Czasami w życiu trzeba walczyć o swoje marzenia. Temu zawodnikowi nie można odmówić ani determinacji w tej walce, ani odbierać mu marzeń. Choć od wielu lat jeździ po płaskim owalu, to jednak wciąż ma pod górkę.
Łopata o poprzednim sezonie chce zapomnieć. Co było, to było. Jest słoneczne popołudnie i siadamy na murku, nieopodal poznańskiego parku maszyn. Porozmawiamy? Michał Łopaczewski uśmiecha się i rzuca „no jasne!”.
Kiedy większość zawodników jesienią wybierała się na wakacje, Michał również wsiadał w samolot. Hasło „Kalifornia” wywołuje na jego twarzy szeroki uśmiech. – Fajne wrażenia, bo miałem okazję zwiedzić zupełnie inny świat. Zwiedziłem wiele ciekawych miejsc: Las Vegas, Grand Canion czy Hollywood. Na tyle ile było mnie stać, to podróżowałem. Chciałem wykorzystać ten czas na zwiedzanie miejsc, których pewnie już nigdy więcej nie będzie mi dane oglądać. Jestem zadowolony z pobytu w Stanach. Przede wszystkim jednak ciężko pracowałem, żeby zarobić na sezon. Z pracą bywało różnie, ale udało mi się trochę odłożyć na sezon, dzięki czemu mogłem się dosprzętowić. Teraz czeka mnie kolejna ciężka praca, aby wygrywać mecze z drużyną.
Praca, choć w nieco cieplejszych warunkach i nieco bardziej egzotycznych dla nas widokach, nie zwalniała zawodnika z przygotowań do sezonu. Kiedy rozmawialiśmy zimą, opowiadał mi o tym jak biega plażą wzdłuż Oceanu. Z czasem, dołożył do tego kolejne treningi, które w jak sam przyznaje, stosuje od wielu lat, bo właśnie taki system u niego się sprawdza. – Chodziłem na siłownię. Tak się fajnie złożyło, że mieliśmy tą siłownię niedaleko mieszkania, więc mogłem sobie pozwolić na różnorodne ćwiczenia. Sporo biegałem na bieżni i dużo pływałem – mieliśmy koło domu odkryte baseny a pogoda w Kalifornii sprzyjała takiej aktywności. Czuję, że zimę przepracowałem sumiennie. Po pierwszym treningu trener był zadowolony z mojego przygotowania kondycyjnego.
Na tym się kończy „amerykański sen”. Im bliżej sezonu, tym częściej Michał powtarzał, że już chce wyjechać na tor. Nadszedł dzień powrotu na który czekał. Polska przywitała go deszczem i informacją o odwołanych zawodach, w których miał startować. W czasie jego pobytu w Stanach, kilka rzeczy się posypało. Wkroczył do warsztatu sam, bez mechanika, sponsorów ale z optymizmem i fakturą za zamówiony wcześniej sprzęt. Nie traci tego optymizmu. – Mogę powiedzieć, że w tym sezonie dwa razy siedziałem na motocyklu. Jeszcze nie do końca rozgryzłem swój sprzęt, ale myślę że jestem na dobrej drodze. Nie ukrywam, że późno rozpocząłem treningi na torze. Koledzy mieli okazję wcześniej kręcić kółka po zimie. Wierze, że z treningu na trening będzie coraz lepiej. Żałuję, że ten sprzęt mnie zawiódł trochę na sparingu z Daugavpils, bo gdyby nie to, pewnie pojechałbym w niedzielnym meczu. Tak się stało a nie inaczej. Chciałem jednak w dniu meczowym być z kolegami z drużyny.
Można powiedzieć: nowy klub, nowa rzeczywistość. – Na tym torze są miejsca które są nieco zaskakujące ale myślę, że po kolejnych treningach powinienem się dopasować bez większych problemów, żebym zdobywał punkty i tym cieszył siebie, kibiców i działaczy. Tor jest trochę inny, niż pamiętam go z poprzednich lat, kiedy miałem okazję tu trenować czy przyjeżdżać na jakieś półfinały, ale uważam że to fajna nawierzchnia do ścigania. Można tu przeprowadzać dużo akcji, fajnie się ścigać.
Nadal siedzimy w ciepłych promieniach popołudniowego słońca. Rozmawiamy o tym co było, co jest i aż ciśnie się na usta pytanie o przyszłość. Jak Michał widzi szanse PSŻu Poznań w tegorocznych rozgrywkach? –Troszkę daleko wybiegamy do przodu z takimi dywagacjami. Powtarzam zawsze, że trzeba się skupiać na dniu dzisiejszym. Na tym, żeby każdy kolejny mecz objechać cało i zdrowo.
informacja własna
zdjęcie: archiwum prywatne
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!