Na co dzień kopie piłkę i intensywnie trenuje, by jak najlepiej prezentować się na boisku czy to w barwach UC Sampdoria czy też grając z orzełkiem na piersi. Gdy tylko czas mu pozwala, zjawia się jednak u boku Kamila Brzozowskiego na zawodach żużlowych.
Dawid Kownacki pochodzi z Gorzowa Wielkopolskiego, gdzie w województwie lubuskim nigdy nie było futbolu na ekstraklasowym poziomie. Żużlowo jest od wielu lat wręcz przeciwnie. Czy zdaniem piłkarza to może mieć wpływ na fakt, że speedway to jego niesamowicie mocna pasja? – Trudno to jednoznacznie określić, ale na pewno są to tematy ze sobą powiązane. Aktualnie w Gorzowie funkcjonują dwa kluby występujące na poziomie III ligi, Warta i Stilon i są to najlepsze ekipy w województwie. Przez kilka sezonów Stilon grał z powodzeniem w I lidze, ale niestety, problemem okazały się pieniądze, co jest częstym kłopotem w lubuskiej piłce nożnej. W mieście funkcjonuje klub żużlowy na najwyższym poziomie, więc dużych dotacji potrzebuje i żużel, i futbol. Władze Gorzowa uznały, że Stal Gorzów da miastu więcej niż piłka nożna, więc tak to się potoczyło. Stilon próbuje się odbudować, ale bez odpowiednich funduszy to niemożliwe. Niestety, w lubuskiej piłce brakuje nawet przesłanek do optymizmu, że może ona się rozwinąć – mówi Kownacki.
21-letni piłkarz w chwili obecnej jest liderem klasyfikacji strzelców w eliminacjach do Mistrzostw Europy u21 2019. W siedmiu spotkaniach strzelił on już osiem bramek i puka także do bram reprezentacji seniorskiej, do niedawna u Adama Nawałki, a obecnie u Jerzego Brzęczka. Zadebiutował w niej 23 marca tego roku, ale jeszcze wiele przed nim pracy, aby znaleźć się w podstawowej jedenastce. By oderwać się nieco od codziennego życia i piłki nożnej lubi się pobrudzić. Często, głównie w trakcie przedsezonowych treningów czy sparingów o ile czas mu pozwala, jeździ z Kamilem Brzozowskim i pomaga jego teamowi w obowiązkach. Spotykanie go w żużlowych parkach maszyn jest wciąż nietypowe. – Wiele razy słyszałem, że to dość dziwne, ale ja lubię motocykle od dziecka. Dopiero w ostatnich latach miałem możliwość poznania tego sportu od kuchni. Kiedyś miałem wyobrażenie, że po prostu wsiada się na motocykl, odpala gaz i jedzie. Rzeczywistość jest jednak całkiem inna. Na początku to absolutnie czarna magia, bo lista czynności, które trzeba wykonać przed startem, jest niesamowicie długa. Nawet samo mycie motocykla po meczu… Wydawało mi się, że wystarczy włączyć Kaerchera, przepłukać maszynę i wszystko będzie ok. Tymczasem trzeba rozebrać cały motocykl, śrubka po śrubce, dokładnie wyczyścić i wysuszyć każdą część, a następnie złożyć ponownie. Nie jest to taka prosta sprawa. Trzeba być maksymalnie skupionym na tym, co się robi, bo jedno małe niedopatrzenie, niedokręcenie czegoś może spowodować tragedię. Jestem więc pełen szacunku dla pracy mechaników – dodaje na łamach portalu laczynaspilka.pl.
Kownacki swoją przygodę z piłką rozpoczynał w Stilonie Gorzów, skąd szybko trafił do Lecha Poznań, a stamtąd do włoskiej Sampdorii. Czy gdyby w rodzinnym mieście został nieco dłużej, mógłby rzucić bieganie po murawie kosztem jazdy na motocyklach bez hamulców? – Raczej nie. Od początku byłem absolutnie sfokusowany na piłce. Biegałem za nią od rana do wieczora. Będąc małym chłopcem nie brałem pod uwagę zawodu żużlowca, choć bardzo lubiłem chodzić na mecze. Nigdy nie byłem jednak mocno zainteresowany samą jazdą, dopiero po kilkunastu latach usiadłem na motocyklu żużlowym. Odkręciłem leciutko gaz, przejechałem się kawałek, ale nie mógłbym tego robić na co dzień. To za duże ryzyko.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!