Przed nami piąta edycja PGE Indywidualnych Międzynarodowych Mistrzostw Ekstraligi. Na gdańskim torze tym razem nie ujrzymy żadnego zawodnika w jakimś stopniu związanego z Wybrzeżem. Dwa ostatnie lata takim jeźdźcem był Krystian Pieszczek.
Indywidualne Międzynarodowe Mistrzostwa Ekstraligi w sporcie żużlowym zadebiutowały w 2014 roku w Tarnowie. Wygrał wówczas Emil Sajfutdinow, który pokonał m.in. Darcy'ego Warda oraz Martina Vaculika. W kolejnym sezonie rywalizacja przeniosła się na obiekt drugiej Unii – Leszno, gdzie z kolei na stadionie im. Alfreda Smoczyka na najwyższym stopniu podium stanął drugi z Rosjan – Grigorij Łaguta. Następnie organizatorzy rozgrywek podpisali umowę na organizację zmagań w Gdańsku, gdzie rozegrano dwie kolejne edycje PGE IMME i wielkimi krokami zbliża się trzecia.
Przeniesienie turnieju do Gdańska spowodowało, że organizatorzy myśląc o przyznaniu jednej dzikiej karty szukali zawodnika, który byłby dodatkowym magnesem dla miejscowej publiczności. Nic więc dziwnego, że wybór bardzo szybko padł na Krystiana Pieszczka, wychowanka Wybrzeża, dla którego sezon 2016 był naprawdę udany. W PGE Ekstralidze może nie osiągał fantastycznych wyników, ale w rozgrywkach poza ligowych szło mu świetnie. Do momentu rozgrywania PGE IMME przed dwoma laty zajął m.in. czwarte miejsce w finale Indywidualnych Mistrzostw Polski oraz Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski. Dodatkowo wygrał rozgrywki o Srebrny Kask, Drużynowe Mistrzostwa Świata Juniorów i od triumfu w King's Lynn rozpoczął walkę o Indywidualne Mistrzostwo Świata Juniorów. Nic więc dziwnego, że na gdański turniej IMME trzeba było go upatrywać w roli czarnego konia, co tor tylko potwierdził.
Jedenaście punktów w rundzie zasadniczej i pokonany m.in. Kasprzak, Kołodziej, Hancock, Protasiewicz, Łaguta, Doyle czy Woffinden i Zmarzlik. Awans do finału, w którym w pierwszej odsłonie zaliczył nieprzyjemny upadek po tym, gdy staranował go Vaclav Milik. W powtórce był najszybszy i Łaguta z Protasiewiczem nie zdołali go wyprzedzić. Wygrał. Wychowanek miejscowego klubu ku uciesze miejscowych stanął na najwyższym stopniu podium, potwierdzając że jego kariera rozwija się w prawidłowym kierunku!
W zimie zmienił klub z Falubazu na MRGARDEN GKM Grudziądz. W lidze zaczęły się słabsze rezultaty, rozpoczęcie wieku seniorskiego spowodowało, że odpadło wiele imprez juniorskich. Mimo wszystko organizatorzy nie wyobrażali sobie, by mistrza Ekstraligi zabrakło na starcie. Brązowy wówczas medalista Mistrzostw Polski Par Klubowych otrzymał dziką kartę. Niestety, swojej szansy nie wykorzystał. Mocno poobijany wtedy 22-latek, zmagający się dodatkowo z problemami sprzętowymi wywalczył ledwie trzy punkty, co dało mu piętnaste miejsce, tuż przed Jarosławem Hampelem. W całych zawodach gdańszczanin w bezpośrednich pojedynkach pokonał Artioma Łagutę, Grzegorza Zengotę i wspomnianego Hampela.
W tym roku czeka nas trzeci turniej PGE IMME w Gdańsku. Zgodnie z przypuszczeniami, po otrzymaniu listy zawodników nominowanych do startów rozpoczęły się dywagacje, kto pojedzie z wolnym numerem. Kibice sugerowali m.in. kandydaturę Pieszczka, lecz ostatecznie pojedzie w turnieju Bartosz Smektała, wicelider Mistrzostw Świata Juniorów. Tymczasem gdańszczanin w ogóle nie brał pod uwagę startu w tym turnieju! O ile sam prestiż, ranga i możliwość sprawdzenia się na tle światowej czołówki to zawsze spore wyróżnienie, o tyle sam zainteresowany wie, że to nie jest jego rok, a śmiało powiedzieć można, że to najgorszy sezon w karierze Pieszczka. Gdyby więc jakimś cudem jednak zadzwonił do niego telefon od organizatorów z zapytaniem, 23-latek grzecznie by podziękował za chęć przyznania mu szesnastego miejsca i odmówił, choć miłym przeżyciem jest również start na domowym torze, przed swoimi kibicami.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!