Reprezentacja Słowenii była blisko, by wyeliminować z finału Monster Energy FIM Speedway of Nations - Duńczyków. Niestety, świetna postawa Mateja Zagara na niewiele się zdała, zabrakło odrobiny więcej wsparcia ze strony partnerów.
Słoweńcy rozpoczęli zmagania od sporej sensacji, gdy Matic Ivacic przywiózł za plecami Emila Sajfutdinowa. Pamiętać trzeba jednak, że Rosjanin miał spore problemy w pierwszym łuku, co Ivacic wykorzystał. W kolejnych wyścigach Ivacic wraz ze Skorją zdobyli jeszcze tylko dwa punkty – Ivacic na wykluczeniu Manzaresa, a Skorja pokonał Puodżuksa.
– Myślę, że wykonaliśmy dobrą robotę. Jestem dumny z tego, co dokonaliśmy. Gdybyśmy zajęli trzecie miejsce, to mówiąc szczerze byłby to jakiś rodzaj cudu. Nie było daleko, ale w dzisiejszych czasach na żużlu nie da się przewidywać. Jest zdecydowanie potencjał, by się poprawić. Matic i Nick muszą odjechać więcej zawodów, zwłaszcza zagranicznych. Mam nadzieję, że z roku na rok będziemy się poprawiać – przyznał Matej Zagar dla speedwaygp.com.
Słoweńcy awansowali do biegu barażowego dla zawodników z miejsc 4-5. W nim remis z osłabionym Hancockiem dawał awans do starcia z Duńczykami. W ostatnim biegu tak łatwo nie było. Zagar zrobił swoje – pokonał Bjerre i Jepsena Jensena, ale Skorja już nie dał rady przedzielić zdecydowanie bardziej doświadczonych rywali. – W finałowym eliminatorze, wszystko rozstrzygało się wedle tego, który dojechał drugi zawodnik pary. Wiedziałem, że muszę uciekać, a co ma być, to będzie. Nie ma co się wstydzić tego, że mało nam brakowało i możemy być tylko dumni. Mam nadzieję, że przyszłość jawi się w jasnych barwach – dodał lider słoweńskiej kadry.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!