Fogo Unia Leszno wykonała swoje zadanie niemal perfekcyjnie. Podopieczni Rafała Okoniewskiego po roku spędzonym w Metalkas 2. Ekstralidze wracają do elity. Był jednak moment, gdy nawet najwięksi leszczyńscy optymiści mogli zadać sobie pytanie „czy to na pewno się uda?”. Pora podsumować sezon w wykonaniu leszczynian.
11 sierpnia 2024 roku mniej więcej przed godziną 19:00 w Lesznie i okolicach kibice z zapartym tchem oglądali końcówkę meczu w Zielonej Górze. Ekipa z Torunia, wówczas jeszcze oficjalnie jako Apator, nie walczyła już o nic dla siebie, a jedynie o odrobinę nadziei dla kibiców najbardziej utytułowanego klubu żużlowego w Polsce. Cudu jednak nie było – odwieczny rywal z Zielonej Góry pokonał torunian. Finałowy mecz sezonu Fogo Unia Leszno odjechała ze świadomością, że kolejny sezon spędzi w Metalkas 2. Ekstralidze.
Siła spokoju
Jednak już ostatni mecz sezonu i bardzo pewny triumf nad Stalą Gorzów pokazał, że spadek leszczynian to tylko wypadek przy pracy i owoc splotu wielu nieszczęśliwych wypadków. Głównie wypadków na torze, bo kontuzje Zengoty, Kołodzieja czy przede wszystkim Ratajczaka skutecznie uniemożliwiły walkę o pozostanie w PGE Ekstralidze. Celem stało się zatrzymanie całego składu biało-niebieskich i udowodnienie, że stać ich na o wiele więcej.
Andrzej Lebiediew i Damian Ratajczak byli jednak zainteresowani wyłącznie PGE Ekstraligą. Obaj nie ukrywali, że chcą ścigać się z najlepszymi. Z tym większą radością kibice przyjęli jednak wiadomość o pozostaniu w zespole Janusza Kołodzieja i Grzegorza Zengoty. Został też Ben Cook, objawienie 2024 roku.
Josh PickeringPierwsza powstała luka, po Ratajczaku, załatała się sama. W Lesznie od kilku lat czekali aż w lidze będzie mógł występować Kacper Mania, który w minionym sezonie potwierdził pokładane w nim nadzieje. Większą niewiadomą był wakat po Lebiediewie. Wybór padł na dobrze znanego w Lesznie Josha Pickeringa. Na papierze skład wyglądał bardzo solidnie i przez całą zimę powstał jasny przekaz: Fogo Unia Leszno jedzie o awans, bo nie ma na co czekać.
Czy aby na pewno?
I tak rzeczywiście było. Kolejny rok startów na zapleczu PGE Ekstraligi dla tak ważnego ośrodka byłby katastrofą, również finansową. Część sponsorów zadeklarowała wsparcie w walce o awans, ale fiasko tych starań mogłoby pogrążyć klub w „drugoekstraligowym” marazmie na przynajmniej kilka lat.
Presja była ogromna, ale na szczęście dla leszczynian nie mniejszą odczuwali zawodnicy Abramczyk Polonii Bydgoszcz. Klub znad Brdy po kilku latach bezskutecznej walki o awans i dramatycznej porażce w finale 2024 roku stał się jeszcze mocniejszy. No właśnie, czy mocniejszy od spadkowicza?
Tutaj można było się spierać. Czy Pickering podoła? Co jeśli Cook teraz nie będzie już tak szybki? A jak Kołodziej znów złapie kontuzje? A może Mania jednak nie będzie tak dobry, jak wszyscy myślą? Abramczyk Polonia Bydgoszcz i Fogo Unia Leszno miały naprawdę solidne ekipy, jednak nie brakowało głosów, że to „Gryfy” wyglądają pewniej.
Prawie pełna kontrola
W pierwszej kolejce Fogo Unia Leszno potwierdziła dwie rzeczy: że potrzebuje PGE Ekstraligi i że rzeczywiście będzie do niej głównym pretendentem. Choć rywalem była targana kłopotami Unia Tarnów, to zespół Rafała Okoniewskiego przy dopingu prawie 11 tysięcy kibiców pokazał ogromną moc w pięknym anturażu. Nastroje tonowano, a jeszcze bardziej stonowała je kontuzja nadgarstka Bena Cooka i porażka w Krośnie.
Szymon Woźniak (Ż), Janusz Kołodziej (C)To pierwsza, niewielka rysa na sezonie Fogo Unii Leszno. W Wielkanoc biało-niebiescy ulegli Cellfast Wilkom 42:48. Po meczu o wyniku mówiło się równie dużo, co o torze, jednak przesądzone stało się, że leszczynianie nie powtórzą wyczynu Falubazu, który w drugim podejściu zaliczył sezon bez porażki i wrócił do elity.
Równie prędko nadeszło uspokojenie, bo tydzień później Fogo Unia Leszno nie dała najmniejszych szans swoim głównym konkurentom, Polonii Bydgoszcz. U wygranych jednak nie było widać przesadnego optymizmu, a i pokonani nie załamywali rąk. Tomasz Bajerski przyznał otwarcie, że wszystko rozstrzygnie się w play-offach. Takiego nastawienia w Bydgoszczy nie zmieniła również domowa porażka z Unią.
Mijały kolejne tygodnie, a Unia Leszno zwiększała dorobek punktowy i zapewniła sobie zwycięstwo w rundzie zasadniczej sezonu. Wszystko szło jak z płatka pomimo drugiej w sezonie porażki w półfinale w Rzeszowie. Bajerski miał rację. Obie drużyny spotkały się w finale zapowiadanym tak naprawdę od momentu spadku leszczynian.
Godzina grozy w Bydgoszczy
37:23 było po 10 z 30 biegów finałowego dwumeczu w Bydgoszczy. Polonia miała pełną kontrolę nad spotkaniem i nic nie zwiastowało tego, co wydarzyło się później. Godzina dzieląca start finałowego spotkania i 10. gonitwę była spełnieniem koszmarów leszczynian. Po znakomitym sezonie awans zawisł na włosku, a przecież strata na koniec meczu mogła być jeszcze większa.
Ostatecznie nie było jej w ogóle. 22:8 w pięciu ostatnich biegach dla Fogo Unii Leszno i biało-niebiescy z Bydgoszczy wyjechali z remisem, który przed meczem każdy wziąłby w ciemno i z pocałowaniem ręki. Fani obu ekip będą wspominać ten mecz zapewne wiele razy, ale w zgoła odmiennych emocjach. Niefortunne równanie toru po 10. biegu było po meczu najczęściej wskazywanym problemem bydgoszczan.
Grzegorz Zengota (C), Kai Huckenbeck (B)Przed rewanżem przyczyna roztrwonienia tak pewnie budowanej przewagi była już nieistotna. Na swoim terenie Fogo Unia Leszno kontrolowała przebieg spotkania od początku do końca. Plan udało się wykonać tym razem bez nerwów i wygrać 50:40.
Kibice ponownie potwierdzili, że łakną ekstraligowych emocji. W ostatnich latach niska frekwencja była bolączką na Stadionie im. Alfreda Smoczyka, ale spadek podziałał mobilizująco. Przy Strzeleckiej zasiadało średnio blisko 9,5 tysiąca fanów, a przypieczętowanie awansu z wysokości trybun śledził komplet 16 760 (a przynajmniej oficjalnie) widzów.
Janusz Kołodziej
To był świetny sezon Janusza Kołodzieja. Chyba nikt nie miał wątpliwości, że kapitan „Byków” na poziomie Metalkas 2. Ekstraligi będzie czołową postacią rozgrywek. Kołodziej zdobywał blisko 2,5 pkt na wyścig, a w wielu z nich nie wystąpił, oddając start młodszym kolegom.
Grzegorz Zengota
Grzegorz Zengota mógł pozazdrościć koledze regularności, ale ulubieniec kibiców również w pełni spełnił pokładane w nim nadzieje, a co najważniejsze – zawsze stawał na wysokości zadania w kluczowych momentach i spotkaniach. 9 razy pojechał w 15. wyścigu i 6 razy w 14.
Ben Cook
Ben Cook potwierdził tylko, że nie będzie żadną żużlową kometą czy też „one season wonder”, jak zwie się w Anglii zawodników świetnych w jednym, konkretnym sezonie. Po groźnej kontuzji nadgarstka, której nabawił się w kwietniu, Cook wrócił na tor po dwóch miesiącach i sezon zakończył ze średnią 2,3 pkt. Australijczyk jednak musiał radzić sobie z dużym dyskomfortem w dłoni, którego ma pozbyć się dopiero podczas zimowych zabiegów.
Ben CookNazar Parnitskyi
Wielu kibiców pokusiłoby się jednak o stwierdzenie, że kluczowy był Nazar Parnitskyi. Kibice w Lesznie pokochali nastoletniego Ukraińca, który w minionym sezonie jeździł jak natchniony. Fani przywykli do tego, że często przytrafia mu się nieco słabszy bieg, jednak w pozostałych potrafi rozstawiać po kątach najlepszych. Stemplem jakości było przypieczętowanie tytuły indywidualnego mistrza świata juniorów, kolejnego zresztą dla zawodnika Fogo Unii Leszno. Nazar Parnitskyi był najlepszym zawodnikiem U-24 w lidze.
Juniorzy
Formacja młodzieżowa zgodnie z oczekiwaniami była również ogromnym zasobem w arsenale Rafała Okoniewskiego. Antoni Mencel i Kacper Mania 10 razy wygrywali podwójnie biegi młodzieżowe i obaj zanotowali po kilka meczów z trójkami w pozostałych biegach. Mania wiele razy popisał się błyskotliwością i zadziornością na trasie, a Mencel po startach zakładał rywali i nawet jeśli do mety dojeżdżał drugi lub trzeci, to pomagał koledze i utrudniał życie rywalom.
Josh Pickering
Drugi z Australijczyków najczęściej dawał powody do zmartwień kibicom, a sztabowi szkoleniowemu „Byków”. Joshowi Pickeringowi nie można było odmówić waleczności, ambicji i chęci do walki. Australijczyk zanotował sporo wyścigów, po których będzie w Lesznie ciepło zapamiętany. Potwierdziło to pożegnanie i gromkie oklaski na wypełnionym po brzegi stadionie po finałowym meczu. Pickering nie mógł być jednak zadowolony z średniej na poziomie 1,52 pkt.
Co teraz?
Najsłabsze ogniwo zastąpił już Piotr Pawlicki, a do Fogo Unii Leszno wróci jeszcze Keynan Rew. Po rocznym rozbracie z biało-niebieskimi Australijczyk prawdopodobnie zajmie pozycję U-24, a jako młodzieżowiec występować będzie Nazar Parnitskyi. Takiego składu „Byków”, z niezmiennymi filarami w postaci Kołodzieja, Zengoty i Cooka, nie można lekceważyć.
Utrzymanie w sezonie po powrocie będzie z pewnością priorytetem dla najbardziej utytułowanego klubu żużlowego w Polsce. Takie zestawienie stać na pewno na jeszcze więcej, bo Fogo Unia Leszno chce znów być mocna. Rok oczyszczenia, świetnej frekwencji, wielu zwycięstw był po kilku latach walki w dole PGE Ekstraligi ciekawym doświadczeniem dla tak uznanej ekipy. Być może potrzebnym i cennym.
Obecnie największym zmartwieniem wydaje się sytuacja wewnątrz klubu po zatrzymaniu byłego prezesa. Za stery wrócił Józef Dworakowski. Karty na rynku transferowym są już rozdane, a Unia po rocznym i nie do końca zasłużonym pobycie w drugoligowym czyśćcu wraca tam, gdzie miejsce „Królowej Speedwaya”.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!