O przenosinach Adriana Miedzińskiego do forBET Włókniarza Częstochowa pisano już naprawdę wiele. Żużlowiec zamknął pewny rozdział w swoim życiu, wiążąc się z piątą drużyną PGE Ekstraligi minionego sezonu.
Jak sam przyznaje, odczuwa w związku z tym pozytywne fluidy i teraz ma zamiar dawać z siebie 100% w nowych barwach, biało-zielonych.
Odejście ikony toruńskiego speedway’a do Częstochowy zostało okrzyknięte zdecydowanym hitem transferowym listopadowego okienka transferowego i jednym z największych zmian klubowych w historii sportu żużlowego. Szesnaście lat jazdy nieprzerwanie w macierzystym zespole powodowało, że nikt nie wyobrażał sobie żużlowca w innych barwach, choć co roku pojawiały się doniesienia, że to się może jednak zmienić. Aż nadszedł ten dzień, 3 listopada ubiegłego roku, kiedy Włókniarz Częstochowa oraz sam zawodnik poinformowali oficjalnie o nawiązaniu współpracy. – Czasami widocznie zmiany są konieczne. Kiełkowała ta myśl jakiś czas temu, aż wykiełkowała. Tutaj są pozytywne fluidy, tak samo jak Fredrik Lindgren robiłem rekonesans odnośnie miejscowej drużyny, ale po pierwszym spotkaniu dało się wyczuć, że może być fajnie. Jest tutaj to „coś”, co daje motywację, by być lepszym. Pisał do mnie jakiś czas temu Ryan Sullivan, postać doskonale znana kibicom w Częstochowie, gdzie spędził swoje najlepsze lata w karierze. Fajny prognostyk i będziemy walczyć, mamy fajną drużynę i cieszę się, że tutaj jestem – mówi Adrian Miedziński.
W częstochowskim zespole „Miedziak” jest jednym z trójki krajowych seniorów. Część kibiców jak i fachowców sporo sobie obiecuje po zmianie środowiska przez Miedzińskiego, który w minionym sezonie w dziesięciu spotkaniach ligowych zdobył 76 punktów i 3 bonusy. Taki wynik przy 51 biegach dał mu średnią ledwie 1,549 i trzydzieste trzecie miejsce w statystykach. Niewiele lepiej było w ubiegłych sezonach – 1,588 (2016 rok), 1,532 (2015r.) czy 1,773 (2014r.). Wszyscy chcieliby powtórki sprzed sześciu lat, kiedy to jego średnia biegopunktowa przekroczyła 2,000. Jego klub z kolei sięgnął po srebrny medal Drużynowych Mistrzostw Polski. Pomóc ma w tym m.in. tor, który w Częstochowie jest wychwalany przez wszystkich. – Wszystkie zmiany są ku temu, by było lepiej, a nie gorzej. Lubię tory, które dają możliwość walki, tak jak większość. Ale są tacy, którzy preferują start i dowiezienie tego, co mają. Ja preferuję tory, gdzie po przegranym starcie są możliwości na wyprzedzenie rywala, co daje tylko dodatkową frajdę. Moim celem jest to, by sprawiać kibicom wiele radości poprzez zwycięstwa indywidualne oraz całego Włókniarza. Celem jest osiągnąć jak najwięcej to możliwe, a powiem, że i w Toruniu przez tyle lat miałem zarówno przychylnych jak i przeciwnych kibiców – dodaje żużlowiec.
Miedziński ma być jednym z liderów forBET Włókniarza. Sam również stawia sobie jasny cel – sprawiać kibicom radość ze swojej postawy.
Nasz rozmówca doskonale zdaje sobie sprawę, że choćby nie wiadomo jak mocna była formacja seniorska, o sukcesie zadecydować mogą ci najmłodsi. Michał Świącik podkreślał jakiś czas temu, że Drużynowy Mistrz Polski 2001 i 2008, podczas rozmów z zarządem niezwykle mocno interesował się zawodnikami mającymi startować pod numerami 6/7 oraz 14/15. – Najważniejszą kwestią jest to, byśmy stworzyli rodzinę, monolit. Jeśli będziemy się ze sobą dogadywać, a to będzie nam sprawiało radość to wyniki przyjdą same. Zebraliśmy się przed prezentacją całym zespołem na obiedzie i powiedzieliśmy młodym chłopakom, by nie wstydzili się podchodzić, pytać, rozmawiać z nami. My też możemy wsiąść na ich motocykle, sprawdzić i doradzić, co zmienić, bowiem mamy więcej doświadczenia. Sami nie udźwigniemy tego, a pozycja juniora w ekstralidze jest bardzo ważna – słusznie zauważa Adrian Miedziński.
źródło: własne/Tygodnik Żużlowy
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!