Nerwowo rozpoczął się sezon 2019 w rozrywkach Nice 1. Ligi Żużlowej dla tarnowskiej Unii. Zespół, prowadzony przez Tomasza Proszowskiego pokonał na własnym torze Lokomotiv Daygavpils, ale uczynił to po ciężkim boju, kończąc mecz wynikiem 46:44. Artur Mroczka w spotkaniu tym zdobył 9 punktów.
Trzeba przyznać, że mało kto spodziewał się takiego przebiegu. Nawet kibice z Łotwy byli zapewne zaskoczeni, choć tak niewiele zabrakło to pełni ich szczęścia. – Jeśli przegralibyśmy u siebie, to byłaby jakaś masakra. W łotewskiej drużynie też są dobrzy zawodnicy. Mają oni również długi i szeroki tor. Wiedzą, o co chodzi w takiej jeździe, jak w Tarnowie. Przed meczem mówiłem do trenera, że nie będzie łatwo i nie zrobimy tego „jedną ręką”. Podkreślano, żeby się nie rozprężać, gdy będziemy prowadzili. Zapytałem o to, co zrobimy, jeśli będziemy przegrywali. Wówczas wszyscy się śmiali, a jednak tak było. Ja jestem już nieco starszy, wiem jak to działa i w tym żużlu nie ma pewnych rzeczy – wypowiedział się na temat niedzielnego pojedynku, Artur Mroczka.
Każdy z zawodników gospodarzy potrafił zauważyć mankament, który wyraźnie zaważył o takiej, a nie innej postawie końcowej. Wyjścia spod taśmy w wykonaniu żużlowców „Jaskółek”, wyglądały – delikatnie rzecz ujmując – „nie najlepiej”. – Uważam, że muszę poprawić starty – popracować nad nimi, skupić się i zrobić coś, aby ten element był lepszy. Wygrałem jeden start na pięć. To w ogóle nie w moim stylu. Później ciężko się jedzie z tyłu, a nie ma zawodników, którzy nie znają się na jeździe. Są młodsi, wszyscy trzymają gaz, mają taki sam sprzęt. Po przegranym starcie wiele nie da się zrobić – zaakcentował wychowanek klubu z Grudziądza.
W przedostatnim biegu nasz rozmówca stoczył ciężki bój z juniorem gości, Olegiem Michaiłowem. Długo na 3. miejscu znajdował się Łotysz, ostatecznie, atakiem na drugim łuku, na punktowaną pozycję przedarł się zawodnik gospodarzy. Po tym zdarzeniu, sędzia przeglądał zapisy z kamer, mając podejrzenie, że Mroczka mógł przekroczyć dwoma kołami linię wewnętrzną. Ostatecznie nie dało się tego jednak stwierdzić. – Gdy tak pojechałem, to czułem, że ten krawężnik był między dwoma kołami. Tego z toru nie można ocenić zbyt dokładnie. Uważam, że nie przejechałem tak, bo ja już kilka razy w Tarnowie atakowałem w ten sposób. W czasie biegu też nie patrzę dokładnie „pod nogi”. Czułem jednak, że nie przejechałem krawężnika motorem dwoma kołami. Wjeżdża się na ten beton, koło notuje uślizg i to da się wyczuć. Tym razem tak nie było. Mam tu swoje miejsce do ataków i tak to czasami wygląda.
Luz, z jakim podeszli do meczu w Tarnowie Łotysze, może okazać się kluczowy w pojedynku wyjazdowym w Gdańsku. Tam na „Jaskółki”, raczej mało kto będzie stawiał, zwłaszcza po wynikach pierwszej kolejki. Dla gości będzie to powrót nad morze, gdzie poprzednio startowali w sezonie 2017. – Łotysze pokazali, że na luzie można zrobić wynik, może nam uda się to w Gdańsku. Myślę, że przed dwoma laty mieliśmy tam trochę lepszy skład, bardziej doświadczony. Teraz jest on młody. Uważam jednak, że jeśli się zgramy, to będzie dobrze – dodał optymistycznie, na koniec rozmowy z naszym portalem, Artur Mroczka.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!