Przy wspominkach żużlowych, trudno przejść obojętnie obok brytyjskiej szkoły speedwaya. Mark Loram – bo to on dziś będzie bohaterem biegu – to jedyny zawodnik, który został mistrzem świata, nie wygrywając ani jednej rundy Grand Prix. Nazwałbym to takim angielskim spokojem w dążeniu do celu.
Loram w Polsce nie był typową gwiazdą żużlową, o którą licytowało się całe grono klubów najwyższej klasy rozgrywkowej. Nie oznacza jednak, że był niedoceniany. Uważany był za bardzo solidnie punktującego rajdera, pewny punkt drużyny. W Polsce zadebiutował w 1992 roku, reprezentując barwy Włókniarza Częstochowa. Po roku występów z lwem na piersi, Brytyjczyka zatrudniono w Toruniu, gdzie godnie zastąpił kontuzjowanego Pera Jonssona. Spędził tam cztery sezony. Do dnia dzisiejszego jest ciepło wspominany przez kibiców „Aniołów”, a także całej Polski. Mówiło się nawet, że po Joe Screenie, to był najwaleczniejszy zawodnik tamtych czasów. Świetnie wyszkolony, w swojej technice perfekcyjny i atakujący po całej szerokości toru. Niestety, na starcie sezonu 2007, występując w barwach "Wiedźm" z Ispwich, zanotował bardzo groźny upadek, czego skutkiem było skomplikowane złamanie nogi. Mimo szczerych chęci powrotu, to mu się nie udało. W 2009 roku podpisał nawet kontrakt w Ostrowie Wielkopolskim, ale na tor nie wyjechał. Na domiar złego, w 2011 roku, w wypadku drogowym zginął jego syn.
„Loramski” stoczył wiele pasjonujących pojedynków. Czy to na arenie międzynarodowej, czy to występując w lidze. Jego czerwono-czarny kevlar oraz czerwone obszycia były znakami rozpoznawczymi. W dzisiejszej odsłonie „To był bieg”, chciałbym wam przypomnieć wyścig piętnasty, który odbył się w ramach drugiej kolejki Drużynowych Mistrzostw Polski roku 2004. Drużyna „Rekinów” z Rybnika zawitała do Zielonej Góry, by zmierzyć się tamtejszymi „Myszami”. RKM pod wodzą Lorama, wspieranego przez Mariusza Węgrzyka, Pawła Staszewskiego i Łukasza Romanka dzielnie stawiał opór gospodarzom, którzy mieli w swoim składzie Nickiego Pedersena, Rafała Kurmańskiego, Andrzeja Huszczę i Piotra Śwista. Spotkanie zakończyło się sześciopunktową wygraną gospodarzy. Ale to właśnie pojedynek między Markiem Loramem i popularnym „Rybką” był kwintesencją żużla. Ci dwaj zawodnicy, jak przystało na ostatni bieg dnia, stworzyli fantastyczne widowisko, pełne mijanek i walki do ostatniego metra. O błysk szprychy wygrał „Loramski”. Ależ to było ściganie…
PS. kask niebieski- Piotr Świst, żółty- Mark Loram, czerwony- Nicki Pedersen, biały- Mariusz Węgrzyk.
Enjoy!
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!