W wygranym meczu z Falubazem Zielona Góra Peter Kildemand po praz pierwszy w lidze wystąpił w kewlarze Grupa Azoty Unii Tarnów. Ostatecznie na swoim koncie zapisał on 8 punktów z bonusem.
W swoim pierwszym biegu nowy nabytek tarnowian przyjechał na ostatnim miejscu. Na szczęście dla gospodarzy w drugiej fazie zawodów prezentował się on już lepiej. Wpływ na nie do końca dobre spasowanie na początku pojedynku, mogła mieć mniejsza niż zakładano, liczba treningów w „Jaskółczym Gnieździe”. – Było naprawdę ciężko. Trenowałem tutaj jeden dzień, następnie w sobotę mieliśmy wewnętrzny sparing między naszymi zawodnikami. Nie byłem zbytnio przekonany odnośnie swoich motocykli, którego powinienem użyć. Teraz jestem jednak znacznie mądrzejszy niż byłem na początku spotkania. Jestem zadowolony, drużyna wygrała, to najważniejsze. Był to ciężki dzień. Bardzo dobrze dla Klubu, że udało się wygrać pierwsze spotkanie u siebie. To naprawdę był nasz główny cel – podkreślił słusznie Peter Kildemand.
Po pierwszej „wpadce” w wykonaniu Duńczyka zmiany były potrzebne. Okazały się one słuszne, ponieważ w dalszej części spotkania prezentował się on już zdecydowanie lepiej. – Od razu po moim pierwszym wyścigu przeskoczyłem na swój drugi motocykl. Nadal byłem nieco „otumaniony”, musieliśmy z tym walczyć. Tarnowski tor jest naprawdę ciężki, jeśli nie wiesz, co na nim zrobić. Gdy masz coś, co pracuje dobrze, to prawdopodobnie tak będzie. Na koniec zawodów czułem się o wiele lepiej, niż wcześniej. Dodatkowo było to pierwsze spotkanie w sezonie, dosyć nerwowe, pojawiało się wiele „motyli w brzuchu”. Zawsze dobrze jest przebrnąć odpowiednio przez pierwszy mecz.
Mała liczba treningów i ostatecznie brak jakiegokolwiek meczu kontrolnego, spowodowały taki, a nie inny scenariusz niedzielnego pojedynku. Przy dłuższym przygotowaniu, przewaga osiągnięta nad Falubazem, mogła być nawet wyższa. – Być może byłoby lepiej, gdybyśmy odjechali jakiś sparing, jednak sytuacja jest bardzo podobna dla niemal wszystkich klubów. Nie trenowano w nich zbyt wiele, z powodu pogody. Wszyscy płyną, jakby na tej samej łodzi. Jest się jednak naprawdę zdenerwowanym, jeśli nie ma 100% pewności, w którą stronę chce się pójść z motocyklami. Teraz jesteśmy o wiele mądrzejsi, co jest świetne – skwitował.
Pierwszy raz Kildemand wizytował tor w Tarnowie w roku 2014, kiedy to występował w barwach częstochowskiego Włókniarza. Był on wówczas liderem zespołu i wywalczył 11 punktów. Ponownie startował on na tym owalu na początku sezonu 2016, gdy w barwach leszczyńskich „Byków” zapisał na swoim koncie 8 punktów z dwoma bonusami. Tamte występy jednak zbyt wiele mu nie pomogły, ponieważ po dołączeniu do zespołu ekipy „Jaskółek”, musiał on uczyć się na nowo tego toru. – To nadal dopiero początek sezonu. Oczywiście uważam, że normalnie w Tarnowie jest nieco bardziej twardo. Trudno coś więcej o nim powiedzieć. Sądzę jednak, że to dobry domowy tor, Gdy ktoś się do niego przyzwyczai, może jechać na nim naprawdę dobrze. Walczymy dalej i jestem pewny, że będzie znacznie lepiej – zagwarantował.
W 2. rundzie PGE Ekstraligi tarnowianie udadzą się pod Jasną Górę, aby zmierzyć się z byłym zespołem naszego rozmówcy. Przed tym starciem nie uważa on, że jego drużyna jest bez szans, choć będzie to pierwsze w tym sezonie spotkanie na torze rywali. – Czekam już na kolejne spotkanie. W Częstochowie zawsze jest dobry tor do ścigania, bywają tam ciekawe wyścigi. Trzymamy kciuki za dobry rezultat. Wyjazdowy pojedynek będzie ciężki. Jeśli jednak każdy „zaskoczy” i wykona swoją robotę, możemy mieć tam szansę. Można popatrzeć na niedzielny mecz – jeśli spojrzymy na „papier”, nie jesteśmy tacy silni. Wszyscy jednak wykonaliśmy swoje zadanie. Każdy po prostu musi punktować i o to chodzi – podsumował rozmowę, Peter Kildemand.
Źródło: własne
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!