15+2 w pierwszym meczu po powrocie do jazdy to fantastyczny wynik dla Martina Vaculíka. Słowak był jednym z dwóch liderów Moje Bermudy Stali Gorzów i poprowadził ją do awansu do półfinału. Tydzień wcześniej jego koledzy postawili pierwszy krok w Toruniu.
Najlepszy słowacki żużlowiec pauzował w ostatnich tygodniach z powodu kontuzji łopatki. W lipcu Vaculík zaliczył groźny upadek podczas meczu ligowego z Fogo Unią Leszno. Walczył z czasem, by wrócić na wrocławską rundę SGP i ćwierćfinałowe starcie z Apatorem Toruń. – Ogromnie się cieszę, że wróciłem, bo zarówno lekarze, jak i ja musieliśmy wykonać kawał ciężkiej pracy. Jestem wdzięczny wszystkim za pomoc i wparcie – podkreślał po meczu w Gorzowie w rozmowie ze speedwayekstraliga.pl.
Występ Martina Vaculíka w Toruniu był jeszcze niemożliwy. Nie oznacza to jednak, że 32-latek nie wsparł „Stalowców”. Na sprzęcie lidera pojechał wtedy Patrick Hansen. Nieobecny na stadionie Vaculík z zapartym tchem śledził poczynania kolegów. – Wielkie gratulacje dla chłopaków i mojego teamu, bo pokazali w Toruniu coś niesamowitego. Dzięki wynikowi, który uzyskaliśmy na Motoarenie, było nam trochę lżej. Oczywiście nie było lekko, bo każdy mecz w PGE Ekstralidze jest ciężki. Jak oglądałem przed telewizorem ten pierwszy mecz ćwierćfinałowy naszego zespołu, to prawie dwa razy miałem zawał – mówił.
Podczas w SGP we Wrocławiu Słowak zdobył 4 punkty. Choć zawodnik Stali Gorzów dopiero rozjeżdża się po powrocie do jazdy, nie było mowy o taryfie ulgowej. – Po tym, jak zrobili kawał roboty w Toruniu, nie wyobrażałem sobie tego, żebym w tym meczu nie dał z siebie stu procent. Pojechaliśmy bardzo dobre spotkanie, jesteśmy w walce o medale i z tego się cieszymy – zakończył Martin Vaculík.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!