Dla Michała Gruchalskiego występ w piątkowym meczu w Częstochowie był najlepszym w tym sezonie jeśli chodzi o rozgrywki PGE Ekstraligi. Wynik mógł być jednak większy, gdyby nie dwie sytuacje w biegu ósmym.
Początek sezonu ligowego dla 21-letniego wychowanka Włókniarza Częstochowa nie był łatwy. Gruchalski przyzwoicie spisał się w domowej konfrontacji z truly.work Stalą Gorzów, w której zdobył 3 punkty z dwoma bonusami. Nieco gorzej było w Grudziądzu, gdzie udało mu się przywieźć za plecami tylko Marcina Turowskiego. Kibice oczekiwali od niego przełamania w piątkowe popołudnie i tak się faktycznie stało. Choć w biegu młodzieżowym nie udało mu się z Jakubem Miśkowiakiem upilnować Wiktora Lamparta, o tyle w parze z Matejem Žagarem przywiózł 5:1 nad Andreasem Jonssonem i 4:2 z Mikkelem Michelsenem. – Szukamy na treningach różnych ustawień, cały czas testujemy pewne rozwiązania i teraz zdecydowaliśmy się jeszcze wsadzić do ramy nowy silnik. Okazało się, że wypalił on świetnie, więc można powiedzieć, że w końcu zaczyna to jechać do przodu – mówił po meczu.
Wynik Michała Gruchalskiego mógłby być wyższy, gdyby nie dwie sytuacje z ósmego biegu. W pierwszej odsłonie tego wyścigu nasz rozmówca popisał się fantastycznym momentem startowym i wyszedł najszybciej spod taśmy, lecz sędzia przerwał bieg i junior ujrzał po chwili przed sobą tabliczkę z napisem "Warning!". W powtórce z kolei bardzo ostro potraktował go Mikkel Michelsen, który na jednym z okrążeń na prostej startowej docisnął rywala do samej bandy. Młody jeździec miał spore zastrzeżenia co do postawy zawodnika Speed Car Motoru Lublin. – Szkoda tego biegu i to bardzo. Najpierw ten incydent na starcie po którym wyścig został niesłusznie przerwany, a w powtórce kolega Michelsen wsadza mnie w płot, krzywi mi hak i… nie dostaje on za to nawet żadnego ostrzeżenia…
Mecz w Częstochowie miał być dla forBET Włókniarza łatwą przeprawą, lecz dość niespodziewanie już w pierwszym biegu Leon Madsen uległ rywalom i to podwójnie. Młodzieżowiec nie ukrywa, że spodziewał się trudnego spotkania, bowiem beniaminek PGE Ekstraligi wbrew pozorom jest silną ekipą. – Z ręką na sercu mogę powiedzieć że nie przewidywałem takiego wyniku. Myślałem, że będzie 47:43, czyli taki bardziej rezultat na styku. Drużyna z Lublina jest naprawdę bardzo mocna w tym sezonie i trzeba się z nimi liczyć, także w meczach na własnym terenie, bowiem każdy może zaskoczyć z biegu na bieg. My też jednak jesteśmy mocni i nie chcemy przegrywać.
Po raz kolejny w tym sezonie dało się zauważyć z perspektywy trybun, że tor przy ul. Olsztyńskiej nie do końca może pasować miejscowym żużlowcom, a w początkowej fazie meczu liczył się tylko start i dobre obieranie ścieżek. Dopiero pod koniec owal pozwalał na szarże po szerokiej. Co więc z przewagą własnego toru? – Czy jest handicapem to może nie tak do końca, bo to tor równy dla wszystkich. Tutaj nie ma jego preparacji i każdy z łatwością może go odczytać. On się nadaje do walki i mijanek, więc do pięknego speedwaya.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!