Liderem Nice 1. Ligi Żużlowej, po wyjazdowej wygranej z Unią Tarnów w stosunku 47:43, została w sobotę Arged Malesa TŻ Ostrovia Ostrów Wielkopolski. Po meczu zamieniliśmy kilka słów z trenerem przyjezdnych, Mariuszem Staszewskim.
Szkoleniowiec ostrowskiej ekipy, przed tym pojedynkiem otwarcie przyznawał, że to gospodarze – nawet przy osłabieniu brakiem Artura Mroczki – nadal byli faworytami pojedynku. Niemniej jednak to właśnie goście kontrolowali przebieg spotkania i pomimo dzielnych ataków tarnowian, wyjechali z „Jaskółczego Gniazda” z dwoma dużymi punktami, dopisanymi do ligowej tabeli. – Na pewno jesteśmy zadowoleni. Nadal uważam, że nie byliśmy w Tarnowie faworytami. Wiemy, że nie jechał Artur Mroczka, ale gdy jest sześć punktów straty, można wykorzystać rezerwę taktyczną. Myślę też, że za dużo było nerwowości w jeździe Mateusza Cierniaka. Gdyby nie to, tych punktów mógłby on zdobyć trochę więcej. W Tarnowie zawsze jechało się ciężko. Takiego meczu się spodziewałem i tak też było – mówił, po wygranym pojedynku, Mariusz Staszewski.
Gospodarzom na pewno nie pomogła pogoda. Jeszcze dzień przed sobotnim starciem Tarnów nawiedziły drobne, ale ciągłe opady deszczu, w pewnym momencie zmieniające się nawet w deszcz ze śniegiem. Ostatecznie w piątkowy wieczór aura się uspokoiła, a gospodarzom udało się przygotować bardzo bezpieczną nawierzchnię. W takich warunkach nie było jednak mowy o jakimkolwiek „atucie” domowego owalu. – Myślę, że trochę tej wody pomogło temu, że ten tor nie był aż tak twardy, jak zazwyczaj. Gospodarzom na pewno nie ułatwiło sprawy to, że pogoda „zrobiła” im nawierzchnię na ten mecz. Zawsze działa to na korzyść gości, tak też było i tym razem – przyznał otwarcie.
Przed sezonem, poza zagorzałymi ostrowskimi kibicami, chyba nikt nie obstawiał wysokiej pozycji Arged Malesy TŻ Ostrovii w końcowej tabeli ligowej. Za nami wprawdzie dopiero trzy kolejki, jednak podopieczni naszego rozmówcy mają na koncie już wyjazdowe zwycięstwo w Tarnowie, wyraźną wygraną u siebie z Gnieznem oraz niewielką porażkę na trudnym terenie w Łodzi. To na pewno napawa optymizmem, jednak to może odwrócić się jeszcze z każdą kolejną kolejką. – Żużel ma to do siebie, że wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Zobaczymy, co będzie dalej. Na razie skupiamy się na następnym meczu, czyli tym z Daugavpils u nas. To też będzie strasznie trudny pojedynek. Jak mówię – żyjemy kolejnym meczem i nie patrzymy na to, kto i na jakiej pozycji nas ustawia.
Zapytany na koniec, czy jednak ambicje nie rosną, wraz z osiąganymi wynikami, wzbraniał się przed ferowaniem takich wyroków. – Myślę, że jeszcze apetyt nie rośnie w miarę jedzenia. Po prostu jest za wcześnie, abyśmy mogli tak na to patrzeć – zakończył krótko, rozmowę z portalem speedwaynews.pl, Mariusz Staszewski.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!