Zwycięstwem Macieja Janowskiego zakończyła się sobotnia Speedway Grand Prix, rozegrana na torze w Hallstavik. W Szwecji mieliśmy możliwość usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego właśnie dzięki „Magicowi”, który wywalczył 18 punktów.
Po słabszym występie w Horsens, gdzie nie udało mu się awansować nawet do półfinałów, ważny był dobry początek. Tymczasem w pierwszym wyścigu linię mety minął on na końcu, dodatkowo zbierając sporą ilość mokrej nawierzchni na swój sprzęt i kewlar. Na szczęście później udało mu się uniknąć zabrudzeń, ponieważ cały czas przyjeżdżał z przodu, wygrywając kolejnych sześć wyścigów. – To były ciężkie zawody, tym bardziej, że ten numer (4 – przyp. red.) nie do końca jest fajny, bo początek jest z nim dosyć ciężki. W pierwszym biegu miałem czwarte pole, a później pierwsze w ostatnim wyścigu serii, gdzie wszystko jest już odsypane na zewnętrzną. Na szczęście nie załamaliśmy się po tym początku, kiedy zabrałem na siebie „tonę” tego błota. Skupiłem się po prostu na ciężkiej pracy i dopasowaliśmy sprzęt tak, że później pracował on znakomicie – mówił po występie w Hallstavik, Maciej Janowski.
Właśnie po pierwszym przegranym biegu można było się nieco podłamać. Tymczasem właśnie to niepowodzenie jeszcze bardziej zmotywowało „Magica” do działania i do wprowadzenia odpowiednich korekt dosyć szybko. – Troszeczkę uderzyła we mnie taka sportowa złość, ale zebrałem już na tyle doświadczenia, że nie ma co wybuchać. Trzeba po prostu to w sobie stłumić i przełożyć to na tor – dodał.
BZ Hygg Arena po raz pierwszy gościła cykl Speedway Grand Prix. Zawody były chyba najciekawszymi w tym sezonie. Do tej pory wychowanek klubu z Wrocławia nie za bardzo przepadał za tym obiektem, po tym występie z pewnością mógł jednak nabrać większego przekonania do tamtejszego owalu. – Ten tor jest krótki, mały, ciasny, naturalny. Na nim dzieje się bardzo dużo. Różnie mi tu wychodziło w meczach ligowych i nie był to nigdy mój ulubiony tor. Po tych zawodach jednak zapisuję go jako jeden z tych, które lubię bardziej (uśmiech).
Być może niektórzy, po występie w Horsens zaczęli nieco skreślać Janowskiego. Udowodnił on, że te opinie były zdecydowanie przedwczesne, niemniej jednak nie zwraca uwagi na medialnych i internetowych malkontentów. – Tak to wygląda. Jeżeli ktoś nie zorientuje się do końca na sporcie, to tak jest. Do tego trzeba się przyznać. Ja nie czytam gazet, również wywiadów z zawodnikami w internecie. Nie śledzę tego. Robię to wyłącznie dla siebie i to, co ktoś o mnie myśli, to naprawdę nie interesuje mnie w żadnym procencie – wyraźnie podkreślił.
Jeśli chcielibyśmy porównać widowiskowość zawodów w Horsens oraz w Hallstavik, to byłaby między nimi przepaść. Tym samym warto sobie zadać pytanie, czy najlepsi żużlowcy globu nie powinni powrócić w to miejsce Szwecji w kolejnym sezonie. – To już jest pytanie do organizatorów i kibiców, czy te zawody im się podobały. Wydaje mi się, że „show” było fajne. Zobaczymy, co będzie.
Mazurka Dąbrowskiego „Magic” słuchał przed rokiem również w Cardiff, gdzie cykl SGP zawita już 21 lipca. Turniej ponownie odbędzie się na sztucznym torze, a w poprzednim takim przypadku w Horsens o dobry wynik było znacznie trudniej. Postara się on jednak przełamać ten trend. – Zawody zawodom nie są równe. Wszystko zależy od dyspozycji dnia, przygotowania się na treningu, od wejścia w nie. Jest bardzo dużo czynników, które mają na to wpływ. Ja dam z siebie wszystko, jak zawsze – zapewnił swoich fanów.
Oprócz pewności siebie, dobry występ w Hallstavik przyniósł reprezentantowi spory „zastrzyk punktowy”, w postaci 18 „oczek”. To pomogło mu wspiąć się w tabeli, w której ulega nieznacznie trzeciemu Emilowi Sajfutdinowowi (1 punkt). Strata do Fredrika Lindgrena i Tai’a Woffindena jest większa, niemniej jednak o rezygnacji z walki o końcowe podium, nie może być mowy. – Oczywiście, to jest mój cel, od kiedy znalazłem się w Grand Prix. Tego nie ukrywam. Chcę walczyć o medale. Po to trenuję każdego dnia i dlatego moi mechanicy spędzają tyle godzin przy sprzęcie, żeby być jak najlepszym – zaznaczył.
W poprzednich trzech sezonach dekoracja medalistów odbywała się w australijskim Melbourne. W tym roku, przez problemy organizatorów z turniejem w tym kraju, odbędzie się ostatecznie 10 zamiast 11 rund, przez co rywalizacja zakończy się na polskiej ziemi, a dokładniej w Toruniu. Dla wrocławianina nie ma jednak znaczenia w ilu odsłonach przyjdzie mu walczyć. – Nie mamy na to wpływu. Tak jest i wydaje mi się, że to wcale nie jest zły pomysł. Nie mam jednak do końca zdania na ten temat, bo nie zależy to ode mnie. Jeżeli byłoby dwanaście rund, to ok. Jeśli jeździlibyśmy w dwudziestu turniejach, również byłoby ok., podobnie w przypadku ośmiu. Nie robi mi to różnicy – podkreślił na koniec, triumfator pierwszej Speedway Grand Prix w Hallstavik, Maciej Janowski.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!