W sobotę, na PGE Narodowym w Warszawie zainaugurowany zostanie cykl Speedway Grand Prix 2018. Obiekt ten będzie po raz czwarty areną zmagań najlepszych żużlowców świata. Przypomnijmy w skrócie historię poprzednich trzech turniejów.
O planach rozegrania jednej z rund walki o Indywidualne Mistrzostwo Świata na żużlu, na Stadionie Narodowym w stolicy Polski, mówiono od oddania do użytku tego malowniczego obiektu. To, o czym spekulowano kilka lat wcześniej, znalazło potwierdzenie w kalendarzu na sezon 2015, kiedy to właśnie w Warszawie najlepsi żużlowcy zainaugurowali zmagania o prymat na świecie. Zapewne sporo osób pamięta, jak zakończyła się ta szumnie zapowiadana impreza, ale postaramy się to nieco przybliżyć.
18 kwietnia 2015 Stadion Narodowy w Warszawie szczelnie się wypełnił, a kibice, spragnieni po zimowej przerwie żużla na najwyższym poziomie, jako „lekturę obowiązkową” postawili sobie obecność na pierwszej rundzie cyklu, tym bardziej, że był to debiut tego typu zmagań w stolicy Polski. Turniej ten z pewnością wielu zapamiętało na długo, gdyż był on niepowtarzalny (miejmy nadzieję). Już przed piątkowym treningiem zawodnicy zgłaszali zastrzeżenia do nawierzchni toru. Niemal wszyscy zgodnie odmówili w nim udziału, kilka próbnych kółek wykręcili wówczas tylko Nicki Pedersen i Tomas Hjelm Jonasson, co spotkało się z dezaprobatą pozostałych. Po cichu liczono, że uda się doprowadzić do ładu nawierzchnię, która nie związała się odpowiednio od poniedziałku, czyli przez kilka dni. W kuluarach mówiło się już jednak o możliwym, całkowitym bojkocie zawodów. Cyrku jednak nie odwołano i w sobotę wieczorem, widzowie zebrani w liczbie ponad 50 tysięcy, byli świadkami jednej z największej kompromitacji czarnego sportu, na najwyższym światowym poziomie. Tor od początku sprawiał wielkie problemy bardzo doświadczonym zawodnikom. Co chwilę z nawierzchnią zapoznawali się kolejni żużlowcy, inni markowali defekty, jeszcze inni nie pojawiali się na torze. Dodatkowo awarii uległa maszyna startowa, a przez niezapewnienie przez organizatorów rezerwowej, sędzia podjął decyzję o puszczaniu zawodników na zielone światło. Tym działaniem ostatecznie Brytyjczyk Jim Lawrence również nie pomógł sobie, ponieważ po wykluczeniu Jasona Doyle’a, za – jak to ironicznie wówczas mówiono – dotknięcie wirtualnej taśmy, został on wygwizdany i awantura wisiała w powietrzu. Parodię żużla przerwano wówczas po 12 biegach, po ponad godzinnej przerwie i zawodników na podium sklasyfikowano po zaledwie trzech rozegranych seriach rundy zasadniczej.
Ostatecznie na „pudle” najwyżej stanął Słoweniec Matej Žagar, a miejsca niżej zajęli odpowiednio Brytyjczyk Chris Harris (chyba najbardziej zadowolony z takiego obrotu sprawy) oraz Jarosław Hampel. Szkoda, że w całym tym „bajzlu” swoje starty w cyklu Speedway Grand Prix zakończył Tomasz Gollob. Wielkie święto tego zawodnika przerodziło się w niechciany kabaret, a ostatnią rundę honorową po torze, wykonywał już przy opustoszałych trybunach. W czasie całego wydarzenia na telebimach kilkukrotnie pojawiał się napis: „Pierwszy raz na żużlu? Tak to właśnie wygląda!”. Dla tych, którzy rzeczywiście swoją kibicowską przygodę zaczęli podczas tamtych zawodów, hasło to było bardzo wymowne i niefortunne… Winą za taki stan rzeczy obarczono firmę Ole Olsena, która od wielu lat układała nawierzchnie i była odpowiedzialna za przygotowaniu obiektów z torami „czasowymi”. W późniejszym czasie pojawiły się pozwy zbiorowe zbulwersowanych kibiców. Ze strony Polskiego Związku Motorowego buńczuczne zapowiadano, iż trzyletni kontrakt na rozgrywanie rund Grand Prix może zostać zerwany, a już „na pewno” więcej toru na Stadionie Narodowym nie ułoży Ole Olsen ze swoimi pracownikami. Jak dalekie to było od prawdy, przekonaliśmy się już rok później.
Po kompromitacji z roku 2015, musiała przyjść rehabilitacja, zarówno ze strony PZM, jak i BSI, zarządzającej cyklem. Po sprawdzeniu możliwości i zapewne bardzo szkodliwym odszkodowaniu w przypadku zerwania umowy, postanowiono kolejną szansę układania toru na Stadionie Narodowym w Warszawie, dać Ole Olsenowi. Tym razem prace miały zostać podjęte znacznie wcześniej, a nawierzchnia owalu miała być poddana testowi, przez młodzieżowców, w czasie zamkniętego dla kibiców i mediów turnieju. W rozegraniu zawodów, już w odpowiedni sposób, miał pomóc kalendarz. Tym razem warszawską rundę zaplanowano na 14 maja (jako drugą, po inauguracji w słoweńskim Krško), aura w Polsce powinna być już odpowiednia, a wilgotność, która rok wcześniej przeszkadzała w kwietniu, nie powinna stanąć na przeszkodzie w układaniu nawierzchni. Jakoś jednak trzeba było jeszcze wkupić się w łaski kibiców. Po porozumieniu z organizatorami całej serii podjęto decyzję o rozegraniu w niedzielę po turnieju Speedway Grand Prix, meczu towarzyskiego Polska – Reszta Świata (zdarzenie wyjątkowe, ponieważ zawsze niedziela jest terminem rezerwowym, dla sobotnich imprez). Wszyscy, którzy byli rok wcześniej świadkami kompromitacji na Stadionie Narodowym, wejście na ten drugi pojedynek dostali z prezencie, a dodatkowo zachęcić ich próbowano stosunkowo niskimi cenami na sobotnie wydarzenie. Ostatecznie manewry marketingowe przyniosły skutek i spore rzesze kibiców zaplanowały sobie dwudniowy pobyt w stolicy Polski, będąc świadkami dwóch wydarzeń na wysokim poziomie. Dodatkowym „bodźcem” była ponownie obecność Tomasza Golloba, który w niedzielnym spotkaniu reprezentacji narodowej, oficjalnie zakończył w niej występy.
Jeśli chodzi o poziom sportowy, to poprzeczka z sezonu 2015 była ustawiona wyjątkowo nisko. W czasie pierwszej połowy zawodów kibice nie byli świadkami zbyt emocjonującego ścigania. Dodatkowo w niektórych miejscach pojawiały się koleiny, nieutrudniające jednak zbytnio płynnej jazdy. Zawody na dobre „rozkręciły” się po 12. biegu, a końcówka mogła podobać się już nawet największym pesymistom, „udzielającym” się przez rozegraniem turnieju. W takich warunkach najlepiej poradzili sobie starzy „wyjadacze”. Zwyciężył Tai Woffinden, przed Gregiem Hancockiem, a po raz drugi na podium – jako jedyny – stanął Matej Žagar. Na Stadionie Narodowym, nie najlepiej poradzili sobie wówczas Polacy. Najwyżej – na szóstej pozycji – sklasyfikowano Macieja Janowskiego. Odpowiednio dwa i trzy miejsca niżej uplasowali się Bartosz Zmarzlik i Patryk Dudek, a na 15. lokacie zmagania ukończył Piotr Pawlicki. Dzień później w potyczce Polski z resztą Świata, podopieczni Marka Cieślaka ulegli w stosunku 44:46. Stadion był już wówczas wypełniony co najwyżej w połowie, manewr z dwudniową imprezą nie przyniósł zatem może oczekiwanego rezultatu, jakiejś większej klapy wizerunkowej, przy bardziej opustoszałych trybunach, jednak uniknięto.
Ostatnia z dotychczas rozegranych rund Speedway Grand Prix w Warszawie, odbyła się 13 maja ubiegłego roku. Przed tym turniejem postanowiono zrezygnować już z organizowania dwóch imprez, uznając, że publiczność i tak dopisze podczas zmagań w ramach Indywidualnych Mistrzostw Świata. Ponownie zachęcano do wcześniejszego nabywania wejściówek, stosunkowo niskimi cenami. Kolejny raz rozegrano również turniej młodzieżowy, „testujący” nawierzchnię układanego toru. Organizatorzy rok wcześniej najwidoczniej odzyskali zaufanie większości kibiców, ponieważ stadion w czasie rozgrywania zawodów znowu był wypełniony dosyć szczelnie.
Najlepsi żużlowcy globu do Warszawy po raz kolejny zawitali w drugiej rundzie zmagań. Rywalizacja mogła podobać się już od wcześniejszej fazy, a kibice byli świadkami całkiem sporej dawki, pozytywnych, żużlowych emocji. Z toru nie wiało nudą, a zawodnicy niejednokrotnie pokazywali swoje umiejętności w kilku widowiskowych akcjach. Do pełni zadowolenia ok. 50-tysięcznej widowni zabrakło odegranie po raz drugi tego wieczoru Mazurka Dąbrowskiego. Bliski zadowolenia wiernej rzeszy fanów „czarnego sportu” był Maciej Janowski. Ostatecznie „Magic” w finale uległ tylko Fredrikowi Lindgrenowi, wyprzedzając Jasona Doyle’a i Martina Vaculíka. Bartosz Zmarzlik i Patryk Dudek ponownie zajęli miejsca obok siebie (szóste i siódme), na 9. pozycji sklasyfikowano Piotra Pawlickiego, a na 15. jego starszego brata, Przemysława („dzika karta”). Tym razem całkowicie nie poradził sobie natomiast ten, który dwukrotnie wcześniej stawał na podium, czyli Słoweniec Matej Žagar, kończąc zmagania na 16. miejscu.
Przed nami kolejne, wielkie wydarzenie na PGE Narodowym. Organizatorzy ponownie rozprowadzili ponad 50 tysięcy biletów, ten malowniczy obiekt w stolicy Polski zapewne znowu się wypełni. Czy w sobotni wieczór będziemy świadkami jeszcze większego wydarzenia niż w ubiegłym roku? Być może polscy kibice Mazurka Dąbrowskiego będą mogli zaśpiewać zarówno na początku, jak i na końcu zawodów? O to postarają się z pewnością Patryk Dudek, Bartosz Zmarzlik, Maciej Janowski, Przemysław Pawlicki i startujący z „dziką kartą” Krzysztof Kasprzak. Rezerwowymi reprezentantami Polski, biorącymi udział w tym wydarzeniu, będą Maksym Drabik i Bartosz Smektała. „Per Aspera ad Astra” – ta sentencja łacińska w wolnym tłumaczeniu oznacza „Przez trudy do gwiazd”. Mniej więcej tak wygląda historia rozgrywania cyklu Speedway Grand Prix w Warszawie. Wszystko wskazuje na to, że turniej ten w tym miejscu, początkowe problemy ma już za sobą i może tylko się rozwijać. Czy tak będzie, przekonamy się już w sobotni wieczór. Miejmy również nadzieję, że niemiłe niespodzianki, choć trochę nawiązujące do pierwszego turnieju na Stadionie Narodowym, się nie pojawią.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!