Nie da się ukryć, że początek sezonu ligowego dla Adriana Miedzińskiego był słaby, by nie uznać go nawet za fatalny. Widać, że zawodnikowi forBET Włókniarza brakuje prędkości w motocyklach, a to wprowadza sporo nerwów.
W dwóch pierwszych meczach PGE Ekstraligi (u siebie z truly.work Stalą Gorzów oraz na wyjeździe w Grudziądzu) zdobył ledwie pięć punktów z dwoma bonusami co na krajowego lidera forBET Włókniarza Częstochowa jest bardzo mizernym rezultatem. Małe przebudzenie przyszło w piątek, gdy w konfrontacji ze Speed Car Motorem Lublin podwoił swój dorobek, a to za sprawą sześciu punktów i trzech bonusów. Do pełni szczęścia i zadowolenia zabrakło tego, by przy jego nazwisku tego dnia nie zapisano żadnego zera. Jest jednak zauważalny postęp.
– Cieszymy się ze zwycięstwa, a dodatkowo ze sporej zaliczki przed rewanżem, która jest najważniejsza. Ten mecz dla mnie był bardzo dobrym… treningiem. Dziś ponownie świat „wywrócił” mi się do góry nogami, bowiem to co myślałem, że zagra to nie jechało. Byłem co prawda spokojny, ale początek meczu pokazał, że byłem wolny. Musieliśmy więc przewrócić wszystko i było lepiej. Musimy złapać takiego wiatru w żagle, aby te ustawienia pasowały, a jest nieco inaczej, bowiem mamy nieco inną nawierzchnię – mówił po meczu Adrian Miedziński.
Dało się zauważyć, że tor nie do końca jest sprzymierzeńcem Lwów, wobec czego „oberwało się" na trybunach także m.in. Markowi Cieślakowi. W pierwszej fazie meczu liczył się głównie moment startowy i rozegranie pierwszego łuku. Dopiero później zaczęły działać ścieżki bliżej bandy, a w Częstochowie wszyscy przyzwyczajeni są do tego, że Fredrik Lindgren czy Leon Madsen bardzo szybko obierają jazdę szerzej, niż połowa toru. – Nie ma co narzekać na tor, choć on się zachowuje inaczej, ponieważ w zimie dosypano nowej nawierzchni. Treningi nie raz bywają inne, a mamy dodatkowo komisarzy, więc ten tor musi być „oddany” wcześniej. Dlatego też jest tak jak mówię, że zawody to najlepszy trening i pewne tematy weryfikują. Im dalej jednak tym powinno być lepiej bo wiemy coraz więcej.
Wychowanka Apatora Toruń zapytano o atmosferę na trybunach, która z pewnością mogła pomóc miejscowym jeźdźcom. Choć było to piątkowe, wczesne popołudnie to na obiekcie przy ul. Olsztyńskiej zasiadło niespełna piętnaście tysięcy widzów w tym liczna grupa fanów z Lublina, która miała się stawić w Świętym Mieście w liczbie ośmiuset kibiców. Miedziński nie ukrywa, że nie skupiał się na innych rzeczach, niż te które działy się w jego boksie. – Głową byłem gdzieś indziej i skupiałem się na meczu. Gdy coś się nie układa to człowiek nie obserwuje tego dookoła tylko skupia się, żeby nie było źle, a lepiej i by wyczyścić głowę. Popatrzeć można, gdy wszystko idzie dobrze, wręcz książkowo. Wówczas jest też uśmiech na twarzy.
33-latka zapytaliśmy również o jazdę żużlowców Speed Car Motoru Lublin, którzy w niektórych przypadkach jechali dość ostro i na pograniczu fair-play. Na własnej skórze przekonał się o tym Michał Gruchalski, który miał żal o niebezpieczną postawę na torze do Mikkela Michelsena. – Skoro tak to zaobserwowaliście to możliwe. Nie skupiałem się nad tym aż tak mocno, ale wiem, że te niektóre biegi… było ostro. Dodatkowo człowiek jechał ambitnie, a gdy się nie układało to „gryźliśmy” ten tor by było jak najlepiej i wyciągaliśmy ten wynik. Po jednym z biegów, gdy z Fredrikiem przedarliśmy się na podwójne prowadzenie to z kimś się zahaczyłem i miałem podniesioną do góry dźwigienkę sprzęgła. Kontakt był w trakcie jazdy na pewno.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!