Skoro do sezonu zostało jeszcze sporo czasu, możemy się do niego jak najlepiej przygotować, w tym także mentalnie. Jak wiadomo, kibice marzą, by w każdym meczu oglądać jak najwięcej walki na dystansie. Co by nie mówić, w nowoczesnym speedwayu, jest na to jeden sposób - betonowanie.
Kiedy wiele lat temu, wielu z obecnych fanów zaczynało interesować się czarnym sportem, wyglądał on zupełnie inaczej niż teraz. Różnice w umiejętnościach poszczególnych zawodników były spore, każdą z lig dzieliła praktycznie przepaść, a tylko trudne tory umożliwiały zmienianie pozycji na trasie. Na szczęście jest to już daleka przeszłość, a teraz musimy się pogodzić z jedną, istotną kwestią. Betonowanie torów nie oznacza, że będzie brakowało walki.
Jak wiadomo, kiedyś mocno utwardzona nawierzchnia kojarzyła się przede wszystkim z potwornie nudnymi zawodami. Oczywiście miało to swoje uzasadnienie. Kiedy zawodnikom brakowało bowiem umiejętności, wówczas o wszystkim decydował start. Ci z przodu nie popełniali bowiem błędów, a ci z tyłu nie bardzo potrafili znaleźć odpowiednich ścieżek. W ten sposób twarde tory zostały owiane negatywną sławą, która uderza w nie do dziś.
Czas to jednak zmienić. Teraz, kiedy poziom stał się tak bardzo wyrównany, podobnie jak sprzęt i wiedza zawodników o speedwayu, zdecydowanie lepsze zawody oglądamy na odpowiednio przygotowanych torach twardych. Kiedy bowiem nie trzeba walczyć z torem, wówczas zawodnicy ścigają się w bezpośrednim kontakcie, który prędzej czy później pozwala na dowolne harce, a przecież o to kibicom i działaczom chodzi.
Jednocześnie należy wspomnieć, że tradycyjna "kopa" odchodzi do lamusa. Jak już zostało wspomniane, głównie ze względu na atrakcyjność zawodów. Kibice nie chcą przecież ponownie oglądać zawodników, którzy męczą się na motocyklach. W końcu żużel to nie enduro czy motocross, gdzie przy bardzo trudnej trasie, różnice między poszczególnymi zawodnikami są kolosalne.
W tym wszystkim, przy obecnym poziomie rozgrywek, istotna jest też inna kwestia, która pozwala na więcej zawodnikom, którzy przegrali start. W końcu czy na ciężkim, mokrym torze można było pozwolić sobie na przecinanie szprycy? Jedno uderzenie nawierzchnią w kevlar potrafiło absolutnie wyhamować zawodnika, co w obecnych czasach nie jest już aż tak częste i oczywiste.
Oczywiście czas na przykłady. W ciągu ostatnich lat, na brak emocjonujących wyścigów z pewnością fani z Piły, Gniezna czy Tarnowa. Jednocześnie "kopiaste" owale w Lublinie czy Łodzi (mowa oczywiście o starym obiekcie) nie przyniosły aż tak ogromnych emocji. Jak będzie w przyszłym roku? Domniemamy, że podobnie.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!