H.Skrzydlewska Orzeł Łódź był o krok od sprawienia sensacji i zwycięstwa w Ostrowie Wielkopolskim. O wyniku zadecydował ostatni bieg, a wiele do zarzucenia sobie po nim miał Tomasz Gapiński.
Tomasz Gapiński był jednym z ojców sukcesu, jakim jest znakomity wynik w Ostrowie Wielkopolskim. Weteran, który znakomicie zna ostrowski owal przez większą część spotkania był bardzo szybki i pokazywał, że nie zapomniał jak ścigać się na torze Stadionu Miejskiego. To m.in. dzięki niemu przez większość meczu H. Skrzydlewska Orzeł Łódź prowadził. Zdradził jednak, że w końcówce zmieniły się nieco warunki torowe i zaczęło być korzystnie po zewnętrznej części toru. – Kreda trzymała bardziej po tych nocnych opadach deszczu. Na koniec zawodów zewnętrzna też zaczęła pracować lepiej. Szkoda, bo byliśmy bardzo blisko. Jesteśmy zawiedzeni, bo chcieliśmy to wygrać. To zresztą chyba było widać i zepsuliśmy te trzy ostatnie wyścigi. Tutaj gospodarze wspięli się na wyżyny, lepiej się dopasowali i lepiej dobierali ścieżki na torze i nie zwyciężyli – ocenił przygotowanie toru.
Zawodnik nie ukrywał, że bardzo liczyli na zwycięstwo, które dałoby łodzianom dużo spokoju. W obecnej sytuacji zajmują oni przedostatnie miejsce w rozgrywkach Metalkas 2. Ekstraligi, a niewiele brakowało i udałoby im się zwyciężyć na torze jednego z kandydatów do awansu. Potrafił jednak znaleźć pozytywy. – Jesteśmy po części źli, a po części szczęśliwi, bo wiele nie brakło. Postawiliśmy się mocno. Złapaliśmy wiatr w żagle i cała drużyna prezentuje się coraz lepiej. To widać, bo zwyciężyliśmy dwa mecze, a teraz było bardzo blisko. Chcemy jeździć coraz lepiej i walczyć – powiedział o sytuacji, w jakiej znalazł się H.Skrzydlewska Orzeł Łódź.
Pechowy defekt przed decydującym startem
Szybki Tomasz Gapiński mógł być zadowolony ze swojego występu… aż do decydującego starcia. Przed ostatnim biegiem sprzęt zawodnika nieco się uszkodził, co przełożyło się na dużą dawkę stresu i nerwów. To w takiej sytuacji zazwyczaj nie pomaga i tak też było tym razem. Dodatkowo uważa, że przesadził z korektami w motocyklu. – Przed wyścigiem piętnastym uległo awarii przednie koło w moim motocyklu. Do biegu wyjechałem dość późno. Wkradła się nerwowość, bo nie zdążyłem sobie uszykować pola startowego. Nie udało mi przez to wygrać startu. Bardzo tego szkoda, ale może też niepotrzebnie dużo zmieniłem przy sprzęcie. Miałem dobre starty, a na ten ostatni występ mnie korciło i wyszło źle. Brawo dla gospodarzy, okazali się lepsi. Gratuluję im. My mamy o czym myśleć. Zepsuliśmy te trzy ostatnie wyścigi i będzie nad czym myśleć oraz co analizować. Jeśli byśmy zwyciężyli to teraz moglibyśmy być trochę spokojniejsi. Potrzebujemy punktów – wyjawił Tomasz Gapiński.
Jak w pierwszym podejściu, tak i teraz bardzo ciepło przywitany został przez miejscowych kibiców, którzy pamiętają czasy, gdy jego klubem była Ostrovia i pełnił on w niej roli kapitana zespołu. – Pomimo tego, że nie jeżdżę w Ostrowie, zawsze fajnie się wraca. Byłem także u panów Jana i Andrzeja Garcarków. było miło i porozmawialiśmy. Dobrze się zajeżdża do Ostrowa, również na stadion. Kibice zawsze mnie wspierają i ciepło witają – za co dziękuję – zakończył.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!