Wyjazd do dalekiego Daugavpils był połowicznie udany dla Daniela Kaczmarka. Wprawdzie jego Unia Tarnów uległa miejscowemu Lokomotivowi, on sam jednak zdobył 7 punktów z bonusem w czterech startach, co jak na wyjazdowe spotkanie, jest wynikiem całkiem dobrym.
Dodatkowo – podobnie jak w meczu ze Zdunek Wybrzeżem Gdańsk – rywalizację na torze zakończył od indywidualnego zwycięstwa, a za jego plecami linię mety minął Artur Mroczka. Ostatecznie „Jaskółki” wracały jednak do domów bez zdobyczy punktowych do ligowej tabeli. – Szkoda, że przegraliśmy ten mecz. Trudno, tak wypadło i tyle. Jeśli chodzi o moją postawę, to w pierwszym biegu wywalczyłem punkt po trasie, a w dwóch kolejnych je straciłem. To się zatem nieco wyrównywało. Dałem się w trochę słaby sposób wyprzedzić. W tym ostatnim biegu nie popełniłem już jednak błędu, wyciągnąłem wnioski i udało mi się dowieźć wyniki 5:1 z Arturem Mroczką. W czterech startach osiem punktów – to nie jest zły wynik (7+1 – przyp. red.). Nie mogłem jechać pięć razy, a myślę, że ten rezultat mógł być jeszcze lepszy. Takie były jednak ustalenia z Panem Tomkiem Proszowskim i tego się trzymaliśmy – skomentował swoja postawę, po najdalszym wyjeździe sezonu 2019, Daniel Kaczmarek.
Aby „ogarnąć” logistycznie tak daleką podróż, trzeba zaplanować to nieco wcześniej. Nasz rozmówca oraz niemal wszyscy pozostali, stawili się w Daugavpils już w sobotę, aby być wypoczętymi przed meczem, po spotkaniu natomiast do Polski wracano już nocą. Zawodnik podkreślił również, że to dobrze, iż żużel w tym miejscu utrzymuje się na tym poziomie, na jakim widzimy to przez ostatnie sezony. – Raz w roku można się tak daleko przejechać. Najważniejsze, że ośrodek w Daugavpils dobrze się trzyma i są w tej pierwszej lidze. Dzięki temu nie mamy kadłubowych rozgrywek, bo gdyby jeszcze oni „odpadli”, to już w ogóle byłoby bardzo słabo. Na mecz przyjechaliśmy już w sobotę, żeby być wypoczętym na świeżo. Po spotkaniu wracaliśmy już prosto do domów. W czwartek czekał mnie mecz ligi szwedzkiej (Rospiggarna – Piraterna, odwołany w powodu opadów deszczu – przyp. red.), później też poszukam sobie jakichś zawodów, żeby nie siedzieć w domu. Następnie czekamy na play-offy.
Właśnie w rywalizacji półfinałowej, przeciwnikiem Unii Tarnów będzie zespół PGG ROW-u Rybnik. Podopieczni Piotra Żyty mają za cel awans do PGE Ekstraligi, o czym można słyszeć już od dłuższego czasu. – Oni na pewno są mocno zdeterminowani, żeby awansować. Mówią o tym głośno już od zimy. My jedziemy bez presji. Fajnie, że weszliśmy do czwórki, mamy co najmniej dwa mecze więcej. Powalczymy o jak najlepszy wynik, żeby awansować do finału. W play-offach wszystko zaczyna się od nowa i zobaczymy, jak to będzie.
Niektórzy chcieliby mieć spotkanie rewanżowe na własnym obiekcie, a inni z kolei bardziej preferują jazdę „u siebie” w pierwszym pojedynku. Ten drugi wariant woli nasz rozmówca. – Wydaje mi się, że chyba zawsze lepiej jest uciekać niż gonić. Według mnie dobrze, że ten pierwszy mecz jest u nas i po prostu pojedziemy na początku u siebie. Pamiętam nawet jakąś wypowiedź psychologa, której udzielił po przegranych Mistrzostwach Europy w piłce nożnej w 2016 roku, po rzutach karnych z Portugalią. Polska wówczas strzelała jako druga i była ta presja – gdy rywale trafili, to Polacy też musieli. Ta presja będzie teraz na Rybniku – zaznaczył, na koniec rozmowy z portalem speedwaynews.pl, Daniel Kaczmarek.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!