Na pęczki można liczyć fantastyczne zawody żużlowe, jakie odbywały się na różnorakich obiektach, na przestrzeni lat. Nie wiem natomiast, czy znajdą się drugie tak oryginalne, jakie miały miejsce w minioną sobotę w Dohren. Pod każdym względem inauguracja nowych rozgrywek – German Speedway Masters – była dosłownie niepowtarzalna!
Na naszym portalu przeprowadzona była relacja na żywo z tychże zawodów, więc część kibiców z pewnością zaznajomiła się z ideą nowego produktu, jaki pojawił się na niemieckim rynku żużlowym. Promotorzy GSM wprowadzają cykl, który wyłaniać będzie najlepszego indywidualnie rajdera, a także najskuteczniejszy duet pod względem drużynowym. W sobotni wieczór postanowiono przedstawić fanom, jak to będzie właśnie wyglądać w rzeczywistości. Turniej w Dohren miał zadanie pilotażowe i był swego rodzaju prologiem to właściwego otwarcia, jakie nastąpi w sezonie 2022. Powiem wprost, jeżeli będzie ono takie, jak inauguracja, sukces promotorów jest stu procentowy! Czegoś takiego w żużlu jeszcze nie było.
Skąd taka opinia? Po pierwsze wybór lokalizacji. Tor żużlowy w Dohren, leżący blisko granicy z Holandią, jest jedyny w swoim rodzaju. Drugi owal z maszyną startową i linią poza obrębem toru po prostu się nie znajdzie. Sam kształt – istne koło. Nie wyróżnimy na tym obiekcie pierwszego, czy drugiego łuku, a nawet prostej. Tutaj jest jeden wielki łuk. Świadczy o tym nawet fakt, że dmuchana banda rozciąga się na całej długości owalu. Długości, a właściwie „krótkości”. Tor na Eichenringu w Dohren ma ledwie 215 metrów. Krótszy jest tylko w brytyjskim Plymouth, choć tam na pierwszy rzut oka, wcale takiego nie przypomina.
Zawodnicy wyjeżdżają ze startu, który… umiejscowiony jest poza obrębem toru. Linia startu jest w innym miejscu, niż linia mety
Co dalej? Można sobie tylko wyobrazić, że zawodnicy w Dohren muszą jechać w ciągłym ślizgu, bez wyprostowywania motocykla… Rzeczywiście, tak jest. Sprzyja to ogromnym emocjom. Żużlowcy nie boją się wykorzystywać każdego centymetra toru. Do tego, odległość bandy od kibiców jest praktycznie żadna. Fani przyglądają się zażartej rywalizacji z bardzo bliska, przez co wygląda to, jakby prędkości nabierane przez zawodników były naprawdę ogromne. Adrenalina sięga zenitu, przy każdym szerzej przeprowadzonym ataku.
Na zdjęciu widać, jak blisko żużlowców znajdują się kibice na stadionie w Dohren. Taki mały dystans powoduje przeżywanie jeszcze większych emocji podczas zawodów…
Żeby nie było, że tylko z perspektywy kibica wygląda to tak dobrze. Zawodnikom również się to bardzo podoba i zachwalają to miejsce. Jakub Jamróg, zwycięzca sobotniego turnieju, przyznał sam, że jest to świetne miejsce i okazja do fantastycznej zabawy. Pełna rozmowa z Kubą już niebawem na naszym portalu!
Show od początku przypominało imprezę żużlową na najwyższym światowym poziomie. Przed zawodami oficjalna sesja autografowa, niczym nie różniąca się od tych przeprowadzanych przed rundami Speedway Grand Prix. Stoiska gastronomiczne, alkoholowe i inne znajdowały się w każdym miejscu stadionowych trybun. Te również mają ciekawą lokalizację, bo mieszczą się pośród… pola kukurydzy. Ma to swoje plusy, bo hałas dochodzący z obiektu, nie przeszkadza przynajmniej żadnym mieszkańcom.
Na zawody przybyło 4 i pół tysiąca widzów, wyprzedano wszystkie bilety. Oprócz tego jeszcze ludzie zaproszeni przez organizatora i promotorów – frekwencja robiła wrażenie. Zwłaszcza na tak małym stadionie. Z całą pewnością, żadna osoba nie żałuje swojego przybycia. Choć z początku zapowiadało się na małe niepowodzenie… Tuż przed planowym rozpoczęciem zmagań awarii uległa elektryka, przez co całkowicie padło nagłośnienie i telebim.
Organizatorzy szybko ściągnęli fachowców i po dłuższym oczekiwaniu udało się wszystko naprawić. Całe szczęście, bo zawody te bez tak wyjątkowej oprawy świetlno-muzycznej, nie byłyby tym samym. Wszystko rozpoczęto od efektownej prezentacji, okraszonej fajerwerkami. Przewodził jej znany z belgijskiego Heusden-Zolder kierownik startu, którego można bez wątpienia nazwać „człowiek-impreza”. Jego występy z flagami, nawet podczas wyścigów, można zaliczyć do ról aktorskich i nikt, kto widział to na własne oczy, temu nie zaprzeczy.
Pełny energii "flagowy" z Heusden-Zolder
Samo ściganie efektowne i emocjonujące, praktycznie na każdym okrążeniu. Upadki się zdarzały, ale nie ma się co dziwić. Nie każdy wcześniej miał okazję ścigać się na tak specyficznym torze. Zwyciężył Jakub Jakub Jamróg, który na niedługo przed zawodami wskoczył w miejsce wysłanego na odpoczynek Martina Smolinskiego. Drużynowo najlepszy okazał się duet Berghaupten – Matias Nielsen i Max Dilger.
Około 23:30, zaraz po zakończeniu ceremonii wręczenia pucharów, rozpoczęła się… dyskoteka. Tuż za startem toru w Dohren pojawiła się czarna ciężarówka, zaaranżowana w muzyczno-klubowy sprzęt. DJ bardzo szybko zachęcił fanów speedwaya do przybycia „pod scenę”. Aftershow trwało w najlepsze, punkty gastronomiczno-alkoholowe na terenie stadionu czynne były aż do zamknięcia całej imprezy. Wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że German Speedway Masters, to projekt który musi się udać.
Aż ślinka cieknie na myśl, co organizatorzy wymyślą w nowym sezonie. Jak powiedział specjalista ds. marketingu promotorów GSM, zawodów takich w 2022 roku ma być pięć lub sześć. – Planujemy zorganizować cały cykl. Myślimy o pięciu-sześciu turniejach. Będą one rozegrane zarówno na północy, jak i na południu Niemiec. W przyszłym roku również chcemy pojechać w Dohren, tam odbyłaby się finałowa runda cyklu, również w październiku – zapowiada Roman Kapuschinski.
Matias Nielsen, Jakub Jamróg, Kai Huckenbeck – czyli medaliści pierwszej edycji German Speedway Masters
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!