Niedzielna inauguracja PGE Ekstraligi na Stadionie im. Alfreda Smoczyka w Lesznie zgromadziła 8 tysięcy ludzi. To wynik lepszy niż podczas jakiegokolwiek spotkania w sezonie 2022. Także atmosfera na trybunach była namiastką tego, do czego obiekt biało-niebieskich przyzwyczaił przez wiele lat. Włodarze klubu mogą być chyba dobrej myśli.
W ubiegłym sezonie PGE Ekstraligi wiele stadionów pękało w szwach podczas hitowych pojedynków. Obiekty Motoru Lublin i Betard Sparty Wrocław niemal zawsze były wypełnione do ostatniego miejsca. Ważne spotkania gromadziły też tłumy w Grudziądzu, Gorzowie czy Częstochowie. Włókniarz był rekordzistą pod względem frekwencji podczas pojedynczego meczu. Półfinał z eBut.pl Stalą Gorzów oglądało na żywo aż 16 tysięcy ludzi. Na żużlowej mapie Polski był jednak jeden klub, który zmagał się z problemami. W Lesznie zmagano się z najniższą frekwencją od lat.
Koszmarne wyniki
Stadion im. Alfreda Smoczyka w zeszłym roku był pod względem frekwencji zdecydowanie najgorszy w PGE Ekstralidze. Wręcz niewiarygodnie brzmi fakt, że kibice zajmowali zaledwie co trzecie miejsce, natomiast 2/3 obiektu pozostawało puste. Oczywiście duże znaczenie ma ogromna pojemność, jednak i tak średnia 5,5 tysiąca na stadionie 19-krotnych Mistrzów Polski była koszmarem dla władz klubu. Leszczynianie bez skutku starali się poprawić wyniki.
Rekordem pod względem liczby kibiców był wówczas pierwszy mecz nowego sezonu w Lesznie. Pojedynek ze Stalą Gorzów widziało z wysokości trybun 7000 kibiców. Teraz już w pierwszej kolejce „Byki” poprawiły ten wynik. Niedzielne starcie z Cellfast Wilkami Krosno oglądało 8 tysięcy fanów, to blisko połowa pojemności obiektu. – Przypomniały się trochę dawne czasy. Wiadomo, że to nie pełne trybuny, ale jestem bardzo wdzięczny kibicom i na pewno dużo lepiej jeździ się przy ich dopingu – mówił po meczu Bartosz Smektała.
Zawodnicy magnesem dla fanów?
Być może swój udział we wzroście frekwencji mają Bartosz Smektała oraz Grzegorz Zengota. W listopadowym okienku transferowym obaj podpisali kontrakty z Fogo Unią i wrócili na Strzelecką. „Smyk” i „Zengi” byli i są ulubieńcami leszczyńskich fanów i wieść o ich powrocie, zwłaszcza niespodziewany transfer Zengoty, były bardzo ciepło przyjęte przez kibiców.
Z pewnością starzy-nowi zawodnicy bardziej działają na kibiców niż Jason Doyle czy David Bellego. Trzeba jednak przyznać, że chęć „przywitania” Australijczyka także mogła być zachętą do zakupu biletów. Przypomnijmy, że jesienią złamał on słowo i odszedł z Leszna mimo wcześniejszego ogłoszenia przedłużenia umowy. Kibice głośno go „wybuczeli” i obrzucili banknotami z jego podobizną. Mistrz Świata z 2017 roku zrewanżował się środkowym palcem i podpuszczaniem kibiców po triumfie w 14. biegu.
Wielowymiarowe zwycięstwo
Fogo Unia Leszno ma jeszcze jeden powód do optymizmu. To wynik starcia z beniaminkiem. Wyniki od zawsze przyciągają kibiców na stadiony i ewentualna porażka na inaugurację z pewnością nie pomogłaby w sprzedaży biletów na kolejne spotkania. Możliwe, że Grzegorz Zengota i Janusz Kołodziej w ostatnim wyścigu uratowali nie tylko dwa punkty meczowe, ale również dziesiątki tysięcy złotych wpływu z biletów przed kolejnymi meczami domowymi. Kolejne starcie przy Strzeleckiej odbędzie się 28 kwietnia. Rywalem będzie For Nature Solutions Apator Toruń. Przed rokiem taki mecz w Lesznie zgromadził na trybunach 6 tysięcy fanów.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!