Erik Riss w sezonie 2017 na brak jazdy narzekać nie mógł. Niespełna 23-latek pojawiał się, gdzie tylko mógł, o ile pozwalał mu na to terminarz. Niemiec dalej chce się rozwijać, a kluczem do tego jest jak największa liczba startów.
Dla niemieckiego żużlowca sezon 2018 był bardzo ważny, bowiem był pierwszym rokiem startów w gronie seniorów. W porównaniu do wielu polskich zawodników, syn Gerda Rissa startował w wielu imprezach. Miał okazję zapoznać się m.in. z realiami Nice 1. Ligi Żużlowej, bowiem dostał czterokrotnie szansę od Stali Rzeszów. Szło mu całkiem nieźle, poza barażami o pozostanie „Żurawi” na zapleczu ekstraligowym. Wówczas to zainkasował trzy literki – „D”, „T” oraz „W”. Regularnie jeździł w brytyjskiej Premiership oraz Championship.
Obowiązkowo startował w swoim kraju w Bundeslidze oraz w kadrze narodowej, podczas The World Games. Z Maxem Dilgerem wywalczył dla MSV Herxheim tytuł Mistrza Niemiec Par. Indywidualnie musiał się zadowolić piątym miejscem, choć gdyby nie defekt, prawdopodobnie byłby medal. Zaprezentował się także podczas Speedway Best Pairs. Jakby tego było mało, jeździł także na torach długich, gdzie w lipcu wygrał silnie obsadzony turniej we francuskim Marmande. Na brak zajęć nie narzekał.
– Start w Speedway Best Pairs oraz World Games było czymś wyjątkowym. To było miłe doświadczenie. Ze wszystkich swoich wyników nie mogłem być zadowolony, ale np. w Anglii udało się zwiększyć średnie, w obu ligach, w których jeździłem. Z perspektywy czasu uważam, że większa ilość startów była wskazana, choć gdybym pojechał kilka imprez mniej, ta średnia mogłaby być z kolei większa. Z sezonu ogólnie jestem zadowolony, nabrałem kolejnego doświadczenia i chciałbym się ścigać równie wiele w tym roku, dając z siebie 100% w każdym wyścigu – mówił Erik Riss w rozmowie z portalem speedweek.de.
A jazdy brakować niemieckiemu żużlowcowi nie powinno, bowiem podpisał on całkiem sporo kontraktów. W Niemczech będzie zawodnikiem AC Landshut, w Szwecji – Vargarny Norrkoeping, w Danii – Slangerup Speedway Club i w Anglii – Edinburgh Monarchs. Do pełni szczęścia zabrakło tylko podpisu pod kontraktem w Polsce, lecz mimo prowadzonych rozmów z kilkoma klubami, nie udało się nic sfinalizować. – Trochę się tego nazbierało. W Polsce kontraktu podpisać się nie udało, ale będę dążył do tego, by w trakcie sezonu to się zmieniło. W Anglii chciałem początkowo zostać w Leicester Lions, gdzie promotorzy wyrażali również taką chęć. Niestety, nowe średnie biegowe wszystko zrujnowały i musiałem szukać nowego klubu. Odezwał się inny zespół z Premiership, ale nie wypaliło i został Edinburgh. Chcę w tym zespole być numerem jeden, będę do tego dążył. Ciężko mi coś sprecyzować odnośnie Szwecji, bo to całkowicie nowa liga w moim życiu, ale wiadomo, chcę tam zdobywać tylko dwucyfrowe wyniki – dodaje.
źródło: speedweek.com
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!