Za nami kolejne emocje w Najlepszej Lidze Świata. Były ogromne niespodzianki, mecze wyrównane, walka o punkty bonusowe. Swój punkt widzenia na ostatnią rundę spotkań w PGE Ekstralidze, przedstawił ponownie reporter stacji Eleven Sports, Maciej Markowski.
PGE EKSTRALIGA
MRGARDEN GKM GRUDZIĄDZ – TRULY.WORK STAL GORZÓW 51:38
Mimo, że wynik w trakcie meczu ciągle oscylował w okolicach bonusa dla jednej, bądź drugiej drużyny, to przyznam szczerze, że nic nadzwyczajnego w nim się nie działo. W parku maszyn stoicki spokój po stronie gospodarzy, a u gości znów zagubienie i zakłopotanie. W szczególności u Petera Kildemanda. Nie ma co ukrywać, to winowajca straty bonusa. Gdyby chociaż wystartował w biegu ósmym, to jestem przekonany, że nie miałby problemu z pokonaniem Marcina Turowskiego, który mimo wszystko, zaskakiwał wyraźną prędkością. Duńczyk rzucał czym się dało, kopał i uderzał w co się dało, ale wyniku to nie obroniło. Znów zawalił.
Mimo defektu Łaguty, pogubionych punktów Wieczorka, MRGARDEN GKM znów był piekielnie mocny. Grudziądzanie ewidentnie pobrali nauki od Tomasza Golloba. Jazda po bandzie, ale to taka jazda, że nic, tylko za głowę się łapać! Przemysław Pawlicki, Artiom Łaguta, czy Krzysztof Buczkowski mają już to niemal opanowane. Tym zyskują. Tym wygrywają. Tym wjadą do fazy play-off. Tak sądzę.
GET WELL TORUŃ – SPEED CAR MOTOR 37:53
To była najwyższa porażka torunian w historii Motoareny. I to w takim meczu! I to z takim rywalem! Nie umniejszam lublinianom w żadnym calu, ale sam menadżer Jacek Ziółkowski o takim rezultacie nie marzył. Mówił o 47, może 48 punktach. Nie ma się co dziwić takiemu wynikowi, skoro przyjezdni juniorzy robią JEDENAŚCIE punktów więcej. Co tylko oznacza, że formacje seniorskie były dość wyrównane.
Mikkel Michelsen pojechał mecz życia. Kto by się spodziewał czternastu punktów! A proszę zauważyć, że Grigorij Łaguta dorzucił ledwie siedem „oczek”. Radość w obozie lubelskim była przecudowna, fantastyczna, dziecięca, prawdziwa, wzruszająca.
W Toruniu zawiódł nie tylko Jack Holder, ale również Adam Krużyński i spółka, którzy nadmiernie mu zaufali. Dali szansę Rune Holcie i tłumaczenia o podbudowaniu zawodnika mogę nawet przyjąć. Rozsypywał się silnik Iversena, był potrzebny ktoś jeszcze do dorzucania punktów. Tylko, że to był taki moment, że bez taktycznej ani rusz! W siódmym wyścigu musiał jechać Jason Doyle. Został w parku maszyn. Tu „pies był pogrzebany”, bo to mogło wprowadzić dobrego ducha, gdyby tylko Get Well wygrał ten bieg.
„Gdyby, gdyby…”, a po tym, gdybaniu tyle, że Toruń jest już półtora nogi poza PGE Ekstraligą. Nie tak dawno pisałem, że z gwoźdźmi do trumny trzeba poczekać, ale teraz to śmiało je można wyciągać z pudełka. Jeśli w piątek nie wygrają z rywalami z Grudziądz – mogą zacząć je wbijać.
BETARD SPARTA WROCŁAW – FORBET WŁÓKNIARZ CZĘSTOCHOWA 56:34
O częstochowianach nie ma nawet co pisać. Jak niemal co tydzień, mogę wspomnieć o totalnym braku wsparcia ze strony duetu Przedpełski-Miedziński. Nie wnieśli nic. Może Miedziński próbował walczyć, ale tylko próbował. Poniżej krytyki Lindgren i Žagar. Totalna klapa uczestników cyklu SGP.
Wrocławianie robią wszystko, by Fogo Unia Leszno zaczęła się bać. Jeżeli Max Fricke ma zamiar utrzymać taką formę, to naprawdę jest się czego obawiać. Australijczyk w zeszłym roku punktował solidnie jedynie w meczach domowych z rywalami z Grudziądza i Tarnowa, czyli lekkimi outsiderami. W tym roku jest inaczej. Jak zaczął w pewnym momencie, tak do dzisiaj utrzymuje wysoką formę. Poprawił wyjścia spod taśmy. Fricke nigdy w życiu nie miał tak doskonałych startów. One są PER-FEK-CYJ-NE. Może to ta pomoc od Marka Courtneya? Bardzo możliwe.
Słówko jeszcze o drugim ojcu takiego wyniku, czyli o Jakubie Jamrogu. Walczył, szarpał i wyprzedzał, mimo że jego też wyprzedzano. Imponował sporą prędkością, a z tego co wiem to są już jego silniki, a nie żadne pożyczki od Macieja Janowskiego. Z taką drugą linią, z taką formacją juniorską i z takimi liderami – Betard Sparta realnie może myśleć o wygraniu finału z Fogo Unią. Do tego jednak droga daleka i kręta.
STELMET FALUBAZ ZIELONA GÓRA – FOGO UNIA LESZNO 43:47
Zielonogórzanie byli już w ogródku, witali się z gąską, ale, ale! Królowa speedwaya po cichu i dżentelmeńsko im to zwycięstwo wydarła. W czternastym wyścigu wyszli po raz pierwszy na prowadzenie! Rzadko taki obrazek ma miejsce w przypadku leszczynian. To, co się o nich mówi, jest prawdą. Mianowicie – to stwór o odrastających głowach. Jeden (Kurtz) nie jedzie, to odstaje głowa Kubery i tak w kółko, bo formę „hampelową” też można takim mianem określić (Hampel punktował: 0,3,0,3,1).
Stelmet Falubaz zrobił naprawdę wszystko, by to wygrać, ale wiele by przegrać. Juniorzy spisali się na medal. Protasiewicz z Dudkiem jechali lepiej, niż punkty na to wskazują, a Pedersen znów nie patrzył na kolegów z drużyny. Ba! Wsadził ich nawet w płot!
Co do sytuacji Smektała-Vaculík, najchętniej nie wykluczałbym nikogo. Taki jest jednak regulamin i malutki procencik winy więcej widzę u Smektały i nikt mnie nie przekona, że to to samo, co sytuacja Pedersen-Miedziński. Nie to samo, bo Smektała dość mocno wynosił się z krawężnika do bandy, a tam Miedziński był bardziej z tyłu i dojechał do Duńczyka. Amen.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!