Sezon 2018 był pierwszym w karierze Miłosza Cichego. Wychowanek szkółki Janusza Kołodzieja zdobył licencję „Ż” w lipcu tego roku, a niedługo później stał się zawodnikiem klubu z Lublina. Startował już w barwach tej drużyny w zawodach DMPJ, ale na swój ligowy debiut musi jeszcze poczekać, bowiem 16 lat ukończy dopiero w listopadzie.
Bartłomiej Cieśla, speedwaynews.pl: Mając 13 lat, stałeś się wychowankiem Stowarzyszenia Akademii Żużlowej Janusza Kołodzieja. Skąd u ciebie zainteresowanie taką dyscypliną sportu jak żużel, a nie innym sportem jak np. piłka nożna czy ręczna?
Miłosz Cichy, żużlowiec Speed Car Motoru Lublin: Od najmłodszych lat bardzo lubiłem i interesowałem się wszelkiego rodzaju motocyklami. Pewnego razu, nadarzyła się okazja spróbowania sił na nich. Najpierw były quady, później nauczyłem się jeździć na motocrossie, ale dla mnie to było mało i mało… Ubłagałem rodziców, aby spróbować swoich sił na żużlu. Bardzo spodobało mi się to i teraz odkąd jestem w środowisku żużlowym, to im więcej jeżdżę i mam z tym do czynienia, tym bardziej wiem, że to jest to, co chcę robić. Ja na pewno z tego nie zrezygnuję.
– Egzamin na certyfikat żużlowy przebrnąłeś pomyślnie na słynnej Motoarenie w Toruniu. Jakie były pierwsze twoje wrażenia zaraz po nim, jak dowiedziałeś się, że uzyskałeś licencję „Ż”?
– To był mega udany dzień dla mnie. Oczywiście, nerwy dawały o sobie znać w bardzo dużym stopniu, jak to na egzaminie. W tamtym momencie byłem ogromnie skupiony i zdeterminowany, żeby wszystko poszło po mojej myśli. Pamiętam dokładnie, że po dostaniu informacji o zdaniu egzaminu na licencję byłem bardzo szczęśliwy. To było naprawdę świetne uczucie. Tego się nie da opisać, to po prostu trzeba przeżyć.
– Po zdobyciu licencji „Ż”, zostałeś wypożyczony do lidera Nice 1. Ligi Żużlowej, Speed Car Motoru Lublin i zadebiutowałeś w zawodach młodzieżowych. Jak wspominasz swoje pierwsze zawody w karierze jako pełnoprawny zawodnik Motoru?
– Stres był ogromny, martwiłem się, bo miałem tylko jeden dzień, aby przygotować się do zawodów młodzieżowych. Z drugiej jednak strony, byłem niesamowicie szczęśliwy i podekscytowany tym faktem, że startuję jako pełnoprawny zawodnik żużlowy. Sam fakt, że poproszono mnie o wsparcie drużyny z Lublina spowodował, że byłem niesamowicie zestresowany, ponieważ nie mam takiego doświadczenia w zawodach, jak moi kumple z toru.
– Jaka atmosfera panuje w lubelskim klubie?
– Zarówno działacze lubelscy jak i zawodnicy sprawili, że poczułem się bardzo ciepło przyjęty w zespole. Za to chcę im bardzo serdecznie podziękować. Super było poznać trenera Dariusza Śledzia, który tworzy naprawdę wspaniałą atmosferę w lubelskim klubie.
– Jak jeździło ci się na lubelskim torze? Wielu żużlowców twierdzi, że lubelski tor to małe lotnisko, bowiem ma prawie 390 metrów długości i należy do jednych z dłuższych w Polsce…
– Jazda na tym torze sprawiała mi ogromną radość. Super mi się na nim jeździło. Ten owal bardzo mi pasuje pod każdym względem. Jeździłem już na bardzo wielu torach w Polsce. Pokuszę się o stwierdzenie, że w Lublinie jest jeden z fajniejszych.
– Czy w środowisku żużlowym, jest dla ciebie zawodnik, na którym się wzorujesz? Jeśli tak, to jaki to zawodnik i dlaczego?
– Tak, jest. Niezmiennie od początku mojej jazdy jest to mój trener Janusz Kołodziej. Bardzo imponuje mi jego styl na motocyklu oraz to, jakim jest człowiekiem. To świetne uczucie, kiedy twój idol podpowiada ci, jak zachowywać sie na torze i jeszcze daje wskazówki dotyczące sprzętu. Trener Janusz ma ze wszystkimi wychowankami bardzo dobry kontakt i zawsze nam pomaga, kiedy jest taka potrzeba.
– Jakie masz plany na przyszłość, jeżeli chodzi o sam żużel?
– Mam nadzieję, że wszystko będzie szło po mojej myśli. Będę dawał z siebie wszystko i ciężko pracował. Teraz kończy się sezon, więc niewiele treningów już zostało. Dlatego staram się korzystać z nich na 100 procent, gdy tylko jest okazja.
– Wróćmy teraz do ligi, w której występuje klub z twojego miasta, a mowa oczywiście o tarnowskiej Unii. Twoim zdaniem, co mogło być główną przyczyną tego, że nie udało się utrzymać zespołu w PGE Ekstralidze?
– Drużyna z Tarnowa na pewno dała z siebie wszystko, aby utrzymać się w ekstralidze. Jednak zwyciężyli lepsi. Ciężko mi to teraz oceniać, ponieważ nie mam z nimi zbyt dużego kontaktu.
– Czy fakt, że stałeś się żużlowcem w dosłownym tego słowa znaczeniu powoduje, że jesteś już bardziej rozpoznawalny w swoim mieście?
– Zawsze miałem bardzo dużo znajomych, raczej to nic nie zmieniło. Moi znajomi od dawna wiedzieli czym się pasjonuję, zawsze mi kibicowali i tak zostało do dnia dzisiejszego.
– Jak sam wcześniej wspomniałeś, powoli kończy się sezon 2018. Jak zamierzasz przepracować okres zimowy, który zbliża się wielkimi krokami?
– Jak co roku będę bardzo ciężko ćwiczył z moją szkółką żużlową – Akademią Janusza Kołodzieja. Na pewno będę też trenował na hali z chłopakami. Przy okazji zawsze mamy świetną zabawę. Jest czas na pogadanie z trenerem, pośmianie się, ponieważ razem tworzymy bardzo zgrany zespół.
– Jaką osobą jest Miłosz Cichy prywatnie, poza żużlem?
– Uwielbiam jeździć na moim motocyklu żużlowym i crossowym. Jestem typem, który nie umie usiedzieć spokojnie w domu. Rower także jest moją pasją, oczywiście ten wyczynowy (śmiech). Moim ulubionym daniem jest zupa mojej kochanej babci Krysi, którą z tego miejsca serdecznie pozdrawiam. Zawsze, gdy jestem głodny, babcia zawsze znajdzie coś w zanadrzu. Ogółem staram się jeść rzeczy zdrowe, choć kebaba czasem też zjem, jak każdy. Na razie nie mam dziewczyny, podkreślam – na razie (śmiech). Uczęszczam do Zespołu Szkół Technicznych w Tarnowie im. Ignacego Mościckiego.
– Czy na koniec naszej rozmowy chciałbyś coś powiedzieć kibicom Unii Tarnów i Motoru Lublin, tak wprost od siebie na łamach portalu speedwaynews.pl?
– Chciałbym im przede wszystkim bardzo podziękować za wsparcie i doping na zawodach. Jest to bardzo motywujące. Dawałem z siebie wszystko, lecz jeszcze długa droga przede mną, żebym dorównał innym młodym zawodnikom z innych klubów. Zasmakowałem uczucia zdobycia 3 punktów, jak i również dostania szprycy od moich przeciwników. Jedno i drugie jest niesamowitym doświadczeniem (śmiech). Ponieważ mam okazję, to chciałbym serdecznie podziękować moim rodzicom, a przede wszystkim mojemu tacie, za możliwość uprawiania tego sportu, bo jak wiemy, jest on niesamowicie niebezpieczny, a także kosztowny. Dzięki tacie, mojemu najlepszemu sponsorowi (śmiech), mogę jak zwykle spełniać swoje marzenia. Pozdrawiam wszystkich kibiców czarnego sportu, zarówno tych z Tarnowa, jak i Lublina.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!