Grupa Azoty Unia Tarnów uległa w niedzielę na wyjeździe zespołowi MRGARDEN GKM Grudziądz w stosunku 38:52. Peter Kildemand, który na torze pojawił się dwukrotnie, przy swoim nazwisku zapisał dwa punkty, zdobyte w dwóch biegach.
Po wygraniu pierwszego spotkania w Tarnowie różnicą 8 punktów, „Jaskółki” nastawiły się przede wszystkim na walkę o punkt bonusowy. Sztuka ta nie powiodła się i pełną pulę zgarnęli grudziądzanie. Duńczyk, startujący w zespole gości na torze pojawił się tym razem dopiero w 13. biegu, gdyż decyzją trenerów został w początkowej fazie zawodów zmieniany przez Wiktora Kułakowa. – To trudna sytuacja. Oczywiście, że jestem tym nieco rozczarowany. Czułem się gotowy na to spotkanie. Normalnie notowałem w Grudziądzu dobre wyniki. To jednak decyzja trenera i to, w jaki sposób chciał to zrobić. Oczywiście wielka szkoda, że przegraliśmy. Nie zdobyliśmy nawet punktu bonusowego, co jest naprawdę katastrofą – mówił, niezadowolony po meczu 9. rundy PGE Ekstraligi, Peter Kildemand.
W dwóch biegach, w których pojawił się na torze popularny „Pająk” coś się działo. Najpierw skutecznie obronił się on przed atakami Antonio Lindbaecka i wywalczył dwa punkty. W pierwszym z wyścigów nominowanych, przy ataku na Szweda na drugim wirażu, zawodnik gospodarzy zanotował upadek. I choć sytuacja była nieco kontrowersyjna, zawodnik „Jaskółek” przyznał, że niczego nie zrobił intencyjnie. – Jest ciężko, gdy zaczyna się mecz od trzynastego biegu. Pozostali z chłopaków odjechali wówczas przynajmniej po trzy wyścigi. Naprawdę trudno było znaleźć od razu właściwe ustawienia. Udało mi się zdobyć dwa punkty, później na ostatni bieg dokonaliśmy niewielkich zmian. Czułem się naprawdę dobrze, byłem szybki. Trochę szkoda, że zostałem wykluczony. Nie zrobiłem niczego celowo, aby dotknąć Antonio, wszedłem pomiędzy niego i Buczkowskiego. Chciałem wjechać najbliżej krawężnika, jak tylko mogłem. Wyglądało to tak, jakby Antonio chciał jechać podobnie i upadł. Być może był jakiś minimalny kontakt, jednak nic nie było zrobione celowo – opisał całą sytuację.
Kolejny mecz ligowy czeka podopiecznych Pawła Barana 1 lipca we Wrocławiu. Obiekt ten był modernizowany i dla każdego, kto pierwszy raz pojawi się w tym miejscu, może być on zaskoczeniem. – We Wrocławiu zawsze ciężko się jedzie, to trudny przeciwnik. Mają naprawdę dobry zespół. Będziemy czekać na ten pojedynek. Jest tam już dobry tor do ścigania. Jeśli czujesz się szybki, możesz tam dobrze pojechać. Oczekuję już tego spotkania, czuję, że coś „znalazłem”, chcę zatem jechać i to udowodnić – podkreślił.
Z pewnością każdy z zawodników chce startować od pierwszej serii w meczu ligowym. Tym razem trenerzy podjęli jednak inną decyzję i to Kildemand był zawodnikiem „oczekującym”. Duńczyk ma nadzieję, że we Wrocławiu nie dojdzie do podobnej sytuacji. – To nie zależy ode mnie. Mamy jeszcze dwa tygodnie, zobaczymy jaka będzie moja forma. Chciałbym zacząć od początku, zdobywać punkty i jechać w całym spotkaniu. Zobaczymy, co się wydarzy, jednak ponownie decyzja ta będzie należeć do trenerów – słusznie stwierdził, w rozmowie z naszym portalem.
Na koniec zapytaliśmy reprezentanta Kraju Hamleta o korekty przy sprzęcie, którymi się zajął. Dzięki nim widać poprawę, jeśli chodzi o porównanie do jazdy z początku sezonu. – Z pewnością coś poprawiłem. Wymieniliśmy kilka silników i innych rzeczy. W tej chwili wygląda to znacznie lepiej. Im więcej jeżdżę, tym lepiej czuję się z tym sprzętem. Uważam, że cały czas wykonuję kroki we właściwym kierunku. – podkreślił na koniec rozmowy ze speedwaynews.pl, Peter Kildemand.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!