Lars Gunnestad świętuje dziś (18 lutego) 54. urodziny. Zaliczył istne wejście smoka do polskiej ligi i mógł zostać prawdziwą legendą żużla. Nie oznacza to jednak, że nie zapisał interesującej karty w historii polskiej ligi.
Lars Gunnestad kończy dziś 54 lata. Pojawił się w naszej lidze, gdy tylko polski rynek otworzył się na obcokrajowców. W 1991 roku jego pracodawcą został Morawski Zielona Góra. Lars już przed tym pokazał, że miał smykałkę do żużla, bo już w latach 1988-1990 zdobył aż trzy medale seniorskich mistrzostw Norwegii, w tym aż dwa złote. Po drodze zgarnął też złoto krajowego czempionatu na długim torze, a także drużynowe mistrzostwo Szwecji w barwach Indianerny Kumla.
Zaliczył prawdziwe wejście smoka do polskiej ligi. Zadebiutował 1 kwietnia 1991 roku w domowym meczu przeciwko Unii Leszno. Odjechał trzy wyścigi i wszystkie wygrał! Kiedy wydawało się, że nie może być lepiej, to dwadzieścia dni później…. pojechał pięć wyścigów i znowu wszystkie wygrał! Pogromcę znalazł dopiero w następnym meczu w Toruniu, choć i tamten występ był znakomity, bowiem zgromadził aż trzynaście punktów w pięciu startach. Spisywał się rewelacyjnie do końca sezonu, tak samo jak drużyna Morawskiego Zielonego Góra, która na koniec sezonu mogła cieszyć s Wykręcił łączną średnią 2,492, ustępując na liście średnich jedynie legendarnemu Hansowi Nielsenowi.
Nie były to jedyne sukcesy Norwega w tamtym sezonie. W Szwecji dołożył kolejny tytuł z Indianerną Kumla, a w Norwegii zgarnął kolejny tytuł mistrza kraju. Najważniejszym osiągnięciem jednak nie tylko dla niego, ale i całej żużlowej Norwegii był brązowy medal Mistrzostw Świata Par zdobyty wraz z Einarem Kyllingstadem na torze w Poznaniu! Powodziło mu się również w życiu osobistym – to właśnie w 1991 roku na świat przyszedł jego syn, Lars Daniel.
W kolejnym sezonie minimalnie spuścił z tonu tak samo jak cała drużyna Morawskiego Zielona Góra. Gunnestad zdobywał wówczas średnio 2,164 punktu na bieg, natomiast ekipa z grodu Bachusa zajęła czwarte miejsce w lidze. Jak się jednak okazało, skończyło się wówczas nie tylko finansowe eldorado właściciela klubu, ale też przygoda Gunnestada z Zieloną Górą.
Dzięki niemu zakochał się w żużlu
Swoimi wspomnieniami na temat Norwega podzielił się z naszą redakcją komentator żużla w Eleven Sports i Eurosporcie, Michał Korościel.
– Lars Gunnestad to dla mnie postać ikoniczna. Nie będzie przesadą, jeżeli powiem, że był główną przyczyną, dla której zakochałem się w żużlu. Początek lat 90., Magic Girls na stadionie Zielonej Górze, grillowana kiełbasa, fajerwerki i on – młodziutki Norweg w białym kevlarze z kręconymi włosami nonszalancko wystającymi spod kasku. Super jeździł na dwóch kołach, ścigając rywali i jeszcze lepiej na jednym fetując zwycięstwa – mówi dziennikarz.
Ulubieniec zielonogórskich trybun w sezonie 1993 przywdział kevlar zwycięzcy rozgrywek z roku poprzedniego, czyli Polonii Bydgoszcz. Słowo „przywdział” jest tu kluczem, ponieważ Norweg przy Sportowej odjechał… jeden mecz. Na dodatek chichot losu sprawił, że jego rywalem była drużyna Morawskiego Zielona Góra. Gunnestad spisał się jednak słabo, zdobywając zaledwie trzy punkty i na tym jego występy w tamtym sezonie się zakończyły.
Zniknął kibicom na kilka lat
Po nieudanym epizodzie w Bydgoszczy nie oglądaliśmy go na polskich torach przez kolejnych siedem lat. Nie oznacza to jednak, że w tym czasie próżnował. Zdobył worek medali w Drużynowych Mistrzostwach Szwecji, Wielkiej Brytanii i Norwegii, wygrał kolejne trzy tytuły indywidualnego mistrza kraju, a także wystąpił w finale Drużynowych Mistrzostw Świata. Zaliczył też w tym czasie trzy występy w turniejach Grand Prix. W 1995 roku zajął jedenaste miejsce w Vojens, a trzy lata później zajął na tym samym obiekcie siedemnastą pozycję. Kolejny występ miał miejsce jeszcze w 1998 roku, w szwedzkim Linköping, gdzie zajął ostatnie miejsce, odpadając w pierwszym eliminatorze.
Krótki powrót
W 2000 roku powrócił do Polski, jednak bez większych sukcesów. Odjechał dwa sezony w Rybniku, który wówczas występował w drugiej klasie rozgrywkowej. Jego występy były dość przyzwoite, kręcił się koło dwóch punktów na bieg, jednak rybniczanom nie udało się awansować w szeregi najlepszych. Ostatni epizod w Polsce zaliczył w 2003 roku w Ostrowie Wielkopolskim. Odjechał wówczas dwa mecze w najniższej lidze, zdobywając średnio 2,333 punktu na bieg
Zmarnowany talent
Norweg tak naprawdę nigdy później nie zbliżył się do poziomu jaki prezentował na początku lat dziewięćdziesiątych. Co zatem poszło nie tak w jego karierze? Michał Korościel wskazuje, że bardziej niż ciężka praca, interesowały go imprezy.
– Osiągnąłby w żużlu więcej, gdyby poza torem nie bawił się tak dobrze, jak na torze. Znali go w podłych tancbudach w Zielonej Górze, Poole i okolicach Kumli. Znali i lubili, a on lubił ich. Prawie tak samo, jak lubił dziewczyny i alkohol. Miał szczęście, że w jego czasach kontrole alkomatem nie były zbyt częste, bo karierę mógłby skończyć szybciej, niż finalnie skończył. Kolorowy ptak, jeden z tych, dla których ludzie przychodzą na stadion – podsumował komentator.
Lars Gunnestad
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!