W tym roku nikt na nich nie stawiał, a oni byli o krok, by sprawić sobie i kibicom niepowtarzalną niespodziankę. W przyszłym sezonie o awans może być jeszcze ciężej.
Po nieudanej kampanii 2023 z zespołem pożegnał się najskuteczniejszy zawodnik zaplecza najlepszej ligi świata, Wiktor Przyjemski, który zasilił szeregi Mistrza Polski z Lublina. Nie oznacza to jednak, że siła składu znacząco spadła, bowiem działacze bydgoskiej Polonii nie próżnowali na rynku transferowym. Wymieniono najbardziej zawodzące ogniwa, czyli Kennetha Bjerre oraz Davida Bellego. Zastąpiono ich powracającym po 11 latach do Bydgoszczy Krzysztofem Buczkowskim oraz zawsze świetnie jeżdżącym na torze przy Sportowej Kai’em Huckenbeckiem.
Konieczna była też wymiana zawodnika U24, bo starty w tej kategorii wiekowej zakończył Szymon Szlauderbach. Wybór padł na 24-letniego Duńczyka, Tima Sørensena, który bardzo solidnie prezentował się na trzecim poziomie rozgrywkowym. Wyrwę po Przyjemskim spróbowano załatać Franciszkiem Karczewskim, który postanowił odbudować się szczebel niżej po nieudanym sezonie w macierzystej Częstochowie. Ponadto udało się też wygrać batalię o Franciszka Majewskiego, który pozostał bez klubu po tym, jak jego dotychczasowy zespół, czyli Kolejarz Rawicz, nie przystąpił do rozgrywek.
W zespole pozostali Mateusz Szczepaniak, który został nowym kapitanem drużyny, Andreas Lyager oraz junior Olivier Buszkiewicz. Skład na papierze nie wyglądał na najmocniejszy w lidze, ale z pewnością kibice w Bydgoszczy mogli liczyć na to, że żużlowcy Polonii dostarczą im sporo emocji.
Okres przygotowawczy
Pierwszymi zawodami dla bydgoskiej ekipy było marcowe Kryterium Asów, gdzie zawodnicy Polonii mogli sprawdzić się na tle solidnej, ekstraligowej stawki. Najlepiej wypadli Huckenbeck i Buczkowski, którzy zgromadzili po 9 punktów. 6 „oczek” zdobył Lyager, 5 Sørensen, a 4 Szczepaniak. Przed startem sezonu ligowego bydgoszczanie odjechali jeszcze sparingowy dwumecz z KS Apatorem Toruń. Na wyjeździe „Gryfy” przegrały 36-54, natomiast u siebie zawodnicy Polonii wygrali 49-29 (choć trzeba pamiętać, że „Anioły” przyjechały do Bydgoszczy bez Roberta Lamberta i Emila Sajfutdinowa).
Sinusoidalny początek
Na inaugurację Metalkas 2. Ekstraligi Polonia podejmowała u siebie faworyta rozgrywek – drużynę Arged Malesy Ostrów Wielkopolski. Gospodarze wygrali 51-38, jednak wynik nie był do końca miarodajny ze względu na to, że kontuzji barku na początku spotkania doznał Gleb Czugunow. Następne dwa spotkania przyniosły nieznaczną porażkę w Krośnie (42-48), a także pewne zwycięstwo z Orłem Łódź na domowym obiekcie (57-33).
Po meczu z łodzianami nadszedł czas na maraton wyjazdowy i starcia z Wybrzeżem Gdańsk, Stalą Rzeszów i PSŻ-em Poznań. Dwa pierwsze spotkanie nie zostały dokończone, jednak udało się w nich odnieść pewne zwycięstwa, odpowiednio 27-21 i 33-21. Wydawało się, że passa zostanie podtrzymana w Poznaniu, jednak „Skorpiony” sprawiły faworyzowanym bydgoszczanom psikusa i okazali się minimalnie lepsi, wygrywając 48:42. Porażka z niżej notowanym rywalem sprawiła, że kibice zaczęli powątpiewać w siłę zespołu.
Zawodnicy postanowili jednak odpowiedzieć w najlepszy możliwy sposób i już dwa dni później rozgromili zespół ROW-u Rybnik aż 61-29. Tydzień później jednak bydgoszczanie zaliczyli kolejną wyjazdową wpadkę, wyraźnie ulegając Ostrovii Ostrów 39-51, a zdobycie punktu bonusowego zawdzięczają głównie fantastycznej postawie Krzysztofa Buczkowskiego, który zdobył aż 16 punktów. Forma Polonii była na tym etapie istną sinusoidą, bo następnie schemat znowu się powtórzył – wysoka wygrana u siebie z mocnym rywalem (59-31 z Wilkami Krosno) oraz wyjazdowa porażka 44-46 w Łodzi.
Ruch, na którym stracili, niż zyskali
W międzyczasie z zespołu wypożyczono dwóch juniorów, którzy nie łapali się do składu meczowego – Bartosza Nowaka oraz Franciszka Majewskiego. O ile wypuszczenie tego pierwszego jak najbardziej można było zrozumieć, tak puszczenie Majewskiego i zostawienie na rezerwie jedynie odstającego poziomem Huberta Gąsiora było ruchem bardzo kontrowersyjnym. Niestety, długo nie trzeba było czekać na nieszczęście, bo już kilka dni później kontuzji oka doznał Olivier Buszkiewicz, który upadł w trakcie eliminacji do MIMP w Opolu i musiał odpocząć od żużla przez kilka tygodni.
Jako jedyni zamknęli paszczę lwa
6 lipca do Bydgoszczy przyjechała rozsypana drużyna z Gdańska, która stawiła się przy Sportowej bez trzech liderów – Nielsa Kristiana Iversena, Krzysztofa Kasprzaka i Nicolai’a Klindta. Mecz rozgrywany w iście sparingowej atmosferze został wygrany przez Polonię 60-30, a dodatkowe biegi otrzymali Franciszek Karczewski oraz Hubert Gąsior, który sensacyjnie zdobył dwa punkty z bonusem w biegu młodzieżowym, pokonując Miłosza Wysockiego i Bartosza Tyburskiego.
Tydzień później bydgoszczanie odnieśli kolejne pewne zwycięstwo z osłabionym poznańskim PSŻ (55-35), które w tym starciu musiało radzić sobie bez Matiasa Nielsena i Kacpra Grzelaka. Polonia była bardzo silna na własnym torze, jednakże miała problemy na wyjazdach, toteż nikt nie oczekiwał wygranej na torze w Rybniku, gdzie żadna drużyna nie przekroczyła nawet 40 punktów. Koncertowe spotkanie przy Gliwickiej (zwłaszcza na początku) odjechali Andreas Lyager i Mateusz Szczepaniak, a solidnym wsparciem dla nich byli Tim Sorensen oraz Krzysztof Buczkowski, dzięki czemu niespodzianka stała się faktem – podopieczni Tomasz Bajerskiego wygrali 48-41 i dopisali do swojego konta 3 punkty meczowe.
Na zakończenie rundy zasadniczej Polonia wygrała na własnym torze 52-37 ze Stalą Rzeszów, kończąc rundę zasadniczą z dorobkiem 10 wygranych, 4 porażek i 7 punktów bonusowych, które złożyły się na 27 dużych punktów i drugie miejsce w tabeli, za plecami rozpędzonego klubu z Ostrowa.
Krok od wakacji
W pierwszej rundzie fazy play-off bydgoszczanom przyszło się mierzyć z piątą drużyną rundy zasadniczej – PSŻ-em Poznań. Polonia była co prawda faworytem tego dwumeczu, jednak wiadomo było, że nie będzie to łatwa przeprawa. Ekipa z Wielkopolski była tegoroczną rewelacją rozgrywek, a do tego specyficzny obiekt „Skorpionów” wybitnie nie pasował Polonistom. Jednak nikt nawet w najczarniejszym scenariuszu nie zakładał piętnastopunktowej klęski, w stosunku 37 do 52.
Wynik mógł, a nawet powinien być jeszcze gorszy, bo w jedenastym biegu nieatakowany przez nikogo Kai Huckenbeck upadł na tor przy stanie 1:5, a w powtórce Matias Nielsen zaliczył defekt na prowadzeniu, wobec czego bieg zakończył się przegraną jedynie 2:3. Dodatkowo Niemiec za swoją „akcję” nie otrzymał czerwonej kartki, której domagała się większość kibiców, a potem jeszcze wygrał obydwa biegi nominowane, podając „Gryfom” tlen przed rewanżem, na który gotowy po kontuzji już był Olivier Buszkiewicz.
Spotkanie w Bydgoszczy nie mogło rozpocząć się lepiej, bo cała strata została z nawiązką odrobiona już po… czterech biegach. Tablica świetlna wówczas wskazywała wynik 20-3. Dalszy przebieg meczu jednak już nie był tak udany dla miejscowych i zawodnicy z Poznania, dzięki rezerwom taktycznym potrafili przechylić szalę zwycięstwa w dwumeczu na swoją korzyść. Potyczka rewanżowa zakończyła się triumfem Polonii 51-38, ale w dwumeczu to PSŻ wygrał 90-88. Szczęśliwie jednak udało się „biało-czerwonym” być najlepszym z przegranych w ćwierćfinałach i przejść do rundy półfinałowej.
Zwycięzca rundy zasadniczej odprawiony
W półfinale na „Gryfy” czekała już krocząca od zwycięstwa do zwycięstwa ekipa z Ostrowa, która w ćwierćfinałach bez problemów dwukrotnie wygrała z Orłem Łódź. Było to starcie dwóch najlepszych drużyn w rundzie zasadniczej, więc wiele osób nazywało tę rywalizację przedwczesnym finałem. Ostrowianie wygrali dziewięć ostatnich spotkań, z czego w aż ośmiu zdobywali co najmniej 50 punktów, więc byli w tym pojedynku oczywistym faworytem. Ekipa Tomasz Bajerskiego upatrywała swojej szansy w tym, że ich tor był prawdziwą twierdzą – nikt dotąd nie był w stanie zdobyć więcej, niż 38 punktów. Ponadto pierwszy mecz miał się odbyć właśnie przy Sportowej, także w razie dobrego wyniku mogliby narzucić ogromną presję na rywala.
Takiego obrotu sprawy nie zakładali jednak nawet najwięksi optymiści. Początek spotkania był bardzo wyrównany, a po dziesięciu biegach Polonia Bydgoszcz prowadziła tylko sześcioma punktami. Później mogliśmy oglądać prawdziwy koncert w wykonaniu miejscowych i ostatecznie wysoką wygraną z faworytem z Ostrowa aż 54-36, dając sobie tym samym naprawdę komfortową sytuację przed rewanżem. Tydzień później udało się dopełnić formalności. Sytuacja była pod kontrolą już od samego początku i upragniony awans do finału został przypieczętowany już na trzy biegi przed końcem.
Powtórki tym razem nie było
Do wymarzonego awansu pozostał już tylko jeden krok – finałowy dwumecz z rybnickim ROW-em. Po wyeliminowaniu najgroźniejszego rywala oraz mając w pamięci dwa pewne zwycięstwa w rundzie zasadniczej, Polonia Bydgoszcz była zdecydowanym faworytem tego dwumeczu. Z uwagi na niekorzystne warunki pierwsze starcie przeniesiono z 15 na 20 września, co oznaczało, że dwumecz zostanie rozegrany na przestrzeni trzech dni.
Już od początku starcia przy G72 było wiadomo, że przyjezdni nie mają co liczyć na podobny spacerek jak w rundzie zasadniczej. Rybniczanie od początku kontrolowali przebieg spotkania i pewnie wygrali pierwszy mecz w stosunku 50 do 40. Wydawało się, że mimo wszystko Poloniści zrobią u siebie to samo, co robili przez cały sezon, czyli spokojnie wygrają kilkunastoma punktami.
Od początku jednak nic nie szło zgodnie z planem i bydgoszczanie wcale nie mogli odskoczyć „Rekinom”. Zaledwie kilkupunktowe prowadzenie „Gryfów” utrzymywało się przez większość spotkania, co było problematyczne też dlatego, że rybniczanie jeszcze nie wykorzystali ewentualnych rezerw taktycznych, na które mieli okazję dopiero po dziewiątym biegu, kiedy Polonia wyszła na sześciopunktowe prowadzenie w meczu.
Czwarta seria, w której dodatkowe biegi dostali Rohan Tungate i Brady Kurtz, sprawiła że awans do Ekstraligi jeszcze bardziej się oddalił, ponieważ po trzynastu biegach Polonia prowadziła jedynie 41-37. Oznaczało to, że w biegach nominowanych bydgoszczanie musieli wygrać co najmniej 9:3, aby wejść do upragnionej elity.
Nadzieję w serca 15-tysięcznego tłumu wlali Mateusz Szczepaniak i Andreas Lyager, którzy pewnie ograli 5:1 Noricka Blödorna i Jakuba Jamroga. Niestety dla gospodarzy, w piętnastym biegu z czwartego pola wystrzelił Rohan Tungate, który wygrał indywidualnie dwunasty, trzynasty oraz właśnie ten ostatni wyścig i zapewnił rybniczanom awans do Ekstraligi, sprawiając, że trybuny szykujące się na fetę – zamilkły.
Los okrutnie zagrał z nimi w pokera
Wydawało się, że nic już nie stanie Polonii na drodze do powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej, jednak tego feralnego dnia nic nie poszło po myśli siedmiokrotnego Drużynowego Mistrza Polski, którzy musieli uznać wyższość równie utytułowanej drużyny. Biorąc pod uwagę formę „Gryfów” na własnym torze, a także niemoc zawodników z Rybnika na bydgoskim owalu, można było zakładać, że nawet ta dziesięciopunktowa strata nie powinna być problemem i tylko kataklizm może odebrać bydgoszczanom zwycięstwo w dwumeczu. Ten kataklizm jednak właśnie nastąpił – nieco inna nawierzchnia (dużo wyższe czasy biegów) oraz odpuszczenie treningów w tygodniu poprzedzającym mecz było proszeniem się o katastrofę. Sezon 2024 powinien być dla klubu lekcją, która, jeśli odpowiednio wykorzystana, zaprocentuje w przyszłości.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!