Żużlowcy Orła Łódź w ostatnim ligowym meczu pokonali na własnym stadionie Unię Tarnów 28:20. Mecz został zakończony po ośmiu gonitwach, gdyż nad Moto Areną w Łodzi zagościła mocna ulewa, która uniemożliwiła bezpieczne kontynuowanie zawodów. Podopieczni Adama Skórnickiego dopisali do swojego konta 3 punkty, zdobywając również bonusa za dwumecz z tarnowską ekipą.
Karol Garncarz (speedwaynews.pl): – Aura mocno namieszała w ostatnim domowym meczu. Chyba szkoda, bo zapowiadały się bardzo dobre zawody.
Adam Skórnicki (trener Orła Łódź): – Tak, szkoda. Przed spotkaniem obawialiśmy się, że ta pogoda może sporo pozmieniać w trakcie meczu, o ile w ogóle pozwoli by się odbył. Udało się odjechać te kilka wyścigów, lecz początek był dla nas bardzo nerwowy. Zawodnicy w trudnych warunkach stanęli jednak na wysokości zadania.
– Ma Pan rację. Po czwartym wyścigu to goście z Tarnowa prowadzili dwoma punktami (11:13). Wy pokazaliście jednak w kolejnych gonitwach, że dobrze czujecie się na swoim torze i goście osłabieni brakiem Petera Ljunga raczej nie mają co liczyć na zwycięstwo.
– Tak, zawodnicy coraz lepiej czują się „u siebie”. Jednak przy takiej pogodzie ten czynnik szczęścia trochę zyskuje na procentach. Nigdy nie wiadomo, jak to się może potoczyć na pierwszym łuku. Decyzja o przerwaniu tego meczu była jak najbardziej słuszna.
– W jednym z wyścigów Ernest Koza i Norbert Kościuch uczestniczyli w upadku i dość dobrze zapoznali się z nawierzchnią toru. Nie dało się kontynuować meczu, jazda nie wyglądała na bezpieczną.
– Tak, szczególnie, że cały czas padał deszcz i to on jest największym przeciwnikiem, bo utrudnia widoczność. Skoro za dużo nie widzimy to trudno jest określić odległość, trudno jest zobaczyć gdzie jechać. Za dużo jest na głowie zawodnika, a najważniejsze jest to, żeby zawody odbyły się bezpiecznie.
– Rohan Tungate w sobotnim meczu po raz kolejny pokazał się z dobrej strony. Trzy wyścigi wygrane. Czy Australijczyk znalazł jakiś magiczny przepis na tak świetną formę w tym sezonie?
– Ostatnie sezony dały mu dużo do myślenia. Mocno poprzestawiał sobie w głowie to, czym się chce zajmować. Później niestety pandemia troszkę zachwiała tymi jego planami. Finalnie przyjechał do Europy, ściga się w Polsce i od niedawna w Szwecji. Udowadnia, że ta forma, którą kiedyś pokazał startując z „dziką kartą” podczas Grand Prix Australii, nie była przypadkiem. Jego sylwetka, poruszanie się po torze czy waga predysponują go do tego, by być zawodnikiem ze ścisłej światowej czołówki.
– Zajmujecie drugie miejsce w tabeli eWinner 1. Ligi. To jest wasz cel, być tą drugą ekipą w lidze? Bo raczej eWinner Apator w tym roku jest poza zasięgiem.
– Tak. Skoro nie ma już marzeń o awansie, to koncentrujemy się na tym, aby wypaść jak najlepiej w całym sezonie. Chcemy pozostawić po sobie jak najlepsze wrażenie na torze. Jeśli dalej będziemy się dobrze spisywać to utrzymamy to miejsce.
– Aleksandr Łoktajew otarł się o awans do cyklu Grand Prix 2021. Spodziewaliście się przed zawodami, że jest w stanie tego dokonać?
– Życzyliśmy mu jak najlepiej. W swoich ostatnich wyścigach pokazywał, że potrafi je wygrywać i to co osiągnął w GP Challenge nie było dla nas zaskoczeniem, ale wśród takich zawodników to jest to na pewno niespodzianka. Szkoda, że się nie udało, bo postawa „Saszki” w ostatnich tygodniach pokazywała, że jest w naprawdę świetnej formie.
– W ostatnim swoim biegu upadł nieatakowany na pierwszym łuku. Mogło to wynikać z presji, jaka mu towarzyszyła? Był to dla niego decydujący wyścig.
– Oczywiście, że to mogło mieć znaczenie. Z każdego wyścigu na wyścig zawodnik ma coraz cięższe zadanie i trzeba to potrafić w głowie poukładać. Z drugiej strony przyczyna mogła być zupełnie inna. Często z różnych powodów coś się w motocyklu zmienia i to po prostu później nie wychodzi.
– Normalnie przy ewentualnym utrzymaniu Žagara czwarty zawodnik awansowałby do SGP 2021, a w Goričan czwarty był Łoktajew. Pana zdaniem Ukraińca byłoby stać na jakąś niespodziankę, czy to raczej nie ten poziom umiejętności oraz sprzętowy na GP?
– „Saszki” kariera przebiegała różnie. Świetnie radził sobie w wieku juniora, co udowadniał w barwach Falubazu. Później to gdzieś „przysiadło”, ale tak czasami się też dzieje. Jest teraz w wieku, który jest najlepszy dla zawodników by walczyli o tytuł mistrza świata. 26, 27 lat to taka średnia wieku, pomimo „wybryków” Chrisa Holdera czy Taia Woffindena, którzy zdobyli tytuły, będąc jeszcze młodszymi. Poza tym, byłby pierwszym reprezentantem Ukrainy jako stały uczestnik Grand Prix. To mogłoby być dobre dla naszej całej dyscypliny, która ostatnio troszkę ma kryzys.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!