W piątkowe popołudnie PGG ROW Rybnik poinformował, iż stanowisko pierwszego trenera obejmie były już szkoleniowiec łódzkiego Orła – Lech Kędziora. W salce mieszczącej się na stadionie przy ulicy Gliwickiej trener „zielono-czarnych” cierpliwie odpowiadał na pytania kibiców jak i internautów.
„Rekiny”, na nieco ponad miesiąc przed inauguracyjną kolejką PGE Ekstraligi, pozyskały nowego szkoleniowca. Po niedawnych perturbacjach związanych z Piotrem Świderskim i jego odejściem z górnośląskiej ekipy, PGG ROW pozostawał bez trenera i wielu zastanawiało się, kto w sezonie 2020 podejmie się prowadzenia beniaminka w ekstraligowych wojażach. Najgłośniej spekulowano, iż nowym trenerem zostanie Lech Kędziora, na co miało wskazywać kilka czynników. Umowa byłego już trenera „niebiesko-białych” obowiązywała zaledwie do końca lutego, a i sam Kędziora miał już dawno poinformować sterników klubu z Łodzi, iż nie ma zamiaru prowadzić, wraz z Adamem Skórnickim, siódmej ekipy poprzedniego sezonu Nice 1. Ligi Żużlowej.
Na piątkowym spotkaniu z kibicami Kędziora tylko potwierdził słuszność tej hipotezy. – Moja umowa o pracę w Orle Łódź kończy się ostatniego dnia lutego i już wcześniej informowałem zarząd klubu oraz prezesa Skrzydlewskiego, że mam inne plany na przyszłość. Miałem sobie zrobić przerwę od żużla. Zdarzyło się jednak inaczej – Piotr Świderski ostatecznie nie podjął pracy, a prezes Mrozek szukał jego zastępcy i tak znalazłem się w Rybniku. A to, co pojawia się w mediach na temat mojej osoby, jest po prostu wyssane z palca. Była nawet taka rozmowa na zakończeniu sezonu w Łodzi, kiedy to poinformowałem prezesa Skrzydlewskiego, iż jestem gotowy ponieść konsekwencje słabego sezonu Orła. Walczyliśmy o utrzymanie w Nice 1. Lidze Żużlowej i czułem się temu winny. Życie napisało jednak inny scenariusz, gdyż myślałem, że rzeczywiście prezes Mrozek będzie współpracował z Piotrem Świderskim.
Lech Kędziora, prócz ogromnego bagażu doświadczeń w pracy z zawodnikami, ma już pewne kompetencje do kooperacji z charyzmatycznymi działaczami. Nie jest tajemnicą, iż były już pracodawca Kędziory – Witold Skrzydlewski, lubi mieć wszystko pod kontrolą i nigdy nie gryzie się w język, gdy ma publicznie odnieść się do sytuacji panującej w swojej drużyny. Teraz szkoleniowiec z trenerską przeszłością chociażby w częstochowskim Włókniarzu czy gdańskim Wybrzeżu, będzie zarządzać drużyną u boku prezesa Mrozka, który również w środowisku ma łatkę osoby niełatwej we współpracy.
Sam zainteresowany jednak nie boi się tego wyzwania, rozumie czym taka postawa jest podyktowana i z optymizmem patrzy na nadchodzące rozgrywki. – Sami kibice wiedzą, jaki jest Krzysztof Mrozek… elegancki (śmiech). Każdy prezes jest wymagający, każdy z nich ma ambicje i po to pracuje, by ich drużyny osiągały jak najlepsze wyniki. Zbudował zespół, na jaki było go stać, może można byłoby mieć inne nazwiska, jednak tak, jak kibice wiedzą, na rynku jest ogromna” posucha”. Sport pisze różne scenariusze. Nasza współpraca na pewno nie będzie łatwa, lecz będziemy chcieli sprawić figla i zrobić fanom niespodziankę osiągając cel minimum, jakim jest utrzymanie w PGE Ekstralidze. Gdy byłem w Częstochowie miałem podobną sytuację. Udało nam się wówczas i trzeba trzymać kciuki, by i tym razem się nam powiodło.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!