Uroboros – staroegipski i grecki symbol przedstawiający węża z ogonem w pysku, który bez przerwy pożera samego siebie i odradza się z siebie (za Wikipedią). Ja zawsze nazywałem go nieco prościej – wąż, który zjada własny ogon. I takim wężem w ostatnich dniach stała się Główna Komisja Sportu Żużlowego.
Rzadko wchodzę w temat, który w ciągu kilku poprzedzających moje myśli dni, jest już wręcz na wylot „oceniony” przez masy. Wolę się zajmować czymś, co w tym wszystkim zostaje pominięte przypadkowo, a czasami celowo. I właśnie – pomimo tego, że o odwołanym finale Złotego Kasku i nominacjach do eliminacji do SEC i SGP przeczytano już chyba wszystko – tym razem zajmę się dwoma aspektami mniej (lub wcale) poruszanymi w tej całej „burzy”.
Pośpiech jest złym doradcą – tę domenę jak mantrę można powtarzać w każdej dziedzinie życia. Czego byliśmy świadkami pomiędzy 20, a 23 kwietnia? Właśnie pośpiechu. O ile zrozumiałym było, że listę nominowanych zawodników do eliminacji do Indywidualnych Mistrzostw Europy należało podać szybko, o tyle w przypadku tych do Speedway Grand Prix było to w ogóle niekonieczne w tak ekspresowym tempie. Rundy wstępne do SEC wystartowały właśnie dzisiaj, „wylosowane” nazwiska podano we wtorek, zatem dopiero na 4 dni przez zmaganiami. Swoją drogą ciekawe, czemu nie zrobiono tego jeszcze na stadionie w Pile. W przypadku odwołanych zawodów czasu na to było sporo, a jak widać wielkiej sztuki w tym temacie nie udało się wymyślić i przyznano, że te nazwiska zostały wskazane drogą losowania (według klucza, który oczywiście nie został już przekazany do wiadomości). Bardzo, ale to bardzo dziwną sytuację mamy, jeśli chodzi o wskazanie nazwisk do eliminacji do Speedway Grand Prix. Zrobiono to tego samego dnia (23 kwietnia), wyznaczając to w sposób, który w całym środowisku żużlowym wywołał ogromne kontrowersje. Dlaczego tak szybko? Co stało na przeszkodzie, aby zrobiono to później? Czy można było rozegrać wcześniej finał Złotego Kasku, który w sposób sprawiedliwy wyłoniłby tych „wybrańców”, ale po walce na torze, jak równy z równym? Nie wiem, nic i tak – to najprostsze odpowiedzi na zadane powyżej pytania.
Oczywiście wychodząc naprzeciw atakom w stosunku do powyższych założeń poruszę kwestie terminu i lokalizacji. Czy nie znalazłby się chętny ośrodek, który – nawet po konsultacji z organizatorem (nie wiadomo, czy marka Speedway Events byłaby tym nadal zainteresowana) – zdecydowałby się przeprowadzić tak nagłośniony w Wielka Sobotę turniej? Myślę, że bez problemu. Ktoś zasłaniać się może brakiem terminów, albowiem niedługo, gdy wystartuje liga szwedzka, nie będzie gdzie „paznokcia wcisnąć”. A np. poniedziałek 29 kwietnia? Co z tego, że to dzień powszedni? Przed trzema laty właśnie w poniedziałek 25 kwietnia odbył się finał Złotego Kasku w Tarnowie – wcześniej przekładany z powodu pogody, ostatecznie zakończony po 12 biegach, również przez deszcz. Dodatkowo koniec kwietnia to ten okres, gdy sporo osób żyje już „majówką” i potrafiłoby zagospodarować sobie czas na tak ważną imprezę. Dzień później przecież w Gnieźnie umieszczone w kalendarzu zostały Mistrzostwa Par Nice 1. Ligi Żużlowej. Być może udałoby się to zorganizować dzień przed lub dzień po Speedway Grand Prix w Warszawie? Ale wówczas weszlibyśmy na „narodowe święto”, choć już przecież w niedzielę po tym turnieju, w poprzednich latach odbywały się mecze kadry narodowej, prowadzonej przez Marka Cieślaka (nawet w kalendarzu zajęto w tym roku termin, jednak o takiej potyczce do tej pory cisza). Czy połowa maja nie byłaby zbyt późnym terminem? Raczej nie – w poprzednich latach odstępy, między finałami Złotego Kasku, a rundami eliminacyjnymi były bardzo różne. W 2016 roku, po wspomnianym turnieju w Tarnowie mieliśmy zaledwie 12 dni (!) do pierwszych rund. Rok później odstęp między finałem w Zielonej Górze, a zmaganiami na światowym szczeblu, wzrósł o kolejne 4, do 16. W ubiegłym sezonie finał Złotego Kasku w Pile odbywał się 19 kwietnia, a pierwsze rundy kwalifikacyjne 19 maja, więc po 30 dniach. A teraz bomba – w tym roku turniej finałowy, ponownie zaplanowany w Pile, od pierwszych eliminacyjnych zmagań w kalendarzu dzieliło aż 49 dni (pomiędzy 20 kwietnia, a 8 czerwca)! Komu zatem spieszyło się aż tak bardzo przy tych nominacjach? Czy dla przykładu należało wskazać konkretnie te 6 nazwisk, aby poróżnić i tak co rusz skłócone ze sobą środowisko żużlowe w Polsce? Czy możemy być zdziwieni pytaniami takimi jak : „czemu wskazano tego, tego i tego, a tamtych pominięto?”? Kolejny zestaw zagadnień, na które trudno spodziewać się rozsądnych odpowiedzi.
W tym miejscu tekstu musi pojawić się ten, od którego zacząłem – Uroboros, odnoszący się do drugiej sprawy, którą poruszę. Od kilku lat podkreślało się – wyraźnie dając do zrozumienia, jak wrażliwe są polskie władze, dla tych, którzy walczą o najwyższe laury – że NAGRODĄ za udział w cyklu Speedway Grand Prix na zasadzie stałego uczestnictwa, będą miejsca w finale Złotego Kasku. Turnieju, który jest bezpośrednią przepustką do eliminacji do grona najlepszych, rywalizujących o medale Indywidualnych Mistrzostw Świata w przyszłym roku. A teraz mamy do czynienia z czym? Z absurdem, farsą, niedorzecznością? Po decyzji o przyznaniu nominacji, powołano się na wyniki z półfinałów Złotego Kasku (wyznaczono zwycięzców), do których dołączono jedno nazwisko oraz dwie „dzikie karty”. Czyli reasumując – najpierw polskie władze NAGRODZIŁY udziałem w finale Bartosza Zmarzlika, Macieja Janowskiego, Patryka Dudka i Janusza Kołodzieja, a następnie, wyznaczając zwycięzców półfinałów (którzy oczywiście nie są niczemu winni), tenże udział uczyniły KARĄ! Jak bowiem inaczej nazwać całkowite zabranie wspomnianej czwórce jakiejkolwiek możliwości wzięcia udziału w eliminacjach? Najmniej oczywiście ucierpiał Bartosz Zmarzlik, który z rywalizacji o Złoty Kask wycofał się wcześniej sam. Ale jak mają czuć się Janowski, Dudek, czy Kołodziej? Czy stali uczestnicy cyklu Speedway Grand Prix na sezon 2020 z uśmiechem od ucha do ucha mają przyjąć w przyszłym sezonie bezpośrednie zaproszenie do finału, skoro w przypadku skrajnej sytuacji i kolejnego jego odwołania, ponownie zostaliby w tym wszystkim najbardziej pokrzywdzeni? Teraz wspomniana trójka ma już tylko jedno wyjście – utrzymać się w serii, dzięki wynikom, które umieszczą ich w czołowej ósemce (lub jej bliskim sąsiedztwie, licząc na „dziką kartę” od organizatorów). Polskim włodarzom muszą oni jednak podziękować za wcześniejszą nagrodę, która ostatecznie pozbawiła ich szans dalszej walki w eliminacjach… Skoro jedne działania, po raz kolejny przeczą drugim, to czy to nie jest zjadanie własnego ogona? Tym razem jednak w sposób wybitnie widoczny.
Przywołam jeszcze kilka fragmentów komunikatu na ten temat, który GKSŻ wydała we wtorek, 23 kwietnia (całość z pisownią oryginalną można znaleźć TUTAJ):
– „Główna Komisja Sportu Żużlowego przeprasza wszystkich miłośników żużla za zaistniałą sytuację (…)” – zazwyczaj przeprasza chyba ten, kto ponosi co najmniej część winy?
– „Nie możemy przejść obojętnie wobec tego wydarzenia i na pewno wyciągniemy daleko idące wnioski i konsekwencje.” – zamiast powodów do radości, tak „daleko idące oświadczenie” jest raczej powodem do obaw…
– „Szanowni Państwo, nie chcemy dzisiaj wskazywać winnych zaistniałej sytuacji, jednak gwarantujemy, że na takie sytuacje jak ta w Pile nie będzie naszej zgody!” – czy trudno oprzeć się wrażeniu, że niektórzy winni zostali wskazani bez kolejnych posiedzeń?
– „Na podstawie wyników półfinałów Złotego Kasku GKSŻ postanowiła nominować do eliminacji IMŚ /SGP następujących zawodników: Piotr Protasiewicz, Paweł Przedpełski, Szymon Woźniak, Krzysztof Buczkowski, Bartosz Smektała, Jarosław Hampel.” – pierwsza trójka to zwycięzcy półfinałów, Krzysztof Buczkowski zajął 2. miejsce w… Pile, z 12 punktami na koncie. Oczywiście do „Buczka” w tym miejscu nic nie mam, ale jak mają się czuć Krzysztof Kasprzak i Piotr Pawlicki, którzy zmagania w Tarnowie zakończyli z 13 punktami?
– „Do eliminacji IME /SEC zawodnicy zostali wylosowani w sposób następujący: Bartosz Smektała, Janusz Kołodziej, Kacper Woryna, Tobiasz Musielak, Paweł Przedpełski, Dominik Kubera, Adrian Miedziński.” – w „sposób następujący” – ale jaki? Bo o kluczu nie ma mowy…
Na koniec jeszcze krótka wypowiedź trenera Marka Cieślaka, który – po wyznaczonych przez GKSŻ nominacjach – spotkał się z falą krytyki, jakoby miał faworyzować kogoś, a innych specjalnie pomijać. Wieloletni, zasłużony szkoleniowiec polskiej reprezentacji udzielił jej w wywiadzie, który przeprowadził z nim Maciej Markowski na antenie stacji Eleven Sports, przed meczem 3. rundy PGE Ekstraligi, pomiędzy forBET Włókniarzem Częstochowa, a Speed Car Motorem Lublin:
– Pierwszy raz w mojej karierze nominowano zawodników do eliminacji Grand Prix przy „zielonym stoliku”. Na siebie tę decyzję wzięła Główna Komisja Sportu Żużlowego. Zostałem poinformowany przez Piotra Szymańskiego o kluczu, który obrano – zostali wskazani zwycięzcy półfinałów oraz Krzysztof Buczkowski. Od początku sugerowałem „dzikie karty” dla Jarosława Hampela i ewentualnie Bartosza Smektały, jako mistrza świata juniorów, gdyby nie awansował. Zasugerowano takich zawodników, nie protestowałem, bo to by nic nie dało. Po tych nominacjach zostało wylanych na mnie mnóstwo pomyj. Nigdy w mojej karierze coś takiego nie miało miejsca.
Po tej wypowiedzi raczej jasna jest „wina” Marka Cieślaka przy wyznaczeniu tych nazwisk – zasugerował dwa do „dzikich kart”. Pozostały klucz obrała GKSŻ. Czy nie dało się wyznaczyć nowego terminu finału, który z pewnością nie przekroczyłby dopuszczalnego dla podania nazwisk do eliminacji do Speedway Grand Prix? Moim zdaniem było to jak najbardziej możliwe. Czy jednak w tym naszym, polskim żużlu, który jest tak wystawiany na piedestały, będzie kiedyś dobrze, skoro kilka dni po burzy związanej z odwołaniem finału Złotego Kasku, wywołuje się kolejną – jeszcze większą? Niestety obawiam się, że tutaj ponownie odpowiedzi mógłby udzielić pewien Brytyjczyk, Ian Betteridge, którego prawo przytoczył nie tak dawno mój redakcyjny kolega. Niestety…
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!