeństwa należy być spokojnym. Wszak kask żużlowy i gogle to idealna forma walki z wirusem, o wiele lepsza niż nawet najlepsza maseczka…
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!