W ubiegłą sobotę, po 11-letniej przerwie, na tor powrócił Marcin Nowaczyk. Po świeżo odnowionej licencji wystąpił w barwach Metalika Recycling Kolejarza Rawicz w spotkaniu 13. Kolejki 2. Ligi Żużlowej. W meczu z Ultrapur Startem Gniezno zaprezentował się w dwóch biegach i co prawda, nie udało mu się dowieźć punktów, ale ku zaskoczeniu kibiców, nie odstawał i w starciu z Joshem Pickeringiem walczył jak równy z równym.
To właśnie w Rawiczu 22 lata temu zdał licencję i stawiał pierwsze kroki w żużlowym świecie. Jednak na jego piersi nie zawsze widniał rawicki niedźwiedź. Sezony 2005-2006 spędził w Zielonej Górze, a w 2007 regularnie można go było oglądać na poznańskim Golęcinie. Mimo stabilnej formy (1.559 pkt/bieg w ostatnim sezonie startów) zmuszony był odwiesić kewlar na aż 11 lat. O powodach, odczuciach i nadziejach na przyszłość opowiedział w rozmowie po meczu ze Startem Gniezno.
– Urszula Jopa (speedwaynews.pl): Jak się czułeś wyjeżdżając na tor po tylu latach?
– Marcin Nowaczyk (Metalika Recycling Kolejarz Rawicz): Hmm, ciężka odpowiedź… dużo stresu. Dużo stresu miałem, ponieważ trenowałem półtora tygodnia temu. Powinienem też trenować wczoraj przed meczem, a nie trenowałem, bo trener mi nie pozwolił. No i tak wsiadłem i po prostu nie wiedziałem, co zrobić.
– Czyli w zasadzie to był jedyny trening przed tym meczem?
– Ostatni raz jeździłem chyba na licencji, właśnie półtora tygodnia temu.
– No to, że tak powiem, skok na głęboką wodę.
– Tak. Praktycznie dzisiaj sobie wyjechałem, żeby dopasować motor. Nie wiem, dlaczego trener mnie nie puścił wczoraj. Wczoraj powiedział “tak”, że będę trenował, a później przyszło co do czego to przyszedł, że mam pomagać młodym i nie mam trenować. No i się pytałem, czy jadę w meczu, raz mówił tak, raz tak i na ostatnią chwilę, dzięki pani Annie Giżewskiej (członkini zarządu – dop. red.), wystartowałem dzisiaj w zawodach.
– Po twoim pierwszym wyjeździe byłam trochę zaskoczona, bo tak naprawdę wszyscy się spodziewali czegoś gorszego, a jednak początek miałeś niezły.
– Mhm. W pierwszym biegu mi się motor rozwalił. Jakbym był wczoraj na treningu to wczoraj by mi się to stało. Motocykl stracił prądy, a drugi motocykl był od Krystiana Grędy, co ja w ogóle nie jeździłem na nim i nie wiedziałem na jakich przełożeniach jechać. Ciężko było. Mam nadzieję, że teraz będę trenował i jak będzie następny mecz, o ile pojadę, to będzie na pewno lepszy wynik niż dzisiejszy.
– Czyli oczekiwałeś więcej wyjazdów i wczoraj tego treningu przede wszystkim?
– No oczywiście, bo to jest podstawa, żeby się przejechać. Żeby sprawdzić sprzęt trzeba trenować nawet dzień czy dwa dni przed, najlepiej w podobnych godzinach i warunkach pogodowych.
– A przez ten czas, kiedy nie byłeś zawodnikiem robiłeś coś przy żużlu czy totalnie się od niego odciąłeś?
– Odcinka była od żużla. Dziewięć lat przepracowałem w Niemczech, niedawno wróciłem do Polski i Maciej Jąder mi zaproponował żebym został tutaj i pomagał mu w klubie jako mechanik. No i się zgodziłem. Blisko do domu, można powiedzieć, no i całe życie robiłem przy tym. Teraz sprawdzałem się trochę przy pitbike’ach i motorach żużlowych. Przejechałem się, bo chciałem sprawdzić moje umiejętności, czy zapomniałem, czy nie zapomniałem no i jakoś poszło.
– Tego się nie zapomina?
– No właśnie, tego się nie zapomina. Powiedziałem sobie, że zrobię licencję no i z chłopakami się pościgałem, trochę powygrywałem. Wiadomo, rożnie to bywa, ale myślę, że im więcej treningów będę miał, tym będzie coraz lepiej.
– Czyli to ciekawość popchnęła cię do tego, żeby spróbować?
– Tak.
– Mówisz o następnych meczach, czyli swoje plany dalej wiążesz z żużlem?
– Zobaczymy jak to będzie. Zostały nam dwa mecze, Rzeszów i Daugavpils. Jeśli trener mnie wypuści, to na pewno będę trenował i będzie lepszy wynik niż dzisiejszy, chociaż to będzie wyjazd. Postaram się w końcu zrobić te punkty, a nie tak, jak dzisiaj, za przeproszeniem, dupy dałem.
– Dlaczego zakończyłeś karierę?
– Była skomplikowana sprawa z klubem. Można powiedzieć, że pieniądze klub mi wisiał pod koniec sezonu, a wtedy były inne lata, dziecko mi się urodziło no i na te pieniądze trzeba było pracować. Przez zimę załatwiłem robotę w Niemczech no i zacząłem pracować. Wiadomo, trochę ciężko było. Lekko mówiąc, trochę pieniędzy było w klubie, a klub ich nie wypłacił, a ja musiałem jeszcze wziąć kredyt, żeby po prostu faktury VAT-owskie zapłacić, bo nie miałem z czego. Wyjechałem i tak zostało.
– W tamtych czasach wiele klubów w ten sposób postępowało. Do dzisiaj wielu zawodników nie zobaczyło pieniędzy, pewnie ty też…
– Nie. Były, nie ma.
Oferta na żużel -> sprawdź szczegóły!
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!