Jeszcze kilka lat temu widok Mariana Wardzały w parku maszyn nikogo nie dziwił. Teraz, kiedy spotyka się legendarnego trenera z Tarnowa, jest to nie lada gratka. Porozmawialiśmy o niedzielnym spotkaniu w Grudziądzu oraz o tym, jak wyglądał tor 37 lat temu.
Spotkanie z Marianem Wardzałą, to zawsze duża przyjemność. Trener zawsze odnosi się do historii i przy każdym spotkaniu wiele można się od niego dowiedzieć i nauczyć. Rozmawiamy na gorąco po zakończeniu meczu MRGARDEN GKM Grudziądz – Grupa Azoty Unia Tarnów, który zakończył się wynikiem 52:38.– Myślałem że punkt bonusowy uda nam się wywieźć do Tarnowa, bo bardzo by się nam przydał. Ja w to wierzyłem. Może nie tyle o wygrany wynik meczu, ale w wywiezienie punktu bonusowego wierzyłem. To jest sport. Widać, że miejscowi zawodnicy czują się świetnie na tym torze, rządzą i dzielą. To nie są wymuszone zwycięstwa, tylko wypracowane – czysto i w sportowej atmosferze.
Pytam : powiedział Pan „wywieziemy”. To znaczy że nadal w sercu niezmiennie jest Jaskółka. – Oczywiście! Nie da się zapomnieć 45 sezonów spędzonych w Unii Tarnów. W każdym razie ja o tym nie zapominam – odpowiada Marian Wardzała.
Jak trener Wardzała ocenia obie drużyny? Ich słabe i mocne punkty?
– Nie chciałbym oceniać drużyny z Tarnowa. To rola trenerów i oni będą to oceniać. Ja patrzę na to teraz okiem kibica. Pierwsza sprawa która nie wyszła, to błąd Kuby Jamroga na starcie. Ten błąd musiał go mocno zdeprymować, bo później mocno walczył na trasie a tym startem stracił bardzo dużo. Natomiast Łaguta jest poza zasięgiem. Myślałem, że Krystian Pieszczek będzie strzelbą która wypali za każdym razem. Był ładny bieg w jego wykonaniu, ale były też nieudane. Znajomość swojego toru, to jest zawsze duża siła.
Przed meczem mieliśmy okazję dłużej porozmawiać i przejść się po grudziądzkim parku maszyn. Trener Wardzała witał się serdecznie ze wszystkimi. Gołym okiem widać, że wszyscy darzą go szacunkiem. Przyjazd do Grudziądza, obudził też wspomnienia. Marian Wardzała zdradził, że grudziądzki tor należał do jego ulubionych: – To był mój ulubiony tor, bo tu jest szybkość. Tu mi się zawsze fajnie jeździło po całej szerokości. Oczywiście w danej fazie meczu. Ja lubiłem takie tory gdzie można było poszaleć i przy kredzie i przy płocie. Jeździłem tutaj wiele razy i pamiętam ten tor, kiedy był bardzo wąski. To był 1981 rok. Ten tor był czarny i wąski. Później go poszerzono ale nadal pozostał czarny. W kolejnym roku całkowicie go zmodernizowano: zmieniła się nawierzchnia na granitową, poszerzono i podniesiono łuki pod bandą i ta geometria jest zachowana praktycznie do dzisiaj. Tor nadal wymaga dużej techniki i dla zawodników przyjezdnych jest zawsze trudny do dopasowania. Myślę, że gospodarze nadal mają atut tego toru – wspomina na zakończenie.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!