Zwycięstwem Ryana Douglasa zakończyły się kwalifikacje do finałów Indywidualnych Mistrzostw Australii, które odbyły się w środowy wieczór w Gillman. Triumfator zawodów ostatecznie zakończył je, gubiąc tylko jeden punkt.
Pomimo dosyć pewnego zwycięstwa, nasz rozmówca stwierdził jednak, że nie była to do końca łatwa przeprawa. Czwartkowy, pierwszy z finałów, który rozegrany zostanie również w Gillman, będzie jeszcze trudniejszym wyzwaniem. – Nie były to łatwe zawody, jednak jestem bardzo szczęśliwy z osiągniętego wyniku. Pamiętajmy, że w tych eliminacjach wystąpiło kilku dobrych zawodników. Wiedziałem, że muszę pojechać dobrze. Wygląda jednak na to, że miałem dobre starty oraz wyjścia spod taśmy i wygrałem najwięcej wyścigów. Jestem bardzo szczęśliwy. Oczywiście czwartkowej nocy będzie znacznie ciężej, ale już nie mogę się tego doczekać – mówił szczęśliwy zwycięzca australijskich kwalifikacji.
Jedyny punkt Douglas „zgubił” w ostatniej serii, kiedy to uległ Joshowi Pickeringowi. Przy zapewnionym miejscu w pierwszej ósemce i pewnym zwycięstwie w turnieju, nie zamierzał on jednak ryzykować w tym starciu. – W ostatnim biegu po prostu nie miałem najlepszego startu. Pomyślałem, że nie ma sensu się narażać i doznać jakiegoś niepotrzebnego urazu w swoim piątym biegu, po tym, gdy już miałem wystarczającą ilość punktów. Byłem ostrożny, gdy i tak nie musiałem wygrać. Zostałem zatem na drugim miejscu (uśmiech).
Tak dobry wynik, może napawać naszego rozmówcę optymizmem przed finałową serią. W niej znajdzie się już jednak ośmiu rozstawionych wcześniej zawodników, z których każdy będzie niełatwym rywalem do pokonania. – Oczywiście dobrze było wygrać te zawody. W czwartkowy wieczór wszystko zacznie się jednak od początku. Ten wynik doda mi trochę pewności siebie. Będę ścigał się z Chrisem Holderem, Bradym Kurtzem, Maxem Fricke i kilkoma zawodnikami na podobnym poziomie. Oni są naprawdę szybcy. Mam nadzieję, że uda mi się kilku z nich pokonać i to byłoby dla mnie dobre – zaznaczył.
Po raz pierwszy zmagania o australijski czempionat rozgrywane są w pięciu finałach. To z pewnością nadaje smaku całej rywalizacji. Środowy zwycięzca nie stwarza sobie jednak zbyt dużej presji, wiedząc, z kim przyjdzie mu się mierzyć. – To coś w rodzaju „małego Grand Prix”. Nie nakładam na siebie być może zbyt wielkich oczekiwań. Po prostu zamierzam pojechać i zrobić, co w mojej mocy. Jeśli będę w stanie to zrobić, mogę rywalizować z nimi na równym poziomie. Robię po prostu, co w mojej mocy i zobaczymy, gdzie mnie to zaprowadzi.
Na koniec zapytaliśmy Douglasa o sytuację z biegu piątego. W nim znajdował się on przez długi czas na prowadzeniu. Na początku czwartego okrążenia wyprzedził go jednak Jordan Stewart, ale to wcale nie znaczyło końca walki. Ostatecznie obaj rywale wpadli na metę jednocześnie, a wyniki tego biegu spiker zmieniał dwukrotnie. Po czwartej serii podano jednak ostateczną wersję. – To był bardzo wyrównany bieg. Myślałem, że go wygrałem, większość ludzi uważała podobnie. Transponder, z którego tu korzystają, pokazał jednak inny wynik. Byłem nieco zaskoczony, ostatecznie jednak poprawiono to i przyznano mi zwycięstwo. Cieszę się z tego, jednak liczy się głównie to, że był to dobry wyścig. Jestem pewny, że będzie znacznie więcej takich biegów – podkreślił, na koniec rozmowy z portalem speedwaynews.pl, Ryan Douglas.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!