Pierwszy polski mistrz świata, Jerzy Szczakiel, zmarł w wieku 71 lat. Choć dla wielu zawsze kojarzyć się on będzie ze złotem, mi zawsze przyjdzie na myśl spokój, którym emanował.
Październik 2019, Toruń, Motoarena. Tłum szaleje. Chwilę temu. w półfinale rundy Grand Prix, Bartosz Zmarzlik zapewnił sobie tytuł mistrza świata. Pośród tych śpiewów, zbiorowych przytuleń, stoi jeden człowiek. W momencie wjazdu świeżo upieczonego mistrza na metę kiwa głową i z pomocą Rudolfa, swojego serdecznego kolegi, zmierza ku studiu telewizyjnemu. To Jerzy Szczakiel – pierwszy polski mistrz świata na żużlu.
I właśnie ten spokój Pana Jerzego wspominam najbardziej. Spokój, którym emanował. Nieważne czy tematem rozmowy były wspomnienia jego mistrzowskiego tytułu czy innego zawodnika. To było coś, czego brak dziś wielu zawodnikom. To, wraz z niesamowitą pracowitością doprowadziło go do tytułu najlepszego na świecie. Tamten chorzowski triumf został zresztą wywalczony w niesamowitych okolicznościach. Bieg dodatkowy, który decydował o złocie od razu ułożył się po jego myśli. Świetnie ruszył spod taśmy, ale ścigający go Ivan Mauger nie odpuszczał. Nowozelandczyk był bardzo szybki, jednak zabrakło mu chłodnej głowy. Na wejściu w drugi łuk chcąc wyprzedzić Polaka, wpadł w jego tylne koło i upadł. Polakowi udało się utrzymać na motocyklu, dzięki czemu sięgnął po złoto. Spokój Szczakiela triumfował.
Żużla zasmakował dzięki siostrze, która pracowała jako listonoszka i wygrywała wyścigi kolarskie dla pracowników poczty. Wśród nagród były motocykle. Dzięki temu Jerzy Szczakiel poznał sprzęt, który, jak pokazało życie, był mu pisany. Całą karierę spędził w Kolejarzu Opole. Choć dziś o taką lojalność względem klubu trudno, wówczas transfery nie należały do częstych zjawisk.
Nie miał szczęścia jeśli chodzi o zdrowie. Dbając właśnie o nie musiał zakończyć karierę. W 1977 roku brał udział w karambolu, w wyniku którego złamał nogę. Dwa lata później na treningu w Opolu nie opanował motocykla i upadł na plecy. Wówczas ucierpiał kręgosłup. Poważne upadki sprawiły, że w 1979 roku żużlowi trzeba było powiedzieć pas. Jego nazwiskiem nazwano statuetki wręczane najlepszym zawodnikom PGE Ekstraligi.
W ostatnich latach zmagał się z chorobą, której uległ we wtorek rano. Miał 71 lat.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!