W czerwcu ubiegłego roku dalsza kariera Nickiego Pedersena zawisła na włosku. Duński zawodnik w okropnym karambolu na torze w Grudziądzu doznał szeregu urazów ze złamaniem miednicy na czele. Duńczyk jednak wraca do jazdy i przyznaje, że nadal czuje się wartościowy dla czarnego sportu.
Kilka tygodni w maju i czerwcu ubiegłego roku wstrząsnęło karierą trzykrotnego Indywidualnego Mistrza Świata. Nicki Pedersen w okropnym upadku w lidze duńskiej doznał złamania żeber. Większość zawodników odpoczywałaby przez dłuższy czas, ale to nie w stylu Duńczyka. „Power” zadziwił wszystkich i niedługo później wrócił do składu ZOOLeszcz GKM-u Grudziądz. Szczęście nie trwało długo, bo po powrocie do PGE Ekstraligi doszło do dużo gorszej kraksy.
Kariera na włosku
Po zderzeniu z Piotrem Pawlickim odprostowało motocykl Pedersena. Duńczyk z ogromną prędkością wpadł w bandę. Najpoważniejszą kontuzją był uraz miednicy, jednak doszło także do uszkodzeń nogi. W jedną z nich wbił się napinacz łańcucha. Lekarze uznali, że konieczna będzie operacja. Po niej rozpoczął się proces rehabilitacji, jednak nie brakowało zwątpienia, jeśli chodzi o powrót na tor.
Kibice GKM-u Grudziądz odetchnęli jednak z ulgą. Ich lider wraca do zdrowia i w zbliżającym się sezonie ma poprowadzić grudziądzan do upragnionych play-offów. Trwają intensywne przygotowania, które uległy małym modyfikacjom. – Zazwyczaj dużo biegam. Lubię to, ale w tym momencie jeżdżę na rowerze. Nie chodzi o to, że pojawia się ból, chodzi o to, żeby już nigdy nie pozwolić mu na powrót do mojej miednicy. Wszystko jest na swoim miejscu, ale zamiast piłować kości podczas biegu, lepiej kłaść mniejszy nacisk na miednicę na rowerze – mówi w rozmowie z fimspeedway.com Nicki Pedersen.
Nie do zdarcia
To nie pierwszy raz, kiedy pojawiły się głosy o zakończeniu kariery przez trzykrotnego IMŚ i nie pierwszy raz, kiedy Duńczyk może zaśmiać się z tych słów. – Jak dwa razy łamałem swoją szyję, każdy mówił „okej, teraz da sobie spokój, to za dużo”. To byłby dobry moment na zakończenie kariery, ale ja tego nie chcę – zaznacza „Power”.
W kwietniu zawodnik GKM-u Grudziądz skończy 46 lat. W nadchodzącym sezonie będzie najstarszym zawodnikiem w PGE Ekstralidze, jednak nadal pozostaje także jednym z najbardziej barwnych jeźdźców. – Cały czas kocham ten sport i to moje źródło dochodu, część mnie. Cały czas czuję, że dużo daję tej dyscyplinie. Nie robię tego dla innych, tylko dla siebie, bo mogę, czerpię z tego radość i to kocham. Nadal mam parę rzeczy do zrobienia – podkreśla.
„Z głową wszystko jest w porządku”
Choć po kraksie i operacji doświadczony zawodnik przyznawał, że brał pod uwagę różne scenariusze, teraz przyznaje, że emerytura nie wchodziła w grę. – Wiem, że z głową wszystko jest w porządku, tak jak zawsze było. Czuję się mocny. Nie miałem żadnych wątpliwości dotyczących mojego powrotu. Nie pomyślałem o tym, czy będzie boleć, czy nie – wspomina Nicki Pedersen.
W tym roku ściganie nie będzie jednym zadaniem zawodnika GKM-u Grudziądz. Starty w żużlowych torach będzie łączyć z rolą selekcjonera reprezentacji Danii. Jakiś czas temu poznaliśmy jego pierwsze wybory personalne. W kadrze znalazło się również nazwisko menadżera, który pali się do jazdy. – Wszystko odpowiednio się pozrastało i to bardzo dobrze. Podczas moich treningów nie dzieje się nic złego. Muszę wrócić do dobrej formy, wsiąść na motocykl i znów skupić się na ściganiu – kwituje menadżer Duńczyków.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!