Długa przerwa międzysezonowa to idealny czas, by przyjrzeć się młodym i perspektywicznym zawodnikom, którzy lada moment mogą zająć miejsce w światowej czołówce. „Młodzi i gniewni” to autorski projekt redakcji speedwaynews.pl. W siedemdziesiątym odcinku przedstawiamy Andrija Rozaluka.
Czerwonohrad, założony w XVII wieku jako polskie miasto Krystynopol (na cześć żony założyciela), dziś znany jest większości fanów sportu żużlowego. Czerwonohradzki klub występował niegdyś w lidze rosyjskiej, a spośród wielu wychowanków czarnego sportu, których wydał na świat, najznamienitszym jest z pewnością Ihor Marko, choć nasz dzisiejszy bohater wspomina też o czerwonohradzkich korzeniach Andrija Karpowa i Aleksandra Łoktajewa. Właśnie w tym mieście wychował się i zobaczył po raz pierwszy żużel Andrij Rozaluk.
Urodzony w 2000 roku Andrij Rozaluk to dziś największa bodaj nadzieja na przyszłość ukraińskiego speedwaya. Jest to o tyle ciekawe, że podczas gdy wielu chłopców na swoją karierę żużlową pracuje od najmłodszych lat, młody Ukrainiec zaczął myśleć o żużlu "dopiero" jako szesnastolatek. Wcześniej bowiem… grał w piłkę nożną.
– Gdybym nie był żużlowcem, pewnie zostałbym piłkarzem – wyjaśnia w odpowiedzi na standardowe pytanie "gdyby nie speedway, to…?". – Bardzo dobrze mi wychodzi gra. Niegdyś grałem w lokalnym klubie w lidze młodzików i miałem propozycje z różnych ukraińskich drużyn, ale wybrałem żużel. No właśnie. Jak to było z tym żużlem?
– Kiedy miałem szesnaście lat, pierwszy raz usiadłem na motocyklu żużlowym i spróbowałem swoich sił na torze. Początki były zaskakująco łatwe – lekko i szybko nauczyłem się podstaw. Wszystko dlatego, że obok miałem tatę, który się na tym znał i od samego początku mojej kariery był dla mnie trenerem, mechanikiem, opiekunem i po prostu przyjacielem. Te pierwsze próby były w moim rodzinnym mieście, Czerwonohradzie, tam też wcześniej zobaczyłem żużel. Mój tata kiedyś trochę się ścigał, a potem był mechanikiem Andrija Karpowa.
Dlaczego żużel? Podobnie jak wielu młodych chłopaków, tak i Andrija Rozaluka przyciągnęła szybkość i obcowanie z motocyklem. Pewną rolę odegrał też ojciec-żużlowiec i samo miasto, ponieważ 60-tysięczny Czerwonohrad przez wiele lat był ważnym punktem na żużlowej mapie Ukrainy.
– Na żużlu od dziecka podobało mi się wszystko – wyznaje nasz bohater. – Podobało mi się, jak żużlowcy jeżdżą po błocie, jak mechanicy, cali w szlace, pracują nad motocyklami, jak tor równają traktory. Jest w tym magia. Nie da się nie kochać żużla. Oczywiście, moja mama na początku była przeciwna temu, żebym się ścigał. Widziała wiele razy, jak żużlowcy upadają na tor i łamią sobie kości. Ale ja obiecywałem jej, że ze mną nic takiego się nie stanie, że będę jeździć lepiej od innych i nie dam się połamać. W końcu mama pogodziła się z moją pasją, kibicuje mi i jest ze mnie dumna, że odważyłem się na uprawianie takiej dyscypliny. A do dziś pierwsze, co robię po zawodach, to dzwonię do mamy, żeby jej powiedzieć, że wszystko poszło dobrze, że jestem cały i zdrowy. Mama bardzo przeżywa moje starty i zawsze chce wiedzieć, jak wyszły mi zawody.
Andrij okazuje się niesamowicie rozmownym chłopakiem. Rozmawiamy po ukraińsku, ponieważ w tym języku najłatwiej znaleźć mu słowa i każda odpowiedź na pytanie zamienia się w barwną, pełną szczegółów opowieść, ale nasz bohater mówi też całkiem dobrze po polsku. Skąd się tego nauczył? – Chyba od komentatorów polskich lig – śmieje się Andrij. – Oglądam dużo polskich zawodów i zawsze uważnie słucham, co mówią komentatorzy, a potem zapamiętuję słowa i zwroty. Dobrze już mówię po polsku, tylko z pisaniem jest trochę trudno. Ale fakt, nauczyłem się polskiego dzięki komentatorom.
Kibicom młody Ukrainiec pokazał się przede wszystkim w minionym sezonie, kiedy odjechał najwięcej zawodów w dotychczasowej karierze – 35 imprez. Najważniejszą, a zarazem największym sukcesem dla samego zawodnika, były eliminacje Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów w Krakowie. Były to pierwsze indywidualne zmagania na poziomie międzynarodowym Rozaluka, toteż siedem zdobytych punktów i dziewiąte miejsce wcale go nie rozczarowały, tym bardziej, że pod względem wyniku w pokonanym polu pozostawił żużlowców jeżdżących znacznie dłużej, otoczonych profesjonalną opieką sponsorską i z nieporównywalnie większymi możliwościami treningowymi. Jak zdradza sam zawodnik, wielką pomocą posłużył mu jeżdżący niegdyś w polskiej lidze były żużlowiec z Ukrainy, Petro Fedyk. Nie tylko przekazywał Rozalukowi swoje porady, ale także użyczał motocykle, kiedy młodziutki Ukrainiec nie dysponował własnymi maszynami.
Andrij Rozaluk na torze w Krakowie podczas swojej pierwszej międzynarodowej imprezy
Jeszcze jednym momentem przełomowym w karierze Rozaluka był rozegrany nieco wcześniej półfinał Speedway of Nations w niemieckim Landshut. Gdy wskutek kontuzji zarówno Karpow, jak i Łoktajew musieli zrezygnować z udziału w imprezie, to właśnie młody Ukrainiec wskoczył do reprezentacji. Nie odjechał wprawdzie ani jednego biegu, konsekwentnie zmieniany przez menedżera na bardziej doświadczonego Marko Lewiszyna, jednak sama obecność na zawodach, w reprezentacyjnym kevlarze, dużo mu dała.
– Bardzo stresowałem się tymi zawodami – przyznaje. – Pierwszy raz miałem się znaleźć na jednym torze z zawodnikami światowej czołówki, w dodatku na zawodach relacjonowanych w telewizji. Na szczęście obok był mój tata, który mnie uspokajał i przypominał, że przecież dopiero zaczynam profesjonalną karierę. Przejmowałem się bardzo wynikami kolegów z reprezentacji, w końcu chciałem, żeby poszło im jak najlepiej. Zazwyczaj jestem bardzo spokojny na zawodach, wiem, co mam robić, ale półfinał Speedway of Nations wywarł na mnie naprawdę ogromne wrażenie i trochę zdezorientował.
Ukraiński junior wie, że przed nim bardzo długa droga. Chciałby trafić do polskiej ligi, w końcu to najpewniejszy sposób na wybicie się w żużlu. Na razie jednak nie było propozycji z klubów. – Pewnie jeszcze za słabo jeżdżę – przyznaje samokrytycznie. Prawda jest jednak taka, że nie tylko o jazdę chodzi. Ukraińskiemu żużlowi brakuje wciąż siły rozpędu, a z czterech istniejących torów czynne są dwa: w Czerwonohradzie i w Równem. – W moim mieście na razie nie ma sponsorów, nie ma zbyt wiele osób, które chciałyby rozwijać tę dyscyplinę. Przykro mi, że chociaż w rodzinnym mieście mam tor, ba, trenuję regularnie na tym torze, to nie mogę się pokazać mojej lokalnej publiczności i muszę jeździć na zawody do Równego. Chciałbym tutaj gorąco podziękować kierownikowi rownieńskiego klubu, panu Serhijowi Hołowni, za możliwość występowania w wielu imprezach w roku 2019. Przy tym cały czas mam nadzieję, że w 2020 roku wszystko się zmieni i żużel w Czerwonohradzie powróci.
A na kim wzoruje się ten ambitny i skromny chłopak, trenujący codziennie na torze imienia Ihora Marko? – Moim sportowym idolem jest Darcy Ward. Zawsze imponował mi jego styl, to, jak panował nad motocyklem i jak swobodnie się na nim czuł. To wielka szkoda, że spotkało go takie nieszczęście. Chciałbym jeździć jak on – tak ładnie i tak dobrze. Tego trzeba sympatycznemu Ukraińcowi życzyć. Tego i jeszcze kontraktu w polskiej lidze. Żużel na świecie tylko zyska na tym, że Andrij Rozaluk dalej będzie rozwijał sportową karierę.
W następnym odcinku przedstawimy Państwu sylwetkę polskiego talentu. To mistrz Polski w mini żużlu, który od nowego sezonu przechodzi na duży motocykl. O kim mowa? Przekonać będzie się można w piątek o godzinie 20:00!
Od redakcji: Cykl „Młodzi i gniewni” jest publikowany w stałych terminach – we wtorki oraz piątki. Dodatkowe odcinki będziemy prezentować na naszym portalu w dni świąteczne.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!