Rybnickie „Rekiny” po wygraniu półfinałowego spotkania w Nice 1. Ligi Żużlowej w stosunku 50:40 z tarnowskimi „Jaskółkami”, są już jedną nogą w finale rozgrywek. Zwycięski pojedynek nie poszedł po myśli Mateusza Szczepaniaka. Polski senior PGG ROW-u Rybnik na torze pojawiał się czterokrotnie, inkasując cztery punkty z bonusem.
Sam zainteresowany nie mógł być zatem zadowolony ze swojego występu. Na szczęście koledzy stanęli na wysokości zadania i drużynie udało się osiągnąć bardzo korzystny wynik. Przypomnijmy, że w sezonie zasadniczym, 23 czerwca rybniczanie ulegli Unii w Tarnowie 39:51. – Mój wynik w tym meczu był słaby, a nawet bardzo. Ostatnio było lepiej (7 punktów w 5 startach – przyp. red.), a tym razem zupełnie gorzej. Nigdy jednak w Tarnowie nie zrobiłem jakiegoś oszałamiającego wyniku. Na szczęście reszta pojechała bardzo dobre spotkanie. Wygraliśmy na wyjeździe, a nie da się ukryć, że chyba wszyscy stawiali na to, że to Tarnów wyjdzie z niego u siebie zwycięsko. Fajnie, że reszta tak pojechała. W dobrej formie wrócił Siergiej Łogaczow i mamy te dziesięć punktów przewagi przed rewanżem na własnym torze – mówił, po wygranym przez PGG ROW pojedynku, Mateusz Szczepaniak.
Po osiągnięciu takiej przewagi i to na wyjeździe, trudno teraz o inny scenariusz niż awans „Rekinów” do finału rozgrywek. Nasz rozmówca przekonuje jednak, że na świętowanie osiągnięcia tego celu trzeba jeszcze poczekać. – Nie możemy czuć się już finalistami. Póki ostatni wyścig się nie odbędzie, to nie. Mamy jeszcze rewanż a to jest sport i już różnie z tym bywało. Po ostatnim wyścigu za tydzień, a może wcześniej, musimy mieć tę przewagę, z którą będziemy pewni tego finału. Jeszcze jednak jest do odjechania piętnaście wyścigów rewanżu i dopiero wtedy możemy myśleć, że jesteśmy finalistami – zaznaczył.
Wróciliśmy jeszcze na chwilę do ostatniego wyścigu, w którym w niedzielę pojawił się on na torze. Wówczas z przodu znajdowała się para Wiktor Kułakow – Peter Ljung, a Szczepaniak jechał po jeden punkt. Podążający za nim z tyłu Dan Bewley na początku ostatniego okrążenia zaczął się jednak napędzać po zewnętrznej, aby na ostatnim łuku wyprzedzić kolegę z drużyny, zabierając mu jedno „oczko” i tym samym dodatkowy zarobek. Brytyjczykowi należy oddać to, że w biegu nominowanym, jazda po bardzo szerokiej ścieżce przyniosła mu kolejne trzy punkty i jedyne zwycięstwo w „Jaskółczym Gnieździe”. Na temat tej akcji z 11. biegu nie wypowiadał się jednak negatywnie sam „poszkodowany”. – Daniel mnie wyprzedził, nie da się ukryć. Ja byłem w tym biegu wolniejszy, jechałem środkiem toru i nie mogłem złapać tej prędkości. On był po prostu szybszy, bo jechał szerzej i był przede mną na mecie (uśmiech). Nie było po tym żadnej sprzeczki między nami – wyjaśnił subtelnie, na koniec rozmowy z portalem speedwaynews.pl, Mateusz Szczepaniak.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!